Wybrzeże północne

Po wyjeździe z Vathi nie ma po co zatrzymywać się na północnym odcinku trasy, dopóki nie dojedzie się do KOKKARI. Jest to trzeci co do wielkości ośrodek turystyki po Pithagorio i stolicy. U stałych bywalców na Samos najczęściej wzbudza nostalgię.Niżej leżące i niezbyt ładne Vathi i Pithagorio niewiele straciły na urodzie w przeciwieństwie do Kokkari, gdzie nastąpiły nieodwracalne zmiany. Zarys miasta, czyli dwa wzgórza przy dwóch jednakowych cyplach jeszcze można rozpoznać. Kilka rodzin wciąż uparcie zajmuje się rozplątywaniem swych sieci na przystani, co pozwala zrozumieć, dlaczego przewodniki reklamują to miejsce jako wioskę rybacką. Generalnie jednak charakter miejscowości zmienił się nie do poznania. Teraz jest to elegancka „dekoracja teatralna”, powoli rozprzestrzeniająca się w głąb wyspy przez winnice i pola cebuli, od których pochodzi nazwa miejscowości. Nagie, nieprzyjemne, skaliste plaże, nękane przez ciągłe wiatry sprawiają, że nie jest to odpowiednie miejsce dla dalszego napływu klas wyższych, choć niemieccy inwes­torzy pragną z wad uczynić zalety i postawili na rozwój popularnego ośrodka windsurfingu.

Jeżeli chcesz przedłużyć pobyt w Kokkari, Giorgos Mihelios ma duży wybór pokoi i mieszkań do wynajęcia. Wszystkie restauracje są atrakcyjnie zgrupowane nad wodą. Najstarszą i jedną z najlepszych przy zachodnim krańcu przystani jest To Kima. Nowsze lokale stoją przy krańcu wschodnim. Dalej w głąb wyspy, przy nowej obwodnicy stoi To Hrisso Vareli, bardziej oryginalny niż samo miasto. W Kokkari jest także bank (czynny bardzo krótko), telefon, pralnia i jedyne na wyspie kino na wolnym powietrzu.

Najbliższe, w miarę dobre plaże leżą w odległości 30-40 minut piechotą na zachód, można wypożyczyć kajak albo windsurfing. Lemonakia jest trochę za blisko szosy i ma hałaśliwą kawiarnię, natomiast pięknie wygięta w kształt półksiężyca Tzamadou jest na prawie każdym plakacie biura EOT reklamującym wyspę. Jest trochę bardziej naturalna, można tam dojść tylko ścieżką, a źródło pomaga przetrwać dużej kolonii dzikich obozowiczów.

Wśród winnic ukryta jest restauracja. Zachodni kraniec tej plaży jest nieformalnie uznany za teren dla „tekstylnych” i „nietekstylnych”. Jest jeszcze jedna kamienista plaża zwana Tzabou, na zachód od odwiedzanej głównie przez Greków AVLAKII (6 km od Kokkari), nie warto jednak urządzać tam specjalnej wycieczki, chyba że przejeżdżacie tamtędy i macie ochotę na krótką kąpiel.

Tereny między Kokkari i Karlovassi charakteryzują się sielankowym krajobrazem z sosnami, cyprysami, drzewami owocowymi i górami skrytymi w chmurach. Wycieczki w te na wskroś romantyczne rejony stają się coraz bardziej popularne. Pomimo niszczycielskiej działalności buldożerów, część systemu ścieżek, łączącego wioski w głębi wyspy, pozostała nietknięta. Można więc spacerować w nieskoń­czoność, a potem wrócić do głównej drogi i złapać powrotny autobus. W razie niepowodzenia z reguły można znaleźć bez rezerwacji nocleg w wiosce.

Częstym celem wycieczek jest Vrondianis (Vronda). Jednak odkąd mieści się tutaj garnizon wojskowy, miejsce to ożywa tylko na czas festynu 8 września, kiedy serwują giorti (gulasz z mięsem i kaszą). VOURLIOTES, typowa wioska na wzgórzu, z domami krytymi dachówką, o krzywych kominach i jaskrawych okiennicach ma malowniczy rynek. Najlepszy z kilku zajazdów to snack-bar / Kiki serwujący dwa miejscowe specjały: revithokeftedes (placki z ciecierzycy) i muskat domowego wyrobu. Jest on tak ciężki i słodki, że trzeba go rozcieńczać wodą sodową. (Inną specjalnością na Samos, której warto spróbować, jeśli gotuje się samemu, są wspaniałe kiełbaski, które można kupić w niektórych masarniach). Jeszcze wyżej leży MANOLATES, godzinę drogi przez głęboką dolinę rzeczną. Tam także jest restauracja lub dwie. To popularne miejsce jest startem do czterogodzinnych wycieczek na górę Ambelos, drugi co do wielkości szczyt na Samos.

Z Manolates nie da się obecnie dojść pieszo do STAVRINIDES, ponieważ szlak uległ zniszczeniu w 1991 roku. Trzeba zejść prosto w dół kamienistą dróżką przez zacienioną dolinkę, znaną pod nazwą „Aidonia” (Słowiki), aż do PLATANAKIA, gdzie znajduje się parę restauracji i kwater prywatnych. Warto zjeść posiłek w O Paradisos — mają doskonałe wino z beczki (rzecz prawie nieosiągalna na Samos), nieporównanie lepsze od przeważnie drogiego wina butelkowego po­chodzącego ze spółdzielni produkcyjnych.

Platanakia jest w zasadzie południowym przedmieściem AGIOS KONSTAN­DINOS, miasta, które jest klasycznym przykładem zahamowanego rozwoju turys­tyki. Na oblewanej przez fale esplanadzie bez przerwy prowadzone są roboty drogowe, a w pobliżu nie ma odpowiednich plaż. To zbiorowisko pastelowych, kamiennych domów (ciągle oszpecane nowymi betonowymi blokami) jest jednak miłą odmianą po Kokkari. Poza starszymi, wygodnymi hotelami jak Ariadnę, Four Seasons i Atlantis przy głównej drodze, są także nowe kwatery prywatne w blokach. Jeżeli komuś nie spodobają się tutejsze restauracje, do Platanakii jest niedaleko.

Po przejechaniu Agios Konstandinos (konduktorzy zwykle wykrzykują nazwy) widać góry broniące drogi przed naporem morza, i taki niespokojny krajobraz ogląda się aż do Kondakeika. Warto tu przyjechać o zmroku i obejrzeć bajeczny zachód słońca, po czym zejść do maleńkiej przybrzeżnej osady Agios Nikolaos na wspaniałą kolację z dań rybnych.

Both comments and pings are currently closed.

Comments are closed.