Archive for the ‘Peloponez’ Category

Świątynia Apollina w Bassai

Świątynia Apollina w BASSAI (VASI we współczesnej grece), oddalona o 14 km w głąb gór od Andritseny, jest najbardziej odludną i bodaj najwspanialej położoną świątynią w Grecji. Jakby tego było mało, jest to też — po ateńskim Tezejonie — najlepiej w całym kraju zachowany zabytek sztuki klasycznej; przez wiele lat uważano, że autorem świątyni był Iktinos, twórca Partenonu, ostatnio jednak teoria ta jakby wypadła z łask.

W tym miejscu, przynajmniej jak na razie, kończą się superlatywy. Niezależnie od tego, jak romantycznie świątynia wyglądała w przeszłości, obecnie przykrywa ją specjalny szary namiot wspierany równie potężnymi dźwigarami zakotwiczonymi . w betonie. W pobliżu w schludnych rzędach spoczywają fragmenty belkowania i fryzu. Nie ulega wątpliwości, że prace renowacyjne są absolutnie niezbędne—a sam namiot też jest swego rodzaju atrakcją — ale trudno nie przeżyć zawodu. Kto nie boi się rozczarowań, może dotrzeć do świątyni taksówką (ok. 1000 dr tam i z powrotem z jednogodzinnym oczekiwaniem na miejscu). Na piechotę idzie się drogą roz­poczynającą się za głównym kościołem w Andritsenie — trasa pnie się stromo pod górę i daje w kość, nie ma też co liczyć na życzliwego kierowcę, bo praktycznie nic tędy nie jeździ. Teren świątyni nie jest ogrodzony, za dnia pilnuje go stróż. Okolice są bardzo odludne i tym bardziej musiały wydawać się takie starożytnym.

Świątynię ku czci Apollina Epikuriosa („Pomocodawcy”) wznieśli Figalianie w podzięce za przetrwanie zarazy. Poza tym pełno tu niewiadomych: cała budowla usytuowana jest na nietypowej osi północ-południe, a z powodu lokalizacji w górach widać ją dopiero ze stosunkowo niewielkiej odległości. Zagadkowa jest też architek­tura: kolumny po stronie północnej są nie wiadomo dlaczego grubsze niż w innych częściach świątyni, zaś w celli znaleziono pojedynczą (pierwszą w Grecji) kolumnę w porządku korynckim, z której do dzisiaj przetrwała tylko podstawa. Posąg Apollina, prawdopodobnie wysoki na cztery metry i wykonany z brązu, znajdował się, co również niezwykłe, przed ową dziwną, samotną kolumną.

Dimitsana

DIMITSANA ze swymi brukowanymi uliczkami i pochylonymi domkami, za­jmującymi dwa bliźniacze wzgórza nad rzeką Lousios, wygląda równie ponętnie i uroczo jak Stemnitsa. Widoki z Dimitsany są oszałamiające. Wieś”leży u wylotu wąwozu; patrząc w dół rzeki dojrzeć można kominy elektrowni w Megalopolis i urwisko nieopodal Kariteny. Na wschodzie wznosi się Menalon, najlepiej widoczny z tutejszego Kastro (zamku), o którego przeznaczeniu w starożytności świadczą „cyklopie” mury.

W samej wsi wpada w oko kilka kościołów z wysokimi, kwadratowymi dzwonnicami, dowodzącymi silnych wpływów frankońskich, a zwłaszcza normańskich, w tej części Morei w XIII w. Jednakże nikt nie powinien kwestionować greckości Dimitsany. To tutaj przecież urodził się arcybiskup Germanos, który pierwszy rzucił w Kalavricie w 1821 r. hasło narodowego powstania przeciwko Turkom. Z Dimitsany pochodził też nieszczęsny patriarcha Grigoris V, powieszony w Konstantynopolu na rozkaz sułtana, kiedy ten dowiedział się o rebelii wznieconej przez jego ziomka. W czasie wojny w tej wówczas niemal całkowicie odciętej od świata miejscowości mieściło się stanowisko dowodzenia wszędobylskiego Kolokot­ronisa oraz fabryka prochu. Wcześniej klan Kolokotronisa miał kryjówkę w żeńskim klasztorze Emialon (9.00-14.00), 3 km w stronę Stemnitsy.

Noclegi oferuje niewielki (tylko 5 miejsc) zajazd przy placu we wschodniej części miasteczka; właścicielka niechętnie wynajmuje na krótkie okresy. Około 1,5 km za Dimitsaną, przy drodze do Stemnitsy stoi bardzo miły Hotel Dimitsana. Taverna Kallithea, naprzeciwko hotelu, to najlepszy lokal w okolicy; poza tym we wsi jest jeszcze kiosk z suwlaki i mało ciekawa knajpa w piwnicy zwana Ylahos. .

W stronę Olimpii

Jadąc do Olimpii i korzystając z transportu publicznego, należy, pamiętać, że z połączeniami jest tu kiepsko i pierwszy odcinek, z Dimitsany do KARAKOLOU lub VITINY przy głównej drodze z Tripoli do Pirgos, być może trzeba będzie pokonać autostopem lub taksówką.

Najprzyjemniejszym przystankiem po drodze jest LANGADIA (18 km w stronę Olimpii) z jej tarasową zabudową i bulgoczącymi śluzami schodzącymi do rzeki, znacznie poniżej szosy. Można przyjechać tu porannym autobusem, zjeść lunch i pojechać dalej tego samego dnia po południu lub też zatrzymać się na noc w jednym z dwóch przyzwoitych hoteli: Kentrikon bądź Langadia.

Po drodze do Olimpii mniej przesiadek i przystanków jest na trasie z Kariteny przez Andritsenę, trzeba tylko cofnąć się nieco na południe.

Stemnitsa

STEMNITSA (w oficjalnej, rzadko używanej zhellenizowanej formie IPSOUNDA), 15 km na północ od Kariteny, przez stulecia była jednym z głównych ośrodków kowalstwa na Bałkanach. Obecnie miasto jest bardzo wyludnione, ale nadal fascynujące dzięki niewielkiemu muzeum folkloru, szkole kowalstwa artystycznego (z warsztatem koło przystanku autobusowego) i kilku wspaniałym średniowiecznym kościołom.

Wąwozy dzielą miasteczko na trzy wyraźnie odrębne części: Kastro (starożytny akropol), Agia Paraskevi (na wschód od strumienia) i Agios Ioannis (na zachód od strumienia). Muzeum Folkloru (pn. i śr.-pt. 17.00-19.00, sb. i nd. 11.00-13.00 i 17.00-19.00) znajduje się w tej ostatniej, tuż obok głównej drogi, i już dla niego samego warto przyjechać do Stemnitsy. Na parterze zrekonstruowano warsztaty rzemieślnicze typowe dla tego rejonu Grecji: wytwórnię świec, odlewnię dzwonów, warsztat szewski i pracownię jubilerską. Na piętrze z kolei zobaczyć można wnętrza bogatego salonu oraz mniej zamożnego domu. Natomiast na najwyższym piętrze zgromadzono trochę jakby przypadkowe zbiory rodziny Sawopoulos: talerze wykona­ne przez mistrza Avramidesa (uchodźcę z Azji Mniejszej), tkaniny i stroje z całej Grecji, broń, przedmioty z miedzi oraz XVIII- i XIX-wieczne ikony. Po drodze do muzeum warto zajrzeć do szkoły rzemiosła artystycznego, w której pracują ostatni mistrzowie obróbki srebra, złota i miedzi.

Spośród wszystkich bizantyjskich kościołów w mieście najłatwiej zwiedzić XVII-wieczną bazylikę Trion Ieraron, obok szkoły; opiekun świątyni mieszka w niskim białym domku na zachód od głównego wejścia. Zwiedzenie pozostałych kościołów — ozdobionych freskami i zamkniętych — wymaga trochę wysiłku (trzeba pochodzić za kluczami), chyba najwspanialej położona jest kaplica Zoodohos Pigi (również z XVII w.) na wzgórzu powyżej Agia Paraskevi; niestety, przez maleńkie okienka można zobaczyć niewiele z tego, co jest w środku. W przyległym niewielkim klasztorze podczas Powstania Greckiego odbyła się pierwsza gerousia (narada) dowódców oddziałów partyzanckich, co mieszkańcom Stemnitsy pozwala uważać miasto za pierwszą stolicę nowożytnej Grecji. W pobliżu szczytu wzgórza Kastro znajdują się dwie sąsiadujące ze sobą kaplice Profitis llias (X w.) i Panagia Vaferon (XII w.); w pierwszej przez okno można wewnątrz dojrzeć freski, druga zaś wyróżnia się niecodzienną kolumnadą. Ostatni z pięciu kościołów w mieście usytuowany jest po stronie zachodniej, na lewo od asfaltowej drogi do Dimitsany.

Noclegi oferuje tu jedynie Hotel Trikolonion; oprócz zwykłych pokoi w tym pięknym, tradycyjnym budynku czeka również na gości kilka luksusowych apartamentów. Zjeść coś (i wypić) można w bezimiennej tawernie przy końcu uliczki obok ogrodów (za placem zabaw), z tyłu wieży zegarowej przy głównym placu. Oprócz świetnego wina z beczki na uwagę zasługują tu również przedziwne malowidła ścienne poświęcone bohaterom czasów klasycznych i Po­wstania Greckiego. Autobusy tylko raz dziennie kursują stąd do Tripoli; brak połączeń z Dimitsaną (9 km na północny wschód), z autostopem nie ma większych problemów.

Gortys, Prodromou i wąwóz Lousios

Do starożytnego Gortys można dostać się albo z Kariteny (9 km na południowy zachód), albo ze Stemnitsy (7,5 km na północny wschód). Na piechotę warto zrobić pętlę rozpoczynającą się i kończącą w Stemnitsy z ewentualnym noclegiem pod namiotem w Gortys lub w pobliskim klasztorze Prodromou.

Bezpośrednia droga z Kariteny wiedzie przez wieś ASTILOHOS (11 km), oddaloną o 2 km na południowy zachód od Gortys. Nie dysponującym samochodem warto doradzić przejście 6 km na północ do osady ELLINIKO, skąd resztę trasy można pokonać autostopem. Na skraju wsi rozpoczyna się polna droga oznakowana „Gortys”, która po sześciu kilometrach dociera do rzeki Lousios; do ruin po przeciwnej stronie wąwozu prowadzi stary most.

Starożytne Gortys

Starożytne Gortys leży nad wartką rzeką, która w dawnych czasach zwała się Gortynios. Pozostałości po mieście na zachodnim (prawym) brzegu zarośnięte są bujną zielenią. Główną jednak atrakcją, która wyłania się spod ziemi dopiero spory kawałek drogi na zachód od kapliczki Agios Andreas (obok mostu), są rozległe wykopaliska na terenie dawnej Świątyni Asklepiosa, boga sztuki lekarskiej, wraz z przyległą łaźnią; oba obiekty pochodzą z IV w. p.n.e.

Najciekawiej wygląda kolisty portyk z fotelami o zaokrąglonych oparciach, który niemal na pewno wchodził w skład kompleksu leczniczego. Miejsce jest po prostu niezwykłe, zwłaszcza jeśli spędzić tu noc pod namiotem z huczącą nieopodal Lousios. Jedynym problemem jest klimat: w nocy — bez względu na porę roku — gwałtownie spada temperatura, zaś od północy do późnych godzin rannych góry spowija gęsta, niezwykle wilgotna mgła.

Wąwóz Lousios i klasztor Prodromou

Ziemia wokół starożytnego Gortys należy do mnichów z pobliskiego klasztoru Prodromou. Wąska, wykuta przez zakonników ścieżka prowadzi do klasztoru od Agios Andreas wzdłuż wąwozu Lousios. Idzie się w górę rzeki ok. 40 minut; ścieżka wspina się zakosami, zrazu bardzo łagodnie, a potem coraz stromiej. Przed samą bramą wejściową oczom ukazuje się najpierw kilka parkowych ławek, zaś cały teren zryty jest kopytami klasztornych mułów. Ze ścieżki, kiedy popatrzeć w górę przez drzewa, klasztor przypomina jaskółcze gniazdo, przytulone do skały kilkaset metrów nad głową.

Wnętrze klasztoru spełnia oczekiwania — okoliczni mieszkańcy słusznie określają go słowem politismeno (kulturalny), co jest przeciwieństwem słowa agrio (dziki). Od środka kompleks okazuje się zaskakująco mały; nigdy nie mieszkało tu naraz więcej jak piętnastu mnichów, obecnie jest ich dwunastu, z czego czterech bardzo młodych i bardzo żarliwych. Turyści przyjmowani są w arhondariki (sali i pomieszczeniach dla gości), a potem prowadzeni do maleńkiej, pokrytej freskami katholikon (kapliczki) i ewentualnie zapraszani do udziału w wieczornym nabożeństwie (należy pamiętać o stosownym ubiorze). Mnisi chętnie udzielają turystom noclegu, sęk w tym, że chętnych — zwłaszcza w weekendy —jest wielu, a wolnych łóżek tylko kilkanaście. Często przyjeżdża tu (okrężną, prowizoryczną drogą ze Stemnitsy) wielu — szukają­cych spokoju i wypoczynku — mieszkańców Tripoli, a nawet Aten. Dobrze jest zatem zjawić się na tyle wcześnie, by w razie czego można było jeszcze wrócić i nocować pod namiotem.

Za Prodromou i w stronę Stemnitsy

Za Prodromou ścieżka biegnie dalej w stronę klasztorów Palea i Nea Filosofou. Starszy pochodzi z X w. i jest tak zrujnowany i tak doskonale wtapia się w skałę, na której stoi, że bardzo łatwo go w ogóle nie zauważyć. Nowszy (z XVII w.) jest zamknięty i opuszczony, wewnątrz znajdują się ciekawe freski; zainteresowanym radzimy zapytać mnichów w Prodromou, czy naprawiono już przerdzewiały zamek, lub po prostu zerknąć do środka przez kratę w drzwiach. Dalej na północ można iść właściwie tylko drogą, którą jeżdżą samochody terenowe, niedaleko Nea Filosofou w górę strumienia do Dimitsany.

Jak już wspomniano, między Prodromou a Stemnitsą wytyczono prowizoryczną drogę dla samochodów terenowych, od której odchodzi boczna do Ellinko (i, za kolejnym zakrętem, do Gortys), jednakże na piechotę szybciej i przyjemniej idzie się starą kalderimi (ścieżką wykładaną kamieniami) z klasztoru Prodromou do Stemnit­sy. Ścieżka prowadzi dość stromo (da się wytrzymać) pod górę przez dębowy zagajnik z pięknymi widokami na dolinę; wycieczka zabiera ok. 90 min. Zazwyczaj o pokazanie miejsca, gdzie się zaczyna ów szlak, można poprosić któregoś mnicha czy świeckiego robotnika zatrudnionego w klasztorze; ryzyko pobłądzenia istnieje tylko na samym początku, koło współczesnej kapliczki na skraju kanionu, potem droga jest bardzo prosta. Schodząc od Stemnitsy należy wyjść na asfaltową szosę do Dimitsany, a następnie (zaraz za tablicą oznaczającą koniec miasta) skręcić w dół i w lewo na wyraźnie się rysujący początek górnego końca ścieżki.

Karitena

KARITENA, wznosząca się ponad drogą z Megalopolis do Andritseny, wygląda dziwnie znajomo — i nic dziwnego: ten średniowieczny most nad rzeką Alfios (Alpheus) zdobi przecież banknot 5000 drachm. Jak w wielu arkadyjskich miastecz­kach na wzgórzach, i tutaj krzyżowały się wpływy frankońskie, bizantyjskie i tureckie (Wenecjanie na północ raczej się nie zapuszczali). Miasto założyli w VII w. Bizantyjczycy; kiedy w 1209r. przejęli je Frankowie, liczyło już sobie ok. 20 000 mieszkańców. Podczas stuletniego panowania Franków Karitena była stolicą rozległej baronii należącej do Geoffreya de Bruyeresa — wzoru cnót rycerskich, opiewanego w średniowiecznej balladzie „Kronika Morei”, i dosłownie jedynego frankońskiego władcy cieszącego się sympatią poddanych.

Obecnie mieszka tu zaledwie kilkaset osób, choć jeszcze w początkach tego stulecia liczba ta była co najmniej dziesięciokrotnie wyższa. Wjeżdżając do Kariteny można zatrzymać się na nowym moście nad Alfios i popatrzeć na sąsiedni średniowieczny most. Nie zachowała się co prawda jego środkowa część, ale i tak jest to nader frapująca budowla; w jednym z filarów tkwi niewielka bizantyjska kapliczka.

Od głównej drogi do wsi jedzie się trzykilometrową krętą odnogą. Od niewielkiego placu z kilkoma kawiarenkami w centrum Kariteny drogowskazy prowadzą do bizantyjskich kościołów Zoodohos Pigi z romańską dzwonnicą i Ajgos Nikolaos (po stronie zachodniej, w kierunku rzeki) z sypiącymi się freskami (prosić o klucze w kafenionie przy placu). Nieopodal placu znajduje się również zamek Frurio. wzniesiony przez Franków, a przez Turków wzbogacony wieżami.

W miasteczku czynny jest jeden hotel. Karitena, „powyżej i na prawo od górnego placu. Jest to hotel z ciepłą wodą po południu, świetnymi łóżkami (dużo koców, ponieważ noce bywają tu zimne) i kolacjami na życzenie. Można też wynająć pokój w dwóch innych miejscach: naprzeciwko poczty u’Stamaty Kondopoulo lub w bardzo komfortowych warunkach (kilometr za górnym placem) u Hristosa i Athalasji Papodopoulos, gdzie można też dostać wyborną kolację z winem.

Megalopolis

Współczesne MEGALOPOLIS to ważny węzeł komunikacyjny; pierwszą myślą po przyjeździe jest, by jak najprędzej stąd uciec. Podobnie jak Tripoli, miasto jest pełne kurzu i bezbarwne, a zamiast hoteli i restauracji znacznie łatwiej natknąć się tu na koszary. W sumie, pożyczona od starożytnego poprzednika nazwa „Wielkie Miasto” brzmi jak kiepski dowcip. Najlepiej od razu udać się 2 km na północny zachód drogą w kierunku Andritseny do jednych z największych i najmniej odwiedzanych starożytnych ruin na Peloponezie.

Starożytne Megalopolis

Czynne codz. 9.00-18.00; do teatru wstęp wolny.

Megalopolis było jedną z najambitniejszych inwestycji budowlanych klasycznej Grecji; jego budowę rozpoczął i nadzorował w latach 371-368 p.n.e. tebański przywódca Epaminondas. Miało to być najwspanialsze ogniwo w łańcuchu umoc­nień i twierdz, wzniesionych w Arkadii, by powstrzymać ataki Spartan. Choć nie szczędzono sił ni środków — samych murów obronnych postawiono dziewięć kilometrów — Megalopolis nigdy na dobre nie zaistniało. Po kilku wypadach Spartan jego mieszkańcy, przesiedleni tu z czterdziestu okolicznych wsi, zdecydowali mimo wszystko powrócić na stare śmieci i gromadnie wyprowadzili się z miasta. W ciągu dwóch wieków okazałe budowle obróciły się w ruinę.

Kiedy jedzie się w szpalerze drzew boczną drogą odchodzącą od szosy do Adritseny (za drogowskazem „Starożytny teatr”), okolica wygląda nader współcześ­nie. W pięknej, żyznej dolinie stoi potężna elektrownia, dalej, za korytem rzeki wznosi się niski pagórek, nigdzie natomiast nie ma ani śladu ruin. Objeżdżając powoli wzgórze nagle odkrywamy wykuty w jego zboczu teatr, największy w całej starożytnej Grecji. Odkopano tylko kilka pierwszych rzędów, ale spod ziemi wyłaniają się wyraźne zarysy pozostałych, sięgających aż pod szczyt, skąd — niczym widzowie jakiegoś spektaklu — spoglądają w dół ogromne drzewa.

Teatr pomieścić mógł 20 000 mieszkańców miasta, zaś Thersilejon (Sala Zgromadzeń) u podnóża teatru — 16 000. Dzisiaj najczęściej nie ma tu nikogo, wyjąwszy ewentualnie opiekuna (dysponuje planem ruin). Poza ogrodzoną częścią ruin można do woli spacerować i przy odrobinie wyobraźni rozpoznawać zarysy murów, wież, świątyń, gimnazjów i rynków. „Wielkie miasto” — jak stwierdził Nikos Kazantzakis w Journey to the Morea — „zamieniło się w wielką pustynię”, ale jest niewątpliwie pustynią najbogatszą i najżyźniejszą, krok po kroku powracającą do Natury.

ARKADIA I PÓŁNOCNY PELOPONEZ

W Arkadii nazwa zobowiązuje: ta centralnie położona prowincja Peloponezu wyróżnia się bodaj najwspanialszymi krajobrazami w Grecji; na łagodnie zaokrąg­lonych wzgórzach co kawałek wyrasta średniowieczne miasto czy — rzadziej —jakiś zabytek starożytności. Najfantastyczniej jest w okolicach miejscowości Andritsena i Karitena, gdzie na turystów (rzadko tu zaglądających) czeka niesamowity wąwóz Lousios i wykopaliska wokół odludnej, obłożonej rusztowaniami Świątyni Bassai. Po drodze (jadąc z Tripoli) można wpaść do starożytnego teatru w Megalopolis. Atrakcją numer jeden, do której zdążają wszyscy, jest rzecz jasna Olimpia, gdzie ruinom — o niezrozumiałym niekiedy przeznaczeniu — przydaje wdzięku malow­nicza okolica.

Plaże w tym północno-zachodnim zakątku — a także wzdłuż północnego wybrzeża między Patras a Koryntem, czyli w prowincji Achaja — nie są szczególnie oszałamiające. Jednak podczas pobytu w tej części Grecji należy koniecznie wybrać się do Kalavrity na przejażdżkę kolejką zębatą, wspinającą się pod górę z nadmors­kiego Diakofto.

Planując dalszą podróż do Delf, bądź też centralnej czy zachodniej Grecji, można skrócić drogę i zamiast jechać przez Ateny, skorzystać z promu pasażersko-samochodowego przez Zatokę Koryncką albo z Rionu do Andiricuiou (bardziej uczęszczana trasa), albo z Egionou do Agios Nikolaos.

Na północ w stronę Pirgos: Kajafas

Na północ od Kiparisji droga i tory kolejowe biegną ok. kilometra od morza; od czasu do czasu pojawia się reklama jakiegoś pojedynczego kempingu na plaży, np. w KALO NERO, 6 km dalej, czy w GIANNITSOHORI i THOLO, 12 i 16 km dalej; w NEO HORI, tuż za Tholo, jest kilka pokoi do wynajęcia, podobnie w Giannitsohori.

Ozdobą każdej tej osady jest wspaniała piaszczysta plaża, od strony lądu ograniczona gajem oliwnym; aż wierzyć się nie chce, że wsie nie przekształciły się jeszcze w jakieś nowoczesne kurorty. Bodaj najbardziej urocza plaża — nad niewiarygodnie płytkim morzem — znajduje się w KAKOVATOS, tuż przed wsią Zaharo.

Czynna jest tu tylko kawiarnia i kilka pokoi do wynajęcia. W Zaharo, największej wsi i stacji kolejowej między Kiparisją a Pirgos, znaleźć można kilka sklepów i trzy skromne hotele: Rex i Nestor koło dworca, oraz Diethnes w samej wsi.

Kolejna fantastyczna plaża z wydmami i sosnowym laskiem rozpoczyna się kawałek przed miejscem, w którym w LOUTRA KAJAFAS droga zawraca w głąb lądu. Koło plaży wybudowano tylko pojedynczą, mało ciekawą tawernę i stację kolejową. Parę kilometrów w głąb lądu atmosfera wyraźnie się jednak zmienia: nad laguną wyrasta kilkanaście hoteli i pensjonatów tworzących znane uzdrowisko, odwiedzane głównie przez Greków. Co rano kuracjusze wybierają się z hoteli na przejażdżkę niewielkim stateczkiem, kursującym do gorących źródeł po drugiej stronie laguny.

Dojazd do Olimpii: połączenia kolejowe

Jadąc pociągiem do Olimpii od strony południowej, można skrócić sobie drogę i ominąć PIRGOS (nic ciekawego), przesiadając się na maleńkiej, sielankowej stacyjce ALFIOS, skąd boczna linia prowadzi bezpośrednio do Olimpii. Naprzeciw­ko stacji stoi prywatny dom mieszkalny, a zarazem kafenion, prowadzony przez sympatyczną panią uwielbiającą podejmować gości.

Kiparisia

KIPARISIA to małe, sympatyczne miasteczko targowe u stóp gór Egeleo. Na wzgórzu stoi bizantyjsko-frankoński zamek, wokół którego rozpościera się Stare Miasto z licznymi rezydencjami w kolorze ochry, nie zamieszkanymi od czasu wojny domowej. Natomiast nadal działa tu kilka starych i bardzo gościnnych tawern.

Życie toczy się poniżej — w Nowym Mieście z niewielką przystanią i sklepami zgoła niepodobnymi do sztampowych turystycznych butików. W Kiparisi można świetnie wypocząć; jadąc pociągiem czy autobusem do Olimpii znacznie lepiej zatrzymać się na noc tutaj niż w Kalamacie (Kiparisia leży na trasie z Kalamaty do Pirgos).

W pobliżu miasta znajdują się również długie, niemal przez nikogo nie odwiedzane piaszczyste plaże i piękne nadmorskie skały.

Centrum Nowego Miasta, kilka przecznic w głąb lądu od dworca kolejowego, tworzy Platia Kalantzakou, gdzie ulokował się bank, oddział OTE i poczta. Przy placu i sąsiednich uliczkach znaleźć też można sporo niezłych restauracji i pizzerii, jednak najlepsza atmosfera panuje w knajpkach na Starym Mieście i w okolicy plaży. Noclegi zapewnia kilka hoteli w Nowym Mieście i przy plaży.

Z Pilos do Kiparisii

Plaże bezpośrednio na północ od Pilos — ciągnące się od wsi GIALOVA wzdłuż zatoki Woigdokilia — są nader reprezentatywne dla tego rejonu wybrzeża z kilkoma rozsypującymi się letnimi tawernami, laguną i wydmami. Na północ od tego miejsca, koło zakrętu w głąb lądu do KORIFASII i Pałacu Nestora, można przejść się pięknym szlakiem przez gaje pomarańczowe i oliwne; trasa biegnie dość blisko morza i umożliwia dostęp do odludnych plaż i nadmorskich wiosek.

Kto szuka jakiegoś w miarę przyzwoitego noclegu i czegoś więcej niż wiejski kafenion, powinien zajrzeć do Marathopoli bądź Filiatry. W MARATHOPOLI jest też długa plaża, bardziej skalista niż inne w tej części wybrzeża; na wprost leży wysepka Proti. Znaleźć tu można dwa pensjonaty, trochę pokoi do wynajęcia, kemping, Camping Proti, oraz dwie czy trzy tawerny czynne latem nad samym morzem. W FILIATRZE, gdzie droga ponownie łączy się z asfaltową szosą — i gdzie pojawia się autobus z Pilos i Kiparisji — noclegi oferują dwa hotele: Trifylia i, bliżej plaży, Limenariim — po sezonie taniej.

Zamek Fourniera

Kiedy wyspiarze z Kithiry emigrowali tłumnie do Australii, ich rodacy z nadmorskich wsi w rejonie Kiparisji bardziej upodobali sobie Amerykę; obecnie wielu mieszkańców tego rejonu to Amerykanie pochodzenia greckiego, którzy powrócili do ojczyzny po latach dorabiania się w Nowym Jorku czy New Jersey. Najbardziej znaną postacią wywodzącą się z tych okolic był zapewne były wiceprezydent Spiro Agnew (1968-73), zmuszony do rezygnacji za oszustwa podatkowe. Amerykaninem greckiego pochodzenia, który najbardziej zmienił oblicze rodzinnych stron, był jednakże niejaki Haris Furnaki, bardziej znany jako Harry Fournier, lekarz z Chicago, który powrócił tu w latach sześćdziesiątych i przystąpił do realizacji swych fantazji.

Najpierw skonstruował w Filiatrze ogrodową wersję wieży Eiffla, w nocy oświetlaną bajkowymi lampami, i model kuli ziemskiej z nowojorskiej wystawy Expo w 1964 r. Najambitniejszym projektem Fourniera był Kastro Ton Paramithis (Bajkowy Zamek), nad samym morzem.

Zamek wygląda nader ekscentrycznie, z białymi, betonowymi murami obronnymi zwieńczonymi wieżami oraz 10-metrowymi posągami Konia Trojańskiego, rumaka Posejdona (po jego bokach znajdują się wazony z kwiatami) i bogini Ateny. Wewnątrz (codz. 9.00-14.00 i 17.00-20.00; mocno stukać do bramy) eskorta prowadzi zwiedzających do galerii dzieł sztuki i poezji poświęconych bohaterom Powstania Greckiego.

Zamek usytuowany jest nad samym morzem, koło plaży Filiatra, ze wsi Filiatra (4 km na północ), prowadzi tu droga przez osadę AGRILI. Na pobliskiej plaży Filiatra można skorzystać ze skalistego kąpieliska, paru restauracji i Hotelu Limenari.