Sithonia

Im bardziej na wschód i dalej od głównych ośrodków wypoczynkowych, tym bardziej Półwysep Chalcydycki robi się przyjemny; zmieniają się nawet krajobrazy, w których pojawią się coraz więcej zieleni. Niewysokie zrazu wzgórza stopniowo rosną osiągając w rejonie Świętej Góry, widocznej po drugiej stronie zatoki ze wschodniego wybrzeża Sithonii, wysokość dwóch tysięcy metrów. Co do samego półwyspu, to Sithonia jest bardziej urwista, ale bogatsza w roślinność niż Kassandra; i tutaj jednak istnieje niewiele wiosek, założonych głównie w latach dwudziestych przez imigrantów z Turcji. Zbocza porastają sosny, bliżej morza ustępujące oliwkom. Nieduże piaszczyste zatoczki ze stosunkowo niewielkimi kempingami i tawernami stanowią przyjemną odmianę po hałaśliwych kombinatach Kassandry.

O zmianie na lepsze informuje położona w zachodniej części nasady półwyspu wioska o wymownej nazwie METAMORFOSI („Przemienienie”). Plaża jest tu co prawda ledwo przeciętna, ale w morzu pływa się po prostu wspaniale. Oprócz hotelu kat. D, Golden Beach, i umeblowanych mieszkań w rodzaju Olympic Bibis jest tu też kemping. Camping Sithon, położony kilka kilometrów dalej. Koło placu czynnych jest kilka tawern.

Wjeżdżając na właściwy półwysep Sithonia najlepiej wybrać drogę wzdłuż wschodniego wybrzeża, tak by zawsze mieć przed oczami Athos. Autobusów jeździ tu niestety niewiele: do pięciu dziennie wzdłuż zachodniego wybrzeża do Sarti i do trzech dziennie do Vourvourou, brak jednak połączeń KTEL między tymi dwiema miejscowościami. Całą pętlę wokół Sithonii można zrobić tylko wtedy, gdy dysponuje się własnym transportem.

ORMOS PANAGIAS, pierwsza miejscowość wypoczynkowa na wschodnim wybrzeżu, jest już solidnie zagospodarowana; nad maleńką przystanią tłoczą się rzędy willi, a najbliższa przyzwoita plaża znajduje się 4 km na północ w nieco atrakcyjniejszej wsi AGIOS NIKOLAOS. Jedynym powodem, dla którego można ewentualnie zatrzymać się w Ormos, są statki wycieczkowe pływające wokół Athos, są one jednak drogie i często w całości zarezerwowane dla wczasowiczów dowożo­nych tu autokarami z wielkich ośrodków wypoczynkowych.

VOURVOUROU, 8 km dalej, nie przypomina typowego nadmorskiego kurortu, w tutejszych willach, budowanych od trzydziestu lat na ziemiach skonfiskowanych klasztorowi Vatopedi z Athos, wypoczywają bowiem głównie profesorowie z Salo­nik. Miejsc noclegowych jest tu raczej niewiele, przede wszystkim w hotelach Dhiaporos i wyblakłym Vourvourou. Wielu właścicielom działek nie chciało się stawiać willi (jak na razie bardzo poroz­rzucanych) i latem rozbijają jedynie namioty, przez co zupełnie nie można się zorientować, gdzie właściwie zaczynają się prawdziwe kempingi. Wieś, z wysepkami wyrastającymi u wylotu zatoki, jest pięknie położona, ale plaża, choć piaszczysta, jest wyjątkowo wąska, tak że Vourvourou stanowi przede wszystkim przystań dla jachtów. Tawerny są stosunkowo niedrogie, właściciele nastawiają się bowiem na stałych, powracających co roku klientów (głównie Niemców); najlepszą jest Itamos . nieco w głąb lądu od drogi; w najładniej położonej Gorgonie siedzi się niestety niezbyt przyjemnie; Dionisos zajmuje w tej klasyfikacji pozycję środkową, jego dodatkową zaletą jest prosty, ale przyzwoity kemping.

Najlepsze plaże na Sithonii ciągną się przez trzydzieści kilometrów, między Vourvourou a Sarti; przy każdej z pięciu oznakowanych piaszczystych zatoczek czynny jest kemping i nic więcej (jedynie przy Armenistis można wypożyczyć sprzęt do nurkowania). Nazwy poszczególnych zatoczek przypominają, że tereny te należały niegdyś do klasztorów z Athos; rząd grecki skonfiskował je, by osiedlić tu uchodźców z Anatolii.

Betonowe SARTI oddalone jest nieco od szerokiej, dwukilometrowej plaży, która, gdyby nie wielkość zatoki, dawno już zostałaby latem całkowicie rozdeptana przez Niemców. Pokoi do wynajęcia są tu setki (co i tak często nie wystarcza); z licznych tawern przy żwirowej esplanadzie nad brzegiem do tańszych należą Neraida i O Starros; obok tej ostatniej mieści się oddział OTE. Dalej od morza znajdują się wcześnie zamykane banki oraz dość obskurny plac z podejrzanymi tawernami i sex-barami — na plus trzeba mu jednak zapisać wypożyczalnię motorowerów.

Bardziej na południe ciągną się nieduże laguny, z których pierwsza to AGIOS IOANNIS z tak drogim kempingiem, że większość turystów woli rozbijać namioty na dziko przy pobliskich zatoczkach.

Znacznie rozsądniejsze są ceny w PARALIA SIKIAS, 8 km dalej, z plażą w niczym nie ustępującą tej w Sarti, tyle że słabo jeszcze zagospodarowaną, wyjąwszy kemping i kilka tawern. KALAMITSI, tyleż samo kilometrów na południe, składa się z ograniczonej wysepkami pięknej podwójnej zatoki, której jedną część opanowały całkowicie dwa kempingi; za drugą piaszczystą plażą jest trochę pokoi do wynajęcia i tawern. Ludzi kręci się tu w sezonie mnóstwo, aby od nich uciec, wystarczy popłynąć na pobliskie wysepki lub też (w skrajnych sytuacjach) wypożyczyć akwalung w Nireas.

Za Sarti las stopniowo się przerzedza, na czubku półwyspu nie ma go już wcale, a nagie wzgórza wpadające do morza tworzą tu kilka głębokich zatok. Najbardziej malowniczą jest PORTO KOUFO niemal całkowicie odcięta wysokimi klifami od morza. Znajduje się ona nieco na północny zachód od przylądka na końcu Sithonii. Koło miejsca, gdzie droga od wschodu zjeżdża gwałtownie w dół, leży przyzwoita plaża i dwa kempingi, jeden drogi, drugi w umiarkowanej cenie. Przy północnym krańcu zatoki, ok. 1 km od plaży, powstała przystań jachtowa z kilkoma cokolwiek drogimi tawernami zapraszającymi na potrawy z owoców morza; taniej, acz nieszczególnie przyjemnie jest w O Pefkos.

Dokładną antytezą jest TORONI, 2 km na północ. Jest to piaszczysty półksiężyc o dwukilometrowej długości, na którym inwestorzy nie powiedzieli jeszcze ostat­niego słowa; każda z sześciu tawern oferuje też pokoje do wynajęcia. Jest to bodaj najlepsze miejsce na całym półwyspie, jeśli tylko przez parę dni ktoś chce się poopalać na plaży; dodatkowych atrakcji dostarczają skromne wykopaliska na południowym cyplu oraz kino pod gołym niebem. Nieco na północ leżą kolejne zatoczki, popularne zwłaszcza wśród posiadaczy samochodów i przyczep kempingowych; polną drogą wzdłuż morza dojechać można aż do Aretes. Jednak więcej osób wybiera TRISTINIKĘ z pokojami do wynajęcia i kempingiem na skraju patrolowanych przez krowy bagien (komarów nie brakuje).

Za Tristiniką ponownie wkracza się na tereny opanowane przez rekinów branży turystycznej, których wizytówką jest największy w Grecji ośrodek wypoczynkowy PORTO CARRAS. Założyła go rodzina handlarzy win i armatorów Carras, wzorem była hiszpańska Marbella. Nie brak tu nawet sali konferencyjnej, centrom hand­lowego i winnic.

Na plaży obok kompleksu — noc kosztuje tu, nawiasem mówiąc, 20 000 drachm — można uprawiać wszystkie sporty wodne wymyślone do tej pory przez człowieka. Najbliższym „miastem” jest NEOS MARMARAS, betonowy koszmar na wzgórzu powyżej atrakcyjnej niegdyś przystani rybackiej i niedużej plaży; jedyny powód, dla którego w ogóle informujemy o tym miejscu, to czynny w Neos Marmaras oddział OTE, bank i poczta.

Kto ciekaw, jak wyglądała Sithonia, zanim zaczęło się to wszystko, powinien wybrać się na pięciokilometrową wycieczkę polną drogą z Neos Marmaras do PARTHENONAS, samotnej „tradycyjnej” wsi u stóp góry Itamos (808 m wysoko­ści). Mieszkańcy przenieśli się stąd w latach sześćdziesiątych bliżej morza, w związku z czym nigdy nie doprowadzono tu energii elektrycznej; zapuszczone, ale nader sympatycznie wyglądające domy powoli przechodzą w ręce zamożnych Greków i Niemców. Przy końcu drogi czynne jest wieczorem bistro-dyskoteka, zasilane z własnego generatora.

Both comments and pings are currently closed.

Comments are closed.