Archive for the ‘Peloponez’ Category

Góra Helmos

Góra Helmos, wysoka na 2341 m., jest najwyższym szczytem imponujących gór północnego Peloponezu, jedynie o 6 m ustępującym Tajgetowi na południu półwyspu. Najwyższe partie tego masywu rozciągają się w odległości ok. 12 km na południowy wschód od Kalavrity. Szlak od strony tej miejscowości wygląda jednak niezbyt interesująco, pokryto go bowiem warstwą asfaltu, zaś w pobliżu powstał niedawno ośrodek narciarski. Najlepiej wybrać się w góry ze wsi SOLOS po stronie zachodniej; po przeszło pięciu godzinach marszu dochodzi się do wodospadu Mavroneri, źródła legendarnej rzeki Styks, przez którą Charon przeprawiał do Hadesu dusze zmarłych.

Wycieczki z Solos

Do Solos prowadzi piękna, kręta droga ze wsi AKRATA przy szosie z Patras do Koryntu. Autobusy kursują tu tylko trzy razy w tygodniu, ale latem łatwo złapać autostop.

SOLOS to maleńkie skupisko kamiennych, zamieszkanych tylko latem chatek na stromym górskim zboczu, nieco poniżej jodłowego lasu. Po drugiej stronie doliny leży większa, ale też mniej zwarta PERISTERA, obok której prowadzi najłatwiejszy szlak do Mavroneri.

Szlak przez Solos biegnie obok zajazdu (10 miejsc noclegowych) i magazi (kawiarni), gdzie można coś przekąsić. Za ostatnimi zabudowaniami szlak zakręca u wylotu wąwozu. Po prawej, dołem lesistego zbocza prowadzi wygodna ścieżka, dochodząca do mostu przez rzekę. Nieco dalej (15 min; ten i wszystkie następne czasy podano względem Solos) dociera się do następnego szlaku. Po lewej stoi kapliczka, a po prawej na ścianie domu drogowskaz „Pros Gounarianika” wskazuje ścieżkę w lewo pod górę. Idzie się nią obok kościoła na sporej wielkości pagórku i dochodzi do drogi, którą jeżdżą samochody terenowe. Tam, 75 min od momentu wyjścia z Solos, należy skręcić w lewo do na wpół zrujnowanej osady GOUNARIANIKA. Z osady idzie się cały czas pod górę wzdłuż zachodniego (prawego ) brzegu doliny, przez opuszczone pola aż do żlebu po prawej, którym spływa potok. Za potokiem rozpoczyna się las jodłowy. Miejsce idealnie nadaje się na kemping (2 godz. 30 min; 1 godz. 30 min z powrotem w dół).

W lesie szlak jest bardzo wyraźny. Po jakiejś godzinie (3 godz. 30 min) schodzi się do zawalonego kamieniami koryta strumienia ze skalnym wąwozem po prawej; wąwóz prowadzi do podnóża potężnej, nagiej skały, tworzącej wschodnią stronę szczytu Neraidorahi, widocznego z Kalavrity. Należy przejść strumień i iść dalej w lewo przeciwnym brzegiem. W czerwcu rosną tu nieprawdopodobne dzikie kwiaty, w tym co najmniej sześć odmian orchidei.

Po piętnastu minutach wspinania się brzegiem strumienia wychodzi się na szczyt trawiastego pagórka (3 godz. 30 min), po czym z powrotem zanurza w las. W cztery godziny od rozpoczęcia wyprawy wkracza się do wąwozu Styks. Pięć minut dalej znajduje się głęboki parów, w którym zwały śniegu leżą aż do późnej wiosny. Parę kroków za skalnym żebrem otwiera się kolejny parów; szlak jest tu dość zniszczony erozją i prowadzi przez śliskie piargi.

Kalayrita i okolice

Z Mega Spileon wyrąbano nową potężną drogę w dół do KALAVRITY. Linia kolejowa bardziej harmonizuje z otoczeniem, aczkolwiek za Zahlorou nie jest już aż tak malownicza, jak na pierwszym odcinku, ponieważ wąwóz zamienia się tu w rozległą dolinę. Kalavrita jest pięknie położona, z górą Helmos w tle, ale łączą się z tym miejscem nader tragiczne wydarzenia. W czasie II wojny światowej Niemcy w ramach brutalnych represji za działalność partyzancką wymordowali tu wszyst­kich mieszkańców płci męskiej — 1436 mężczyzn i chłopców — a domy podpalili. Po odbudowie miasto jest tyleż przygnębiające, co wzruszające. Pierwsze i ostatnie spojrzenie należy się pomnikowi na wprost stacji, na którym wyryto następujące przesłanie: „Kalavrita, założyciel Związku Miast-Męczenników, apeluje do wszyst­kich, by walczyli o pokój na świecie”. Zegar na kościelnej wieży wskazuje zawsze 14.34 — godzinę, o której rozpoczęła się masakra. Za miastem zbudowano świątynię ku czci zamordowanych, z wyeksponowanym jednym słowem „Pokój” (Ischia).

Hitlerowcy spalili też klasztor Agia Laura, 6 km od Kalavrity, jedno z najświęt­szych miejsc dla każdego Greka. To tutaj bowiem 25 III 1821 r. arcybiskup Patras, Germanos, rozwinął na dziedzińcu sztandar z ikoną, co było sygnałem do rozpoczęcia powstania przeciwko Turkom. Również ten klasztor został po wojnie odbudowany wraz z niewielkim muzeum.

Dla Greków nocleg w Kalavricie ma w sobie coś z pielgrzymki, ale od przypadkowego turysty trudno oczekiwać aż tak głębokich wzruszeń. Kto spóźni się na ostatni pociąg do Zahlorou (aktualnie o 17.25), może skorzystać z jednego z kilku tutejszych hoteli, w tym np. Megas Aleksandros lub Paradissos. Cztery razy dziennie kursują z Kalavrity autobusy do Patras i raz dziennie w znacznie ciekawszym kierunku, do udostępnionej ostatnio „Jaskini Jezior”, pół godz. jazdy na południowy wschód.

„Jaskinia Jezior” leży przy tej samej trasie autobusu co wsie Kato Loussi, Kastria i Planitero i oddalona jest o 2 km na północ od Kastrii. Nasycona związkami mineralnymi woda, przesączająca się od tysięcy lat przez dwukilometrowy system jaskiń, utworzyła tu szereg naturalnych zapór, za którymi powstał ciąg niewielkich podziemnych jeziorek. Jak na razie, zwiedzać można tylko początkowe 300 m, ale i to wystarczy, by nie żałować spędzonego tu czasu.

Kolej zębata do Kalavrity

Kolej zębatą z Diakofto do Kalavrity powinien obowiązkowo zobaczyć każdy, nawet jeśli zupełnie nie interesuje się kolejnictwem. Ten majstersztyk szalonej inżynierii wspina się na długości 22 km wąwozem Vouraikos na wysokość 700 m. Tunele, mosty i przepaście wyglądają jak z bajki. W połowie drogi leży nad górską rzeką osada Zahlorou, cudowne miejsce na nocleg, z historycznym klasztorem Mega Spileon, wrośniętym w skalną ścianę powyżej.

Linię kolejową zbudowali w latach 1885-95 Włosi, by zwozić nią nad morze wydobywane w górach minerały. Zabytkowe parowozy wycofano z eksploatacji kilka lat temu — jeden z nich podziwiać można na stacji w Diakofto — ale kolej zachowała cały czar i wdzięk uroczej staroci. Tunele np. zdobią delikatnie rzeźbione okna, zaś kręte mosty nad Vouraikos zdają się służyć przede wszystkim demonstracji kunsztu dawnych budowniczych.

Podróż z Diakofto do Zahlorou (w rozkładzie jazdy figuruje jako Mega Spileon) zajmuje ok. 1 godz., a do Kalavrity dalsze pół godz. Na trasie najwspanialszy wydaje się odcinek do Zahlorou, gdzie wąwóz chwilami ma szerokość ledwo paru metrów, by zaraz potem przeistoczyć się gwałtownie w szeroką, pełną światła dolinę, przeciętą potokiem Vouraikos, czystym i wartkim nawet w środku lata. Żeby wszystko dobrze obejrzeć i przetrawić, z powrotem warto zejść pieszo (ok. 3 godz.), zapoznając się wcześniej z rozkładem jazdy, tak by nie natknąć się w tunelach na pociąg. W szczycie sezonu kolejka przeżywa prawdziwe oblężenie, tak że bilety trzeba kupować kilka godzin wcześniej (również powrotne).

Zahlorou i Mega Spileon (Mega Spilio)

ZAHLOROU to po prostu stacja kolejowa z marzeń: maleńka osada przecięta na dwie części szumiącym potokiem Vouraikos. W tym przepięknym miejscu noclegi oferuje wspaniały zabytkowy drewniany hotel Romantzo, bardzo sympatyczny i bynajmniej nie nazbyt drogi. Latem można też wynająć pokoje w przyległej Restaurant Messinia.

Do klasztoru Mega Spileon (Wielka Jaskinia) idzie się ze wsi ok. min ścieżką . wzdłuż skał, która pod koniec łączy się z drogą dojazdową często zapchaną autokarami wycieczkowymi. Klasztor uchodzi za najstarszy w Grecji, ale tyle już razy się palił i był odbudowywany, że trudno się tego domyślić. Ostatni poważny pożar wydarzył się w latach trzydziestych, kiedy przypadkowo eksplodowała beczułka prochu przechowywana tu od czasów Powstania Greckiego. Klasztor zwiedzać mogą zarówno mężczyźni, jak i kobiety, obowiązują jednak surowe reguły dotyczące ubioru: kobiety winny nosić spódnice i długie rękawy, a mężczyźni długie spodnie. Mężczyźni mogą również nocować na terenie klasztoru; chętni powinni zjawić się przed 20.00. Po skromnym posiłku bramy wejściowe są zamykane.

Dla wielu osób główną atrakcją tego miejsca są widoki z klasztoru na cały wąwóz Vouraikos. Klasztor należał niegdyś do najbogatszych w Grecji, posiadał też liczne majątki ziemskie na Peloponezie, w Macedonii, Konstantynopolu i Azji Mniejszej. Nic więc dziwnego, że klasztorny skarbiec, przerobiony na niewielkie muzeum, musi zachwycać. Do najciekawszych eksponatów — oprócz ikon — zalicza się niezwykle wzruszający zwęglony wizerunek Matki Boskiej —jeden z trzech obrazów w Grecji przypisywanych samemu Św. Łukaszowi. Klasztor powstał właśnie dzięki temu malowidłu, znalezionemu w wielkiej jaskini za kościołem przez świętych Teodora i Symeona oraz pasterkę Eufrozynę.

Droga wzdłuż wybrzeża: promy i plaże

Wsie i ośrodki wypoczynkowe nad Zatoką Koryncką nie zaliczają się do rewelacyj­nych, ale przynajmniej nie są też szczególnie skażone przez cywilizację. Zazwyczaj składają się jedynie z pola namiotowego i kilku czynnych tylko w sezonie tawern. W Rionie i Egionie można przeprawić się promem na drugą stronę zatoki. Kto ma czas, może za Diakofto wybrać się na przejażdżkę starą nadmorską drogą wzdłuż Zatoki Korynckiej; droga biegnie poniżej autostrady, często nad samym morzem.

Rion i Egion

Od RIONU, dokąd kursuje autobus #6 z Patras, zaczyna się morze zdatne do kąpieli, aczkolwiek większość turystów przyjeżdża tu tylko po to, by przeprawić się promem na drugą stronę zatoki do Andirionu. Prom kursuje co 15 minut przez cały dzień i wczesnym wieczorem (później co 30-60 min); za przewóz samochodu płaci się 800 dr, za pasażera 80 dr. O tym, że przeprawiano się tędy do Grecji Centralnej nie tylko w tym stuleciu, świadczą dwa maleńkie tureckie forty po obu stronach zatoki.

Jak wspomniano w rozdz. poświęconym Patras, z Andirionu można pojechać dalej do Delf (przez Nafpaktos) lub Mesolongionou i Lefkas na zachodzie. Jadąc z Andirionu na Peloponez, lepiej przenocować tutaj niż w Patras. Noclegi oferują dwa hotele, Georgios i Rion Beach, i trzy kempingi na pobliskiej plaży.

Dalej na wschodzie polecić można niezłe plaże i kolejne kempingi w rejonie EGIONOU. Najlepsze plaże ciągną się w okolicach wsi RODODAFNI, 2 km na północny zachód od Egionou; jest tu też kemping Coral Beach. W samym Egionie trzy razy dziennie (7.30, 13.30 i 17.00) kursuje przez zatokę prom (samochodowo-pasażerski; odpowiednio 1700 dr i 350 dr) do AGIOS NIKOLAOS, skąd łatwo dotrzeć do Delf.

Diakofto i dalej

W DIAKOFTO znajduje się dolna stacja kolei zębatej kursującej na południe wąwozem Vouraikos do Kalavrity (zob. dalej). Przyjechawszy na miejsce wieczorem, lepiej tu przenocować i zapoznać się z ową atrakcją za dnia. Miasteczko jest niewątpliwie ciekawą alternatywą dla Patras. Czynne są tu cztery hotele: Lemonies, Helmos, Panorama i znacznie od nich elegantszy Chris-Paul. Oprócz tego na plaży, 10 min marszu przez tory kolejowe, znajduje się kompleks bambusowych domków kempingowych zwany Camp Engali. Coś do zjedzenia można dostać w tawer­nach koło niewielkiej przystani po drugiej stronie torów.

Dwa mniej ważne ośrodki wczasowe leżą w miejscowościach Akrata i Ksilokastro, za Diakofto. AKRATA, niewielkie miasteczko z oddaloną od niego o kilometr osadą na plaży, jest nieco zatłoczona z powodu aż czterech kempingów nad dość monotonną i niezbyt zachwycającą plażą. Ciekawiej jest w DERVENI, kolejne 8 km na wschód; nocować można tu tylko pod namiotem. KSILOKASTRO cieszy się popularnością wśród mieszkańców Koryntu, którzy chętnie spędzają tu weekendy. W przyjemnej scenerii (u stóp góry Ziria) czekają na nich niezgorsze plaże i noclegi. Najtańsze z dziesięciu tutejszych hoteli to Hermes, Ioanou 81, i Kjani Akti, Tsaldari 68.

Patras

PATRAS to największe miasto na Peloponezie i drugi po Pireusie port w Grecji; można stąd popłynąć do Włoch, Turcji i na niektóre Wyspy Jońskie (rejsy do byłej Jugosławii wstrzymano z powodu wojny). Miasto jest również ważnym węzłem komunikacji lądowej, drogi prowadzą stąd do wszystkich rejonów Peloponezu oraz, z przeprawą promową w Rionie, do Delf i zachodniej Grecji.

Na spędzenie w mieście więcej niż kilka godzin skazani są jedynie podróżni przybywający wieczorem z Włoch. Liczące sobie niemal pół miliona mieszkańców Patras nie jest na pewno wymarzonym miejscem wakacyjnego odpoczynku: brak tu plaż i zabytków, zaś samochody hałasują niemal przez całą noc. Niewiele się też nadal robi, by miasto jakoś uatrakcyjnić. Wyjątkiem jest borykający się z kłopotami finansowymi letni festiwal (VII-pocz. IX), w ramach którego odbywają się przed­stawienia klasycznych dramatów greckich, sporadyczne koncerty rockowe w rzyms­kim Odeonie oraz wystawy fotograficzne wnoszące nieco życia do magazynów w rejonie portu. Na tym tle bardzo korzystnie wypada natomiast Karnawał (II/III) — jeden z najwspanialszych i największych w całym kraju z huczną paradą w centrum miasta.

W innych porach roku czas najlepiej spędzić można na zamku, na pobliskim, zapchanym kawiarnianymi stolikami Platia Psila Alonia, bądź w winiarni Achaja Claussa (poza miastem). Zamek, otoczony parkiem i oddalony od morza o 10 minut spaceru, reprezentuje w przeważającej części architekturę wenecką; nie rzuca na kolana, ale pozwala uciec od wielkomiejskiego zgiełku. Tutejsze Muzeum Archeo­logiczne jest wyjątkowo nieciekawe.

Lepiej nie kąpać się w morzu w rejonie Patras — na odcinku kilku kilometrów na zachód woda jest bardzo zanieczyszczona. Sami mieszkańcy jeżdżą na plaże w okolice Rionou (7 km na północny wschód; autobus # 6 z Kandakari) lub do Kalogrii.

Fabryka Achaja Claussa

Do fabryki Achaja Claussa, 9 km na południowy wschód od miasta, kursuje autobus # 7 z Kandakari (zob. mapkę). Turyści zapoznają się tu (w sezonie codz. 9.00-13.00 i 16.00-19.00; bezpł.) z technologią produkcji wina i ouzo. Największą atrakcją są niezwykle cenne beczki ze stuletnim ciemnym deserowym winem Mavrodafni, nazwanym tak na cześć kobiety, o której rękę starał się Clauss. W przyfabrycznym barze — którego niemiecki charakter najdobitniej świadczy o narodowości założy­ciela — każdy turysta otrzymuje do skosztowania lampkę sławetnego wina (oraz pamiątkową pocztówkę — docierają do adresatów, sprawdziliśmy). Na ścianach wiszą listy od wielu znakomitości zachwycających się Manodafni (pierwsza nagroda za arogancję należy się brytyjskiemu sędziemu, który przysłał swe zdjęcie z auto­grafem).

Sprzedażą wina w butelkach zajmuje się fabryczny sklep.

Loutra, Killini i Hlemoutsi

Na północ od Pirgos droga i tory kolejowe mijają kilka bezbarwnych miasteczek targowych. W stronę wybrzeża zjeżdża się albo w GASTOUNI (do uzdrowiska Loutra Killinis; sporadycznie kursuje tam autobus z Pirgos i Patras), albo w KAVASSILAS (do Killini; kursuje tu autobus z Patras). Obie miejscowości łatwo pomylić.

Loutra Killinis

Przy północnym krańcu długiej plaży w LOUTRA KILLINIS ulokowało się kilka luksusowych hoteli obsługujących tutejszych kuracjuszy. Na południu nowoczesna zabudowa bardzo szybko przechodzi w piaszczyste wydmy, gdzie w sezonie obozuje na dziko sporo mniej zamożnych turystów, głównie z Niemiec, Francji i Włoch. Z przyłączeniem się nie powinno być problemów; natomiast legalny kemping EOT, Camping Killini znajduje się przy drodze w stronę VARTHOLOMIO i GASTOUNI.

Killini

Smutne i nudne KILLINI (do którego można dojechać taksówką z Loutra Killinis) do zaoferowania ma tylko połączenia promowe. To stąd najłatwiej dostać się na Zakinthos (3-7 promów dziennie), w sezonie 4 promy dziennie kursują do Poroś lub Argostolionu na Kefallinii. trzeba jednak pamiętać, iż dwa docierające tu autobusy przyjeżdżają i odjeżdżają tak, że o kilka minut mijają się z promem, co pociąga za sobą konieczność kilkugodzinnego czekania na następny.

Nocować można w Killini na plaży, na kwaterach przy głównej ulicy, bądź w Hotelu Glaretzas.

Zamek Hlemoutsi

Bawiąc w Loutra Killinis czy Killini warto wybrać się autostopem lub na piechotę do położonej pośród piasków wsi KASTRO, 6 km od obu miejscowości. Nad wioską góruje frankoński zamek Hlemoutsi, potężna sześciokątna budowla wzniesiona w 1220r. przez Guillaume’a de Villehardouina, założyciela Mistry. Forteca miała kontrolować prowincję Achaja, była też ważną twierdzą w rejonie Adriatyku. O ile nie ma mgły, ze znakomicie zachowanych i odrestaurowanych murów wspaniale widać wyspę Zakinthos, a nawet Kefallinię (Kefalonia) i Ithaki (Itaka).

Katakolo

KATAKOLO, stary, podupadający port z niezłymi plażami w pobliżu, 13 km na zachód od Pirgos, wygląda nieco bardziej zachęcająco. Dopóki kilkadziesiąt lat temu nie zbudowano solidnej drogi do Patras, był to główny port handlowy Elidy. Dzisiaj na kotwicy stoi tu jedynie kilka rdzewiejących parowców; od czasu do czasu zawijają też jednostki greckiej marynarki wojennej, a także — nie wiedzieć czemu — włoskie statki wycieczkowe, w tym Orient Express. Dość wątpliwe, by składające się głównie z potężnych magazynów miasteczko z dwoma ulicami na krzyż stanowiło jakąś szczególną atrakcję dla pasażerów oczekujących tu na klimatyzowane autokary do Olimpii, ale dla kogoś przyjeżdżającego z Pirgos jest to na pewno jakaś zmiana na lepsze.

Z trzech hoteli najlepszy jest Delfini; schody przy drodze prowadzą do kilkunastu pokoi do wynajęcia, od frontu ocienionych drzewami brzoskwiniowymi i morelowymi. Odradzamy nocleg przy głównej ulicy — choć za dnia wydaje się senna, w nocy ze względu na hałasy nie sposób zmrużyć tu oka. Posiłki oferuje kilka znakomitych tawern w rejonie przystani.

Plaże

Plaża w Katakolo, zwana Spiatza, kilometrami ciągnie się na północ; na wypoczynek przyjeżdża tu sporo Greków, często właścicieli maleńkich domków nad samym morzem. Plaża jest piaszczysta, ale zatłoczona, zaś morze nawet daleko od brzegu zbyt płytkie, by można było swobodnie popływać.

Na kąpiel znacznie lepiej nadaje się plaża Agios Andreas, 30 min marszu na północ, obok zarośniętego bizantyjsko-frankońskiego zamku Beauvoir. Z pochyłej, dwustu­metrowej piaszczystej plaży widać kilka pobliskich wysepek i — w oddali — Zakint­hos. Jest tu kilka — czynnych latem — tawern i domków kempingowych. Jeszcze lepszą plażą poszczycić się może SKAFIDIA, 3 km na północ od Katakolo (dojazd drogą przez KORAKOHORI). Plaża jest cicha i atrakcyjna, pomimo ośrodka wczasowego Club Med wybudowanego po jej północnej stronie.

Na południe od Katakolo można wybrać się na przyjemny dwudziestominutowy spacer do latarni morskiej wznoszącej się na płaskowyżu pośród krzewów mącznika i sosen.

STADION

W ostatecznym rozrachunku najważniejsze w Olimpii nie są ani fundamenty, ani kolumny, ale dwustumetrowy Stadion, na który wchodzi się przez specjalny tunel przypominający tunele na współczesnych boiskach piłki nożnej. Zachował się początek i koniec bieżni, fotele sędziów pośrodku i ławki dla widzów po obu stronach.

Stadion rozwijał się stopniowo, w miarę jak wzrastała ranga i popularność igrzysk w Olimpii, stając się w końcu pewnym modelem, naśladowanym potem we wszystkich tego typu budowlach w całym greckim i rzymskim świecie. Ławki dla widzów pomieścić mogły do 20 000 osób, trochę mniej kibiców mogło zasiąść na południowym zboczu na wprost Hippodromu, gdzie odbywały się wyścigi rydwanów. Miejsca siedzące zarezerwowane były tylko dla zamożniejszych warstw społecznych. Biedota — wraz z niewolnikami i kobietami — oglądała zawody ze wzgórza Kronos na północ od stadionu (w starożytności na wzgórzu nie rosły drzewa).

Stadion odkopano dopiero podczas II wojny światowej; niemieccy archeolodzy prowadzili tu prace wykopaliskowe w latach 1941-44, podobno na bezpośrednie polecenie Hitlera. Chciałoby się powiedzieć, iż nader niewiele łączyło te starożytne ruiny z Olimpiadą w Berlinie w 1936r.

Muzeum Archeologiczne

Pn. 12.00-17.00, wt.-pt. 8.00-19.00, sb. i nd. 9.00-15.00;  1000 dr, studenci 500dr. Muzeum w Olimpii oddalone jest od sanktuarium o kilkaset metrów na północ. Zgromadzono w nim jedne z najwspanialszych w Grecji rzeźb z czasów klasycznych i rzymskich; wszystkie eksponaty są znakomicie opracowane, co usprawiedliwia dość wysoką cenę biletu.

Najsławniejsze z pojedynczych rzeźb to Głowa Hery i Hermes Praksytelesa, obie z IV w. p.n.e. i razem odkryte w Świątyni Hery. Hermes należy do najlepiej zachowanych rzeźb klasycznych i zwraca uwagę niezwykle swobodną pozą; zachowały się nawet ślady oryginalnej farby. Jeszcze wspanialsza jest Nike dłuta Pajoniosa, pierwotnie licząca sobie dziesięć metrów wysokości. Posąg jest niekomp­letny (i aktualnie ogrodzony z powodu prac konserwatorskich), ale daje niezłe wyobrażenie tego, jak musiało wyglądać pełne rzeźb sanktuarium w okresie swej największej świetności.

Najciekawsze z mniejszych eksponatów zgromadzono w sali 4. Znalazły się tu m. in. przedmioty z brązu, w tym Perski Hełm, zdobyty przez Ateńczyków w bitwie pod Maratonem i (obok niego) Hełm Miltiadesa. zwycięskiego ateńskiego dowódcy. Oba znaleziono wśród darów składanych w świątyni. Można też podziwiać wspaniałego Zeusa porywającego Ganimedesa oraz liczne znaleziska z pracowni Fidiasza, w tym puchar z wyrytym imieniem rzeźbiarza.

W głównym hallu muzeum znajdują się najistotniejsze znaleziska z Olimpii: posągi i rzeźby ze Świątyni Zeusa, m. in. trzy grupy, niegdyś pokryte farbą. Z celli pochodzi fryz przedstawiający Dwanaście Prac Herkulesa o delikatnym rysunku i w większości nieźle zachowany. Dwie pozostałe grupy pochodzą z frontonu wschodniego i zachodniego.

Wschodni, nawiązujący do olimpijskich wyścigów, przedstawia Zeusa oglądające­go Ścigających się na rydwanach Pelopsa i Oinomaosa. Istnieje kilka wersji tego mitu. Król Oinomaos (Ojnomaos), ostrzeżony, iż zginie zabity przez zięcia, każdego ze starających się o rękę córki Hippodamii wyzywał na pojedynek — wyścig rydwanów. Na starcie dawał się wyprzedzić, po czym doganiał rywala i mordował go znienacka od tyłu.

Króla (w lewej części fryzu) pokonał w końcu Pelops (po prawej z Hippodamią); w zależności od wersji tej historii, albo dzięki pomocy Zeusa (widoczny pośrodku), albo też dzięki magicznym rumakom otrzymanym od Posejdona, lub — w najmniej olimpijski sposób — przekupując woźnicę Oinomaosa, by ten uszkodził koło w swoim rydwanie.

Zachodni fronton, mniej kontrowersyjny mitologicznie, przedstawia Bitwę Lapitów z Centaurami (Kentauromachia) podczas uczty weselnej króla Lapitów Pejritoosa. Tym razem wydarzeniom przygląda się Apollo, zaś Tezeusz pomaga gos­podarzom rozprawić się z pijanymi centaurami, którzy — ukazani z dość brutalnym realizmem — dobierają się do kobiet i młodzieńców zaproszonych na wesele.

W ostatnich salach muzeum zgromadzono przedmioty związane ze sportem: chaltery, czyli ciężarki do skoku w dal, dyski, kamienne ciężary do.podnoszenia i wiele innych. Można się tu również zapoznać z licznymi inskrypcjami po­grzebowymi, w tym jedną poświęconą bokserowi Kamelotowi z Aleksandrii, który zmarł na stadionie po tym, jak modlił się do Zeusa o zwycięstwo lub śmierć.

ALTIS

Wstęp na Altis, tak w charakterze zawodników, jak i widzów, przysługiwał wyłącznie wolnym Grekom. Jedynymi kobietami, które miały prawo się tu pojawiać, były kapłanki z tutejszej świątyni. Jak podają kronikarze, zdarzyło się kiedyś, iż na widowni zasiadła pewna kobieta z Rodos, przebrana za trenera swego syna; podstęp wydał się, kiedy zbyt nieostrożnie manifestowała radość z jego zwycięstwa. Winowajczyni nie skazano na przewidzianą w takim wypadku karę śmierci, ale od tej pory wszyscy trenerzy musieli występować nago.

Najważniejszym obiektem w Altisie była dorycka Świątynia Zeusa. Zbudowana w latach 470-56 p.n.e., dorównywała wielkością wzniesionemu w tym samym czasie Partenonowi, o czym świadczą dzisiaj tylko rozrzucone wokoło fragmenty potęż­nych kolumn. Również dekoracje świątyni nie ustępowały najwspanialszym dziełom sztuki w Atenach; częściowo zrekonstruowane rzeźby przedstawiające Pelopsa w rydwanie, Lapitów, Centaurów i Prace Herkulesa znajdują się obecnie w muzeum. W celli stał (zaginiony) posąg Zeusa wykonany przez Fidiasza ze złota i kości słoniowej, który zaliczano do siedmiu cudów starożytnego świata. Tutaj też od igrzysk aż do następnej wiosny palił się ogień olimpijski, którą to tradycję przywrócono w czasach nowożytnych.

Mniejsza Świątynia Hery była pierwszą budowlą wzniesioną w Altisie; zanim ją ukończono w VII w. p.n.e., w sanktuarium istniały tylko ołtarze pod gołym niebem, poświęcone Zeusowi i innym greckim bogom. Świątynia, przebudowana w stylu doryckim w VI w. p.n.e., jest najlepiej zachowanym budynkiem w Olimpii; ocalało z niej częściowo ok. trzydziestu kolumn oraz fragment wewnętrznych murów. Wyższe partie muru układano wyłącznie z suszonych na słońcu cegieł, lekkość zaś tego budulca niewątpliwie przyczyniła się do ocalenia rzeźb — zwłaszcza Hermesa Praksytelesa — które znaleziono pośród ruin zniszczonych trzęsieniem ziemi.

Pomiędzy świątyniami Hery i Zeusa rozpościera się gaj, opisany przez Pauzania­sza i zidentyfikowany jako Pelopion (Pelopejon). Oprócz ołtarza ku czci Pelopsa znajdował się tu też niewielki kopiec z prochów spalonych darów ofiarnych, z którego archeolodzy wydobyli liczne przedmioty z terakoty, obecnie wystawiane w muzeum. Główny ołtarz sanktuarium, poświęcony Zeusowi, znajdował się prawdopodobnie nieco bardziej na wschód.

Na zachód od Świątyni Hery graniczą z murem Altisu pozostałości po Filippejonie, pierwszym pomniku wzniesionym na terenie sanktuarium dla upamiętnienia świec­kiego bohatera. Budowę rozpoczął Filip II po zwycięskiej bitwie pod Cheroneą, dzięki której opanował Grecję, a ukończył przypuszczalnie jego syn Aleksander Wielki (Macedoński). Na wschód od świątyni Hery widać niewielki dom z fontanną z II w. n.e., dar niezmordowanego Heroda Attyka. Poniżej, na tarasie u stóp wzgórza Kronos ciągną się skarbce państwowe. Z wyjątkiem dwóch wszystkie postawiły sobie miasta spoza terenów właściwej Grecji; przechowywano tu przedmioty kultowe i sprzęt sportowy używany podczas igrzysk. Skarbce zbudowane są w formie świątyń, tak jak w Delfach. Najstarszy i najwspanialszy, przy wschodnim krańcu, należał do miasta Gela na Sycylii. Na wprost skarbców zachowały się fundamenty Metroonu, doryckiej świątyni z IV w. p.n.e., poświęconej matce bogów.

Ceremonialna brama wjazdowa na Altis w starożytności znajdowała się po południowej stronie, poniżej długiej stoi tworzącej niemal cały wschodni bok świętego okręgu. W rogu stał pałac Nerona, w którym cesarz mieszkał w czasie igrzysk. Neron nakazał też przebudować bramę wjazdową w formie łuku triumfal­nego, który głosić miał chwałę jego spodziewanych przyszłych zwycięstw.

Po drugiej stronie łuku, bezpośrednio poza granicami okręgu wznosił się Buleuterion, czyli Sala Obrad, gdzie przed wielkim posągiem Zeusa wszyscy zawodnicy składali uroczystą przysięgę, iż będą przestrzegać reguł olimpijskich o tym, że przysięgę należy traktować serio, uczestnicy igrzysk mogli się przekonać w drodze na stadion. Przy tej właśnie drodze ustawiano wykonane na koszt nieuczciwych zawodników posągi z brązu z wyrytym imieniem winowajcy, jego ojca i nazwą miasta, z którego pochodził.

Olimpia

Z historycznym znaczeniem i wydźwiękiem nazwy OLIMPIA — miejscowości, w której przez ponad tysiąc lat odbywały się najważniejsze igrzyska panhelleńskie — równać się mogą jedynie Delfy i Mykeny. W ruinach sanktuarium trudno się co prawda wyznać, ale zachwyt budzi już sama lokalizacja: w żyznej dolinie, pełnej dzikich oliwek i platanów, rozpościerającej się między bliźniaczymi rzekami Alfios (Alpheus) i Kladios, u stóp porośniętego sosnami wzgórza Kronos. Pomimo tłumów bezwzględnie należy tu zajrzeć i to bynajmniej nie na chwilę czy dwie.

Ruiny i muzeum

Ruiny w Olimpii należą do najrozleglejszych i najpiękniejszych w Grecji; niestety są też zarazem niezwykle popularne wśród turystów. Tłumy z jednakowym zainteresowaniem ciągną do świątyń i na stadion. Archeolodzy, dążąc do wydobycia na światło dzienne dosłownie każdego, pojedynczego kamienia, pozostawili ruiny w takim stanie, że żaden laik nie potrafi teraz odgadnąć, co do czego służyło i skąd się wzięło. Wielkie kolumny świątyni leżą na wpół schowane pośród drzew i krzewów: malownicze, ocienione, znakomicie nadające się na piknik, ale niewiele mówiące nam o swym wyglądzie i przeznaczeniu w czasach starożytnych. Sława przyćmiewa jednakże wszelkie niedogodności, tak że spacerując między resztkami świątyni czy stadionu trudno nie zadumać się nad historią Olimpii.

Olimpia od samego początku była sanktuarium, w którym na stałe mieszkali jedynie kapłani. Zawody sportowe rozgrywano najpierw w obrębie świątyni, na ogrodzonym Altisie. Altis to Święty Gaj — stanowiący okręg — poświęcony Zeusowi. Od północy otoczony wzgórzem Kronosa, od południa i zachodu murem, od wschodu krużgankiem. Kiedy znaczenie igrzysk poczęło rosnąć, w sąsiedztwie sanktuarium zbudowano nowy stadion. Obok Altisu stopniowo wyrosły też rozmaite gmachy publiczne, a kiedy funkcje religijne Olimpii zeszły na dalszy plan, w pobliżu wzniesiono również pomniki i pałace Aleksandra Wielkiego i — później — Nerona. Całe sanktuarium pełniło funkcję swego rodzaju publiczno-religijnej galerii rzeźb.

Zwycięzcom przysługiwało prawo ustawienia w Altisie pamiątkowego pomnika (po wygranej w trzech dyscyplinach — z własnym wizerunkiem), a wiele miast-państw zakładało tu swe skarbce. W IV w. n.e., a więc już po kilkakrotnym złupieniu świątyni przez Rzymian, Pauzaniasz niemal całą osobną księgę swego Przewodnika po Helladzie poświęcił opisowi bogactw sanktuarium. O zamożności i potędze świątyni świadczą dziś nie tylko wykopaliska, ale i wspaniała kolekcja rzeźb w muzeum.

Ruiny

Pn.-pt. 8.00-19.00, sb. i nd. 9.00-15.00; poza sezonem codz. 9.00-15.00; 1500dr; studenci 750 dr.

Wejście na teren wykopalisk prowadzi wzdłuż zachodniej ściany Altisu, obok kilku budynków publicznych. Po lewej, za rzymskimi łaźniami, znajduje się Prytanejon, w którym zawodnicy nocowali i stołowali się na koszt publiczny. Po prawej widać ruiny Gimnazjum i Palestry (szkoły zapaśniczej), gdzie wszyscy sportowcy obowiąz­kowo ćwiczyli przez miesiąc poprzedzający rozpoczęcie igrzysk.

Dalej wznosi się Dom Kapłanów, czyli Theokoleion, potężny, zdobiony kolum­nami budynek, którego południowo-wschodni narożnik przerobiono na bizantyjski kościół. Pierwotnie znajdowała się tu pracownia Fidiasza, rzeźbiarza z V w. p.n.e., którego dziełem był wielki posąg w olimpijskiej Świątyni Zeusa (a także Ateny w ateńskim Partenonie). Rzeźbiarza zidentyfikowano dzięki opisom Pauzaniasza i odkryciu narzędzi, odlewów posągu oraz pucharu z wyrytym imieniem Fidiasza. Wymiary pracowni odpowiadają dokładnie wymiarom wewnętrznej świątyni, czyli celli, w której ustawiono- gotowy posąg.

Na południe od pracowni ciągną się kolejne budynki administracyjne, w tym Leonidion — wielki i bez wątpienia luksusowy hotel, w którym zatrzymywali się najznakomitsi goście przyjeżdżający na Olimpiady. Był to najbliższy budynek względem pierwotnej drogi dojazdowej do sanktuarium.