Zachodnia część wyspy

Turyści tolerują nieciekawe Karlovassi głównie ze względu na wspaniałe plaże w zachodniej części Samos. Najbliżej leży Potami, 40 minut nadmorską drogą z LIMANI lub godzinę bardziej malowniczą trasą z Paleo. To szerokie zakole piasku i kamyków, z jednego końca ozdobione skałami smaganymi przez przypływ (na ich szczycie stoi paskudna kaplica) w letnie weekendy zapełnia się ludźmi. Przy końcu trasy z Paleo stoi niedroga i przyjemna restauracja rybna To Iliomsilima. Są pokoje do wynajęcia, ale większość przyjezdnych obozuje nad nie wysychającą rzeką, która ma taką samą nazwę jak plaża. Idąc 20 minut ścieżką w głąb wyspy dochodzimy do kościoła Przeistoczenia (Metamorfosis — pochodzi z II wieku i jest najstarszy na Samos) oraz do obozowiska przy końcu drogi. Później trzeba już brodzić w wodzie tak zimnej, że zapiera dech w piersiach, by przedostać się przez skalną galerię obrośniętą paprociami do grupy sadzawek i wodospadów. Trzeba zabrać sportowe buty na dobrej podeszwie i ewentualnie linę, jeśli chce się przejść za pierwszą kaskadę. Prawdopodobnie nie znajdziesz tu samotności, gdyż miejscowi dobrze znają tę dolinę, a pobyt tutaj często włącza się do programu niektórych wycieczek safari.

Najpiękniejsze, najmniej zniszczone wybrzeża na Samos to te za Potami. Tam też znajdują się główne siedliska fok, co chyba nigdy nie zostało oficjalnie potwierdzone. Polna droga przy końcu zatoki urywa się po 20 minutach spaceru (czyli po 5 minutach jazdy), stamtąd trzeba się trochę cofnąć i poszukać bocznej drogi, która biegnie równolegle do morza. Po 20 minutach dochodzi się do Mikro Seitani, małej, kamienistej zatoczki, otoczonej przez żłobione skały. Natomiast godzinny spacer przez terasy z drzewami oliwkowymi doprowadzi do Megalo Seitani, najpiękniejszej plaży na wyspie, położonej przy groźnie wyglądającym wąwozie. Własny prowiant jest konieczny, w przeciwieństwie do kostiumu kąpielowego — to plaża nie tylko dla „tekstylnych”.

Pierwszym miejscem przy drodze okrążającej wyspę, na południe od Karlovassi, które może skusić do zrobienia postoju jest MARATHOKAMBOS, ładna wioska na zboczu góry, ponad zatoką o tej samej nazwie. Są jakieś gospody, ale brak kwater na krótki pobyt. ORMOS, pobliski port, zaczyna się dopiero rozwijać w ośrodek turystyczny, ale już nabiera charakteru dzięki swym alejom i wolno przepływającym łódkom, wiozącym cegłę na Dodekanez. Najtańszy i najspokojniejszy z niewielu zajazdów przy brzegu to Ormos, koło kamienistej plaży. Lepszą plażę, najdłuższą na Samos, choć nie najładniejszą znajdziesz 2 km na zachód, w Votsalakia, gdzie można dotrzeć autobusem (kursuje 2 razy dziennie) lub pieszo. Miejscowość Votsalakia straciła ostatnio na urodzie za przyczyną zbyt gęsto budowanych kwater i niezbyt dobrych restauracji. W porównaniu jednak z otoczeniem Pithagorio tutejsza okolica wypada korzystniej, a wielka góra Kerkis (1433 m n.p.m.) zwykle sprawia duże wrażenie.

Jeśli Votsalakia nie spodoba się komuś, może on jechać jeszcze kilka kilometrów najpierw asfaltową, potem polną drogą do malowniczej miejscowości PSILI AMMOS, której nie należy mylić z miejscowością o tej samej nazwie w drugiej części wyspy. Dno morskie obniża się tu łagodnie — 100 metrów od brzegu wciąż stoi się po kolana w wodzie, zaś skalne ściany zasłaniają naturystów przed okiem ciekawskich. To dziwne, ale są tylko dwie gospody, z których jedną dopiero co wybudowano wśród sosen. Jeżeli chcesz się zatrzymać w tej okolicy, jedź 2 km na zachód do LIMNIONAS, gdzie jest mała plaża, kwatery i baza gastronomiczna. Z pływaniem może być trochę gorzej, ze względu na śliski od wodorostów szelf i pojawiające się jeżowce. Skoro więc ktoś znalazł miejsce w Votsalakia lub gdzie indziej, nie warto tu specjalnie przyjeżdżać.

Niektórzy spoglądają w górę z tego nisko położonego miejsca nad morzem i decydują się wspiąć na szczyt Kerkis (Kerketevs). Tradycyjna trasa zaczyna się tuż przed końcem asfaltowej drogi w Votsalakii, w kierunku klasztoru Evangelistria. Przez pierwsze pół godziny idzie się przez gaje oliwne, przechodząc koło ludzi pracujących przy wyrobie węgla drzewnego (główne zajęcie w tym rejonie), potem zaczyna się prawdziwy szlak, prowadzący mniej więcej wzdłuż linii wysokiego napięcia dociągniętej do klasztoru. Któraś z czterech sympatycznych zakonnic, zwykle na powitanie, częstuje ouzo (anyżówką) i pokazuje dość wydeptaną ścieżkę wiodącą do szczytu. Jak można się spodziewać, widoki są wspaniałe, chociaż wspinaczka jest monotonna, gdy już opuści się zalesione tereny. Przy wierzchołku stoi kaplica, a za nią jest upragnione źródełko (jeśli rok nie był suchy). Zadowolenie z osiągnięcia szczytu może trochę zepsuć świadomość faktu, że w tym miejscu 3 sierpnia 1989 roku zdarzyła się jedna z największych katastrof lotniczych w Grecji. Samolot lecący z Salonik uderzył w zachmurzony szczyt, zginęły wszystkie 34 osoby na pokładzie. Na zakończenie dodajmy, że cała wycieczka trwa 5-6 godzin, nie licząc przerw na odpoczynek.

Mniej ambitni mogą okrążyć górę u podnóża najpierw samochodem, potem pieszo. Mocny rower terenowy (ale nie moped) lub autobus (2 razy w tygodniu, w południe) może pokonać wyboistą drogę między wioskami KALITHEA i DRAKEII, położonymi na zupełnym odludziu, z widokami na Ikarię. Potem jedzie się 2 godziny z Drakeii, wśród majestatycznych krajobrazów, do Megalo Seitani, skąd łatwo już dostać się do Karlovassi. Osoby jadące w przeciwnym kierunku mają niemiłą niespodziankę – autobus wraca z Drakeii dosyć wcześnie, o 14.45, jeśli w ogóle jedzie, co zdarza się częściej podczas roku szkolnego. Zmusza to więc czasem do szukania noclegu w drogim schronisku (ksenonas) w Kalithei oraz do jadania w skromnej smażalni (psistaria). Oprócz tego w Drakeii jest tylko kafenio, a jedynym miejscem nadającym się do kąpieli jest odległa wioska rybacka Agios Isidoros.

Both comments and pings are currently closed.

Comments are closed.