Archive for the ‘Peloponez’ Category

Areopoli, Pirgos Dirou i okolice

Surowe z wyglądu AREOPOLI nadaje ton całej okolicy. Do XIX wieku miejscowość ustępowała znaczeniem Itilo, 6 km na północ; kiedy zbudowano nową drogę (i wytyczono nowe granice prowincji, wskutek czego Itilo znalazło się w Mesenii), Areopoli stało się centrum regionu. Zaszczytną nazwę – Miasto Aresa, boga wojny — miejscowość otrzymała za zasługi w czasie Powstania Greckiego; to tutaj Mavromihalis (którego pomnik stoi na głównym placu) ogłosił wybuch powstania.

Inne ciekawe miejsca w mieście odznaczają się typowym dla Mani pozornym pomieszaniem epok i stylów. Np. nad drzwiami do katedry Taksiarhis znajdują się prymitywne reliefy, które wydają się pochodzić mniej więcej z XII w:, dopóki nie dostrzeże się faktycznej daty powstania — 1798 r. Podobnie tutejsze wieże mieszkal­ne, choć wyglądają na średniowieczne, w istocie wzniesione zostały — w większości —   na początku XIX w.

Autobusy odjeżdżają z głównego placu; jadąc na północ w kierunku Kalamaty, niekiedy trzeba przesiadać się w Itilo.

Limeni

Areopoli oddalone jest o ok. kilometr od morza — dystans w sam raz na miły spacer. Najlepsza plaża znajduje się w LIMENI, maleńkim porcie 3 km na północ, gdzie nad porozrzucanymi domkami góruje odrestaurowana wieża mieszkalna Petrobeja

Mavromihalisa. Na nabrzeżu czynna jest tawerna ze świetnymi daniami z ryb i owoców morza. Kawałek dalej nad zatoką otwarto kolejną restaurację z pokojami do wynajęcia.

Jaskinie Pirgos Dirou

W odległości 8 km na południe od Areopoli leży wieś PIRGOS DIROU, skąd boczna droga prowadzi do podziemnych jaskiń, będących główną atrakcji turystyczną na Mani. W samej wsi stoi samotna dwudziestometrowa wieża mieszkalna, ale poza tym wszystko obraca się tu wokół jaskiń. Nie brakuje tawern i kawiarni, jest też sporo pokoi do wynajęcia. Najbliższe względem jaskiń — i morza — są pokoje nad restauracją Panorama.

Jaskinie Pirgos Dirou (VI-IX 8.00-18.00; X-V 8.00-15.00; 1400 dr) leżą obok morza i niewielkiej plaży, 4 km od głównej wsi. W sezonie ustawiają się tu zawsze długie kolejki, najlepiej więc zjawić się po południu w tygodniu, kiedy ludzi jest najmniej. Zwiedzanie składa się z dwóch części: najpierw płynie się pół godziny łódką po jaskiniach Glifada, dobrze oświetlonych i pełnych stalaktytów odbijających się w wodzie, której głębokość waha się od dwóch do dwudziestu metrów. Potem zwiedza się na piechotę jaskinie Alepotripa — potężne podziemne komnaty (jedna z nich ma wymiary 100 x 60 m), w których odkryto ślady prehistorycznych mieszkańców.

Bilet należy wykupić natychmiast po przybyciu na miejsce; w sezonie podczas weekendów w kolejce czeka się niekiedy nawet i cztery godziny, dlatego lepiej jest zjawić się jak najwcześniej z ekwipunkiem odpowiednim na przyległą plażę. Nie dysponując za bardzo czasem można w Areopoli wynająć taksówkę, która za opłatą poczeka w pobliżu jaskiń; cena takiego rozwiązania, zwłaszcza jeśli podzielić ją na cztery osoby, nie jest wygórowana. Kawiarnia koło jaskiń i plaży jest mało ciekawa, lepiej już urządzić sobie piknik.

Wgłąb Mani: z Githionu do Areopoli

Droga z Githionu do Areopoli rozpoczyna się pośród łagodnych krajobrazów i prowadzi przez oliwne i pomarańczowe gaje wzdłuż morza, nieco w głębi lądu, w pewnej odległości od plaż Githionu i Mavrovouni. Jakieś 12 km za Githionem szosa wkracza do wąwozu poniżej tureckiego zamku Passava. Zamek — wraz z drugim podobnym w Kelafie na zachodzie — miał za zadanie strzec Mani, czy też raczej przed mieszkańcami Mani. Do zamku niełatwo jest dojść (brak wyraźnej wytyczonej ścieżki), ale nagrodą za trudy jest wspaniały widok na dwie zatoki i wąwóz w kierunku Areopoli.

Pierwsza forteca w Passavie powstała jeszcze w czasach mykeńskich; wersja zachowana do dzisiaj to osiemnastowieczna turecka przeróbka frankońskiego fortu współczesnego Mistrze, zniszczonego przez Wenecjan podczas ucieczki s Peloponezu w 1684r. Turcywycofali się stąd w 1780 r., kiedy klan Grigorakisów wyrżnął cały garnizon w odwecie za aresztowanie i egzekucję przez Turków przywódcy klanu.

Kawałek dalej za Passavą skręca w lewo odnoga, oznaczona ,J3elle Helene”. Prowadzi ona na piaszczystą plażę nad zatoką Vathi. Na południowym krańcu stoi Hotel Belle Helene; obok w sezonie czynny jest kemping. Za plażą stan drogi gwałtownie się pogarsza, można jednak przejechać przez las aż do wsi AGERANOS, gdzie znajduje się kilka wież mieszkalnych i kemping, a stamtąd — o ile uda się nie pogubić w plątaninie prowizorycznych dróg —  dalej, do SKOUTARI, obok której ciągnie się jeszcze jedna świetna plaża z rzymskimi ruinami. Lepsza droga do Skoutari odchodzi od głównej szosy Githion-Areopoli w miejscowości KARIOUPOLI, ozdobionej imponującą wieżą mieszkalną/fortem.

Od Passavy w stronę Areopoli ziemia jest urodzajna aż do góry Kouskouni, gdzie wkracza się na teren właściwego Wewnętrznego Mani. Droga przecina kolejną przełęcz z zamkiem Kelefa, nieco bardziej na północy; na południu widać kilka szczytów należących do pasma gór Tajgetos. Ze wzgórz droga zjeżdża prosto do Areopoli.

Półwysep Mani

Półwysep Mani, najdalej na południe wysunięty półwysep w Grecji, ciągnie się od Githionu na wschodzie i Kardamili na zachodzie do przylądka Tenaron (Matapan), gdzie mitologia umiejscawiała wejście do Hadesu. Trzon półwyspu tworzą szare, masywne góry Taigetos i ich południowe przedłużenie, Sangias. Krajobraz jest tu dziki i surowy, bardzo przypominający północne rejony Szkocji. Żaden inny rejon Grecji nie wydaje się równie bliski średniowieczu — które trwało tu bez większych zmian aż do końca ubiegłego stulecia.

Nieco historii

Kluczem do historii Manijczyków są góry — groźna naturalna bariera, za którą przez dwa tysiące lat chronili się przed kolejnymi okupantami uciekinierzy z Lakonii. Dorowie nigdy nie dotarli tak daleko na południe, Rzymianie sprawowali kontrolę nieledwie symboliczną, zaś chrześcijaństwo zawitało tu dopiero w IX w. (prawie pięćset lat po powstaniu Cesarstwa Bizantyjskiego). W czasach, gdy Peloponezem władali Wenecjanie i Turcy, raz po raz wybuchały tu powstania, których ukoronowaniem była rebelia 17 marca 1821 r., na tydzień przed tym, jak biskup Germanos wywiesił grecki sztandar w Kalavricie, dając tym sygnał do rozpoczęcia Powstania Greckiego.

Społeczność manijska o silnie rozwiniętej świadomości narodowej rządziła się własnymi surowymi prawami i obyczajami, z których najważniejszym i najciekaw­szym była przedziwna tradycja zawiłych wojen rodowych. Rozwinęła się ona w złożonym feudalnym społeczeństwie, jakie powstało na półwyspie w XIV w. Kiedy zjawili się tu uchodźcy z Bizancjum, wyodrębniła się spośród nich warstwa arystokracji zwanej Niklianami. Wsie, położone gęsto jedna obok drugiej, stopniowo zamieniały się w prawdziwe rodowe twierdze poszczególnych klanów. Uboga, skalista ziemia nie mogła wykarmić tylu ludzi, do zapewnienia ogólnego dobrobytu nie wystarczyły też zyski z tradycyjnie uprawianego korsarstwa, nic więc dziwnego, że przez pięć następnych stuleci klany toczyły ze sobą bezustanne krwawe wojny o ziemię, władzę i prestiż.

Kiedy spory i waśnie nasiliły się, poczęto budować charakterystyczne forty, a właściwie wieże mieszkalne z marmurowym dachem, które wedle skomplikowane­go prawa obowiązującego na Mani mogli wznosić wyłącznie potomkowie Niklianów. W fortach— często w obrębie jednej wsi — mieszkali członkowie walczących ze sobą rodów. Zasady i cele wendety były precyzyjnie określone: należało doszczętnie zniszczyć wieżę wrogów i wyrżnąć w pień wszystkich mieszkańców płci męskiej. Ulubioną formą ataku było niszczenie cennego marmurowego dachu; aby maksymalnie utrudnić zadanie przeciwnikowi, wieże wznoszono zatem na wysokość czterech-pięciu pięter.

Wybuch konfliktu zbrojnego obwieszczało bicie kościelnych dzwonów; od tej chwili przeciwnicy chronili się w wieżach, strzelając do siebie czym popadło. Wojny trwały kilka, kilkanaście, a niekiedy nawet kilkadziesiąt lat; kobiety (które miały zagwarantowaną nietykalność) dostarczały walczącym mężczyznom żywność, amu­nicję i inne niezbędne zapasy. Przy dłuższych wojnach zawierano rozejmy na czas żniw, po czym zabawa trwała dalej. Zwykli mieszkańcy wiosek — chłopfnie należący do Niklian — na czas konfliktu musieli się ewakuować. Wojna kończyła się, kiedy wybito wszystkich członków jednego rodu lub kiedy cały klan poddał się przeciw­nikowi (tzw. psihiko). W tym drugim przypadku pokonani podchodzili kolejno i całowali w ręce tych rodziców ze zwycięskiej strony, którzy w wojnie utracili „strzelców” (tak Manijczycy określali dzieci płci męskiej). Następnie zwycięzcy dyktowali surowe warunki, po wypełnieniu których pokonani mogli pozostać w wiosce.

Wojny Manijczyków umiejętnie wykorzystali Turcy. Pierwsze skierowane prze­ciwko nim powstanie mieszkańców półwyspu wybuchło w 1571 r. — w rok po wcieleniu tych ziem do Imperium Osmańskiego; kolejne organizowano przy pomocy Wenecjan, Francuzów i Rosjan. Turcy zastosowali jednak mądrą politykę, przy­znając Mani pewną autonomię i wyznaczając przywódcę jednego z klanów na „beja” zarządzającego tym regionem. System sprawdzał się aż do XIX w., kiedy bejem został Petrobej Mavromihalis z Limeni, któremu udało się zjednoczyć zwaśnione wcześniej klany. Dowodzona przez niego armia Manijczyków walnie przyczyniła się do zwycięstwa Powstania Greckiego.

Kiedy skończyło się Powstanie i na mapach pojawiła się niepodległa Grecja, rebelia manijska — co wcale nie było aż takie dziwne — trwała dalej. Mavromihalis niemal natychmiast pokłócił się z pierwszym prezydentem Kapodistriasem i, wraz z innymi członkami klanu, wylądował w więzieniu w Nafplionie. W odwecie bracia Petrobeja zamordowali prezydenta. Monarchia, którą po tym wydarzeniu narzuciły Grecji europejskie mocarstwa, z początku radziła sobie lepiej. Jednakże w 1833 r. król Otton postanowił zaprowadzić porządek w anarchizującej części królestwa i wysłał na Mani oddział wojska, którego zadaniem było zburzenie sławnych manijskich wież. Pierwsza ekspedycja wpadła w zasadzkę, żołnierzy pozbawiono przyodziewku i za okupem odesłano z powrotem. Podobnie stało się z drugą grupą, liczącą sobie już 6000 żołnierzy. Wówczas do głosu doszli pragmatycy — jeden z niemieckich królewskich oficerów wizytujących Mani zaproponował utworzenie specjalnej milicji manijskiej. Pomysł przyjęto z entuzjazmem i tak narodziła się*— żywa do dzisiaj w greckiej armii — tradycja oddziałów manijskich. Tak czy owak, ostatnią wojnę na Mani klany stoczyły w 1870 r. w wiosce Kitta; aby ją zakończyć, niezbędna była interwencja regularnego wojska.

Niestety, w tym stuleciu wszystko podupadło, wsie coraz bardziej się wyludniają. W miejscowościach takich jak Vathia czy Kitta, które niegdyś miały po kilkuset mieszkańców, obecnie żyje ich ledwie garstka, głównie starców. Region słynie jako najbardziej konserwatywny w całej Grecji, zarówno obyczajowo, jak i politycznie. Manijczycy cieszyli się sporymi względami junty pułkowników; na półwyspie zbudowano wtedy drogi, sieć elektryczną i wodociągi. W plebiscycie w 1974 r. niemal wszyscy głosowali tu za monarchią; do dzisiaj jest to jedno z niewielu miejsc w Grecji, gdzie widać poparcie dla ultraprawicowej Partii Nacjonalistycznej.

Zwiedzanie Mani

Półwysep dzieli się na dwie części: Ekso (Zewnętrzną) i Mesa (Wewnętrzną lub Głęboką). Wybrzeża Wewnętrznego Mani są poszarpane, gdzieniegdzie urozmaicone niewiel­ką zatoczką; w głębi lądu niepodzielnie panują skały. Główną atrakcją, od pewnego czasu bardzo popularną wśród turystów, są fenomenalne jaskinie w Pirgos Dirou . Dalej na południe przyjezdnych spotyka się jednak niewielu. Warto tu zobaczyć takie nadmorskie wioski, jak Gerolimin na wybrzeżu zachodnim, czy Kotronas na wschodnim, ale przede wszystkim na uwagę zasługują wieże mieszkalne i kościoły.

Tych pierwszych zachowało się całkiem sporo, szczególnie w takich miejscowoś­ciach jak Kitta, Vathia czy Flomohori. Trudniej znaleźć kościoły, częstokroć stojące w znacznej odległości od wsi. Warto jednak poszukać, wiele pochodzi z X-XII w., kiedy to Manijczycy z entuzjazmem przyjmowali chrześcijaństwo. W niemal każdym z kościołów zachowały się prymitywne freski.

W Ekso Mani — na odcinku od Areopoli do Kalamaty — liczą się przede wszystkim plaże. Dwie piękne miejscowości wypoczynkowe w tym rejonie to Stoupa i Kardamili, obecnie gwałtownie się rozrastające, ale nadal nie zniszczone przez cywilizację. Wielką atrakcją jest też sama droga wspinająca się stromo pod górę w Taigetos, by następnie zjechać serpentynami nad morze.

Githion

GITHION, starożytny port Sparty, to brama wjazdowa na malowniczy półwysep Mani i jedna z bardziej atrakcyjnych miejscowości na południu Grecji. Obok spokojnej przystani, do której z rzadka zawijają promy z Pireusu, Kithiry i Krety, ciągną się zgrabne dziewiętnastowieczne domki kryte dachówką. Niedaleko leży plaża, można też bez problemu wynająć pokój. Główną atrakcją turystyczną jest tu wysepka Marathonissi, w starożytności Kranae, połączona z lądem długim wąskim molo. Na wyspie, po uprowadzeniu pięknej Heleny z pałacu Menelaosa w Sparcie, zatrzymał się trojański książę Parys. Tutaj też na pierwszą randkę przychodzą zakochani.

Miasto

Marathonissi/Kranae to główna atrakcja, której wczesnym wieczorem warto poświęcić godzinę, by popływać ze skał w stronę latarni morskiej (uwaga na jeżowce). Pośród drzew i krzewów na wyspie wznosi się odrestaurowana niedawno wieża obronna. Została ona zbudowana w latach osiemdziesiątych XVII w. przez wyznaczonego przez Turków beja Mani i miała strzec przystani przed atakami nieposłusznych Greków. Budynek szumnie nazwano „Muzeum Mani”, mimo że nie dotarły jeszcze do niego żadne eksponaty.

Wysepkę i miasto można zobaczyć z wysokości, wchodząc po stromych, schodkowych uliczkach na wzgórze — starożytny akropol. W czasach rzymskich osada wokół akropolu, znana jako Larission, wzbogaciła się na eksporcie rozkolca — mięczaka, z którego otrzymywano purpurowy barwnik służący do farbowania cesarskich tog.

Obecnie znaczna część ruin znajduje się pod wodą, oglądać można natomiast pozostałości po rzymskim teatrze na północno-wschodnim krańcu miasta. Idzie się ok. 300 m drogą oznakowaną Tahidromio (poczta), która kończy się przy koszarach wojskowych obok znaku „STOP”. Teatr ma tylko 80 m średnicy, ale większość kamiennych ławek zachowała się w znakomitym stanie. Doskonale widać tu, jak w Grecji mieszają się ze sobą różne kultury i okresy: na terenie teatru postawiono bizantyjski kościół (obecnie zrujnowany), który z kolei wykorzystano przy budowie zewnętrznych murów koszar.

Wyspa Andikithira

Niewielka wyspa ANDIKITHIRA leży na trasie z Kithiry do Kastelii na Krecie; prom przypływa tu dwa razy w tygodniu (tylko latem). Wyspa jest skalista i uboga, elektryczność dotarła na nią dopiero w 1984r. Atrakcją jest ciekawa flora i sporo dzikiego ptactwa, nie należy natomiast oczekiwać towarzystwa ludzi. Wszystkich mieszkańców jest ledwo pięćdziesięciu, w tym lekarz i nauczyciel (w szkole uczy się troje dzieci, 25 lat temu było ich 37).

Wyspiarze mieszkają w dwóch osadach: przystani POTAMOS i wsi SOHORIA. Latem w obu można wynająć pokój o raczej niskim standardzie (brak WC i bieżącej wody); poza sezonem wymaga to nieco perswazji. W Sohorii czynny jest jedyny sklep na wyspie, zaopatrzony jedynie w najbardziej podstawowe towary: brakuje wina, świeżej żywności i jajek, chleb wypiekany jest tylko raz w tygodniu (w poniedziałek!).

Od Hory w głąb lądu

W LIVADI, 4 km na północ od Hory, jest trochę pokoi do wynajęcia i tawern oraz (2 km dalej) bardzo angielski z wyglądu łukowy most — pozostałość z XIX w., kiedy Brytyjczycy sprawowali protektorat nad Wyspami Jońskimi. Ze wsi droga prowadzi na zachód do KALOKERINES i dalej 3 km do najważniejszego klasztoru na wyspie, zwanego Panagia Mirtidion. Klasztor usytuowany jest pośród cyprysów nad dzikim, smaganym wiatrami zachodnim wybrzeżem. Za klasztorem droga schodzi w dół do niewielkiej przystani LIMN ARIA. Wzdłuż skalistego, mało zachęcającego wybrzeża trudno znaleźć jakąś plażę.

Milopotamos, Kato Hora i jaskinia Agia Sofia

Na północ od Livadi główna droga przecina posępny płaskowyż z kilkoma niemal zupełnie wymarłymi osadami. W DOKANIE warto zboczyć do MILOPOTAMOS, ślicznej tradycyjnej wioski przypominającej dosłownie oazę w leśnej dolinie; znajduje się tu jeden nader drogi hotel.

W pobliżu warto zobaczyć wodospad, niewidoczny z góry z powodu gęstej roślinności. Idzie się za drogowskazem „Neraida” obok opuszczonej restauracji. W zarośniętej dolinie poniżej wodospadu stoi zrujnowany młyn wodny, od którego wzięła się nazwa wsi.

Kato Hora, 500 m w dół drogi, to wymarły obecnie poprzednik Milopotamos otoczony murami weneckiej fortecy. Forteca jest nieduża i wygląda raczej niegroźnie — w odróżnieniu od zamku w Horze służyła nie za garnizon weneckich wojsk, ale za schronienie dla mieszkańców w razie ataku na wieś. Wszystkie domy w obrębie murów, a także większość na zewnątrz, są opuszczone. Dalej stroma, nie asfaltowana droga biegnie przez 5 km wspaniałymi okolicami do Limionas. skalistej zatoki z niedużą, acz piękną, białą, piaszczystą plażą.

Większość turystów pojawia się w Milopotamos, by zobaczyć jaskinię Agia Sofia, największą i najokazalszą spośród licznych jaskiń na wyspie. Od wsi idzie się za drogowskazem ok. pół godz. Jaskinia otwarta jest regularnie, tylko latem (15.00-20.00), w innych porach roku można zwykle znaleźć przewodnika w tawernie w Milopotamos. Jaskinię na pewno warto zobaczyć; kolejne, zdobione stalaktytami i stalagmitami pieczary schodzą stopniowo na głębokość 250 metrów. Pobielone wapnem wejście pełni funkcję kościoła, nie brak w nim nawet malowanego ikonostasu.

Wybrzeże południowo-wschodnie

Plaża w Kapsali jest całkiem przyzwoita, ale w lipcu i sierpniu wylegują się na niej tłumy. Więcej spokoju znaleźć można na wybrzeżu wschodnim, w stronę Avlemonas. Trzeba jednak pamiętać, iż drogi nie są tu brukowane, a jazda na motorowerze jest bardzo niebezpieczna.

Firi Ammos i Kambonada

Firi Ammos, niezła piaszczysta plaża położona najbliżej Kapsali, jest popularna, ale nie nadmiernie zatłoczona, nawet w szczycie sezonu. Trzeba jechać brukowaną drogą do sennej wsi KALAMOS (północna boczna droga między Kapsali a Horą); od wsi na Firi Ammos schodzi się oznakowaną polną drogą.

Na Firi Ammos — a także na Kambonadę, następną plażę na północy — można też dostać się ze wsi LIVADI w głębi lądu, przy drodze z Hory do Aroniadiki.

Paleopoli i Avlemonas

Do PALEOPOLI, niewielkiej osady liczącej ledwo kilka odległych od siebie domów, prowadzi droga z ARONIADIKI. W starożytności istniało tu miasto Skandia, zaś wykopaliska na cyplu Kastri ujawniły pozostałości po ważnej kolonii minojskiej. Do oglądania jest właściwie niewiele oprócz skorup naczyń, znajdowanych w niskich

sypiących się klifach, ale ze względu na znaczenie archeologiczne nie wpuszcza się na ten teren turystów. W związku z tym czynna jest tylko jedna tawerna Skandia(VI-IX), usytuowana na znakomitej dwukilometrowej kamienisto-piaszczystej pla­ży, ciągnącej się po obu stronach cypla.

Równie atrakcyjnie wyglądają okolice: szeroka dolina otoczona dzikimi wzgórza­mi. Paleokastro, góra widoczna na zachodzie, to miejsce, gdzie isttfiała starożytna Kithira oraz świątynia Afrodyty; również i tutaj do oglądania jest niewiele. Dolinę przecina polna droga skręcająca w prawo do maleńkiego, bielonego wapnem kościółka powyżej klifów. Stamtąd można zejść na piękną kamienistą plażę Keladi z jaskiniami i skałami wchodzącymi głęboko w morze.

AVLEMONAS, 2 km na wschód od Paleopoli, to maleńki port rybacki z dwoma tawernami, kilkoma pokojami do wynajęcia i mało ciekawą wenecką fortecą. Skaliste wybrzeże i posępna sceneria sprawiają, że wieś wygląda jak na chwilę przed końcem świata.

Diakofti

Równie posępna i odludna jest DIAKOFTI, po drugiej stronie gór, na północ od Avlemonas, która mimo to przekształciła się w dość popularną miejscowość wypoczynkową dla greckich rodzin. Główną atrakcją jest tu maleńka biała piaszczysta plaża, od strony lądu ograniczona kilkoma chatkami rybaków; na­przeciwko widać wysepkę Makronisi — malowniczą, ale latem zatłoczoną. We wsi jest mnóstwo pokoi do wynajęcia, kilka tawern oraz wyraźny znak zakazujący rozbijania namiotów.

Kapsali i Hora

KAPSALI, oprócz tego, że jest przystanią, jest też głównym miejscem na Kithirze utrzymującym się przede wszystkim z turystyki. To właśnie tutaj zatrzymuje się większość turystów z zagranicy, często zawijają też jachty w drodze z Morza Egejskiego na Wyspy Jońskie i do Włoch. Niewątpliwie uroku dodają jej podwójne, kamienisto-piaszczyste plaże. Przy większej z dwóch zatok czynnych jest kilka tawern i barów, w których toczy się całe życie nocne na Kithirze. Tawerna najbliższa względem przystani wyróżnia się smacznym jedzeniem po umiarkowanych cenach.

Hora

HORA (lub miasto KITHIRA), 2 km pod górę od Kapsali, jest równie pięknie położona; domy, otaczające kilkoma szeregami wenecki zamek, zbudowane są w stylu cykladzkim. Wewnątrz zamku większość zabudowań jest zrujnowanych, wspaniale widać stąd jednak Kapsali i, daleko w morzu, wysepkę Avgo (Jajo), na której wedle legendy urodziła się Afrodyta. Poniżej zamku znajdują się pozostałości po starszych bizantyjskich murach oraz dwadzieścia jeden bizantyjskich kościołów w różnych fazach rozpadu. W niewielkim muzeum zgromadzono znalezione na wyspie zabytkowe przedmioty — zwłaszcza z okresu minojskiego — pochodzące z wykopalisk w Paleopoli.

W porównaniu z Kapsali Hora jest bardzo cicha. Latem czynnych jest tu kilka tawern, z których zdecydowanie najlepszą jest Zorba, ale mało komu chce się tu wspinać z Kapsali. Poza sezonem otwarta jest tylko jedna kawiarnia/bar szybkiej obsługi w pobliżu rynku. Trochę łatwiej znaleźć tu pokój do wynajęcia.

Agia Pelagia i północna Kithira

Większość turystów po raz pierwszy styka się z Kithirą w głównym porcie AGIA PELAGIA. Mało ciekawa kamienista plaża i współczesna zabudowa sprawiają w pierwszej chwili nieszczególne wrażenie. Potem jednak okazuje się, że jest tu sporo niezłych tawern, barów i pokojów do wynajęcia, a nawet stosunkowo luksusowy Pension Kytheria.

Dalej na południe ciągną się znakomite plaże. Z miasteczka wychodzi polna droga biegnąca wzdłuż brzegu przez ok. 3 km. Mija ona coraz bardziej dziko wyglądające odcinki wybrzeża pokrytego kamieniami i piaskiem przemieszanym ze żwirem, po czym dociera do wylotu wąwozu Kako Langadi. Kto ciekaw, może spenetrować wejście do wąwozu, ale żeby przejść do Paleohory na przeciwległym krańcu (zob. dalej), niezbędny jest sprzęt wspinaczkowy.

Potamos i okolice

Z Agia Pelagia główna droga wije się przez góry w stronę POTAMOS, największej wsi na Kithirze. Jest tu trochę pokoi do wynajęcia, tawerny, banki i poczta, biuro Olympic Airways oraz stacja benzynowa.

Tutaj też znajduje się większość sklepów na wyspie, a w niedzielę odbywa się targ — największa regularna impreza na Kithirze. Poza sezonem jest to jedno z niewielu miejsc na wyspie, gdzie wszystko jest otwarte. W sumie Potamos jest całkiem sympatyczną wioską i dysponując wypożyczonym pojazdem warto urządzić tu sobie bazę wypadową.

Z LOGOTHETIANIKA, nieco na południe od Potamos, polna droga schodzi w stronę zachodniego wybrzeża, ku niezłej piaszczystej plaży poniżej wysokich klifów, zwanej Agiou Eleftheriou.

Paleohora

Głównym powodem, dla którego warto zajrzeć do Potamos, jest PALEOHORA, zrujnowana średniowieczna stolica Kithiry, 3 km na wschód od wsi. Choć są to jedne, z najciekawszyćh ruin bizantyjskich na tym terenie, turystów pojawia się tu niewielu. Z racji wspaniałego położenia — na szczycie wzgórza u wylotu wąwozu Kako Langadi, ze stumetrową przepaścią z trzech stron — porównanie z Mistrą nasuwa się samo, aczkolwiek Paleohora jest znacznie mniejsza i wygląda raczej na ufor­tyfikowaną wieś niż miasto.

Osada leży poniżej okolicznych wzgórz, tak że nie widać jej ani z morza, ani z większej części wyspy, co chroniło ją przed grasującymi tu piratami. Miejscowość założyła w XIV w. bizantyjska szlachta z Monemvassi; tutaj też schroniło się wiele szlacheckich rodzin z Mistry, kiedy ta została zdobyta przez Turków. Mimo pozornej niedostępności i doskonałego ukrycia w 1537 r. miejscowość odkrył i złupił dowódca tureckiej floty Barbarossa (Chajr ad-Dim); siedem tysięcy mieszkańców wyspy zostało wówczas sprzedanych w niewolę.

Miasta nigdy nie odbudowano, wedle legendy nad miejscem ciąży złe fatum, co zapewne wyjaśnia, dlaczego w okolicy nie ma ani jednego domu. Na wzgórzach stoją jedynie liczne bizantyjskie kapliczki i choć w średniowieczu było to centrum Kithiry, dzisiaj nie mieszka tu nikt. U szczytu rozwoju liczba mieszkańców sięgała 800, kościołów było podobno aż 72, aczkolwiek trudno sobie wyobrazić, jak zdołano ich tyle zmieścić na tak niewielkim obszarze. Współcześnie główne ruiny to właśnie pozostałości po kościołach — niekiedy ze śladami fresków — i zamku. Teren jest nie ogrodzony i nigdy nie był poważnie badany przez archeologów, ostatnio jednak planuje się rozpoczęcie prac wykopaliskowych.

Dysponując własnym środkiem lokomocji, do Paleohory można pojechać polną drogą odchodzącą od głównej szosy z Potamos do Aroniadiki. Nie należy przejmować się turystyczną mapą Kithiry, według której Paleohora znajduje się jakoby około kilometra na północny wschód ( po przeciwnej stronie wąwozu). Na piechotę szybciej i ciekawiej idzie się ścieżką z maleńkiej wioski TRIFILIANIKA w pobliżu Potamos — wchodząc do wsi szukać po prawej zardzewiałego drogo­wskazu. Ścieżka miejscami jest bardzo zarośnięta i trzeba się nią przedzierać; ruiny widać dopiero po wyjściu na drogę nieco powyżej wąwozu.

Karavas

KARAVAS, 6 km na północ od Potamos, różni się bardzo od typowej wsi na wyspie; architekturą i położeniem — w głębokiej leśnej dolinie przeciętej strumieniem — przywodzi na myśl inne Wyspy Jońskie. Jest to jedna z najsympatyczniejszych wsi na Kithirze, i byłaby wspaniałą bazą wypadową, gdyby nie to, że jak na razie nie można tu ani nigdzie przenocować, ani nic zjeść.

Platia Ammos, przy końcu doliny, to piaszczysta plaża z czynną w sezonie tawerną, specjalizującą się w daniach rybnych. Cichsza i bardziej atrakcyjna jest kamienista Foumi, 2 km na południe.

Wyspa Kithira

Samotną wyspę Kithira, na południe od Peloponezu, tradycyjnie zalicza się do Wysp Jońskich. Jej historia związana jest z Wenecjanami, a później Brytyjczykami. Za czasów tych pierwszych zwana była Cerigo. W tym miejscu podobieństwa z resztą archipelagu w zasadzie się kończą. Pod względem architektury — bielone wapnem ściany i płaskie dachy — wyspa przypomina bardziej Cyklady, choć może dałoby się też dostrzec na niej pewne wpływy weneckie. Odmienny jest także krajobraz, zdominowany przez pokryte dzikimi krzewami wzgórza i poprzecinane głębokimi wąwozami wrzosowiska.

Po wojnie mieszkańcy wyspy masowo emigrowali albo do Aten, albo do Australii, tak że zaczęto nawet nazywać Kithirę wyspą emigrantów. Porzucone pola zarosły, a wsie nieraz całkowicie się wyludniły. Place są w nich puste, zaś szkoły i kafeniony zamknięte na cztery spusty. Kithira nigdy nie była wyspą bogatą, ale w przeszłości, podobnie jak Monemvassia, miała spore znaczenie strategiczne i gospodarcze, które tak samo utraciła z chwilą odzyskania przez Grecję niepodległości i otwarcia Kanału Korynckiego. Obecnie wyspa podniosła się nieco na nogi dzięki turystyce, ale większość pojawiających się tu latem gości to Grecy, zwłaszcza j. Australii, . przyjeżdżający w odwiedziny do rodzin. Tym nielicznym obcokrajowcom, jacy docierają na Kithirę, wyspa wydaje się istną oazą spokoju z pięknymi, nie zniszczonymi cywilizacją plażami.

Podróż i komunikacja

Większość promów i wodolotów z Pireusu czy Neapolis na Peloponezie przypływa do portu w AGIA PELAGIA w północnej części wyspy. Płynąc z Githionu lub Kastelli na Krecie, zazwyczaj ląduje się na południu, w KAPSALI, w pobliżu stolicy Kithiry, HORY. W obu przystaniach można zwykle złapać taksówkę, nie należy natomiast liczyć na transport publiczny — latem autobus kursuje ledwo raz dziennie z Agia Pelagia przez Potamos i Horę do Kapsali i z powrotem. Poza sezonem pełni funkcję autobusu szkolnego; komu nie przeszkadza towarzystwo szkolnej dziatwy, może zatrzymać go machnięciem ręki.

Żeby podróżować autostopem, trzeba mieć sporo cierpliwości, samochodów jeździ tu bowiem niewiele, nawet na głównej drodze z Hory do Potamos. Do większości miejsc na Kithirze, szczególnie plaż, trudno dotrzeć nie dysponując własnym środkiem lokomocji, warto więc wypożyczyć motorower, idealnie spraw­dzający się na tej wyspie, długiej na 30 i szerokiej na 15 km.

Lotnisko znajduje się w głębi wyspy, 8 km na wschód od Potamos; na przylatujących oczekują taksówki.