Archive for the ‘Epir i zachodnia Grecja’ Category

Monodendri

Wycieczki piesze zaczyna się zwykle w eleganckiej wsi MONODENDRI, położonej na samym brzegu wąwozu, niedaleko jego południowego wylotu. W tygodniu kursują tu dwa autobusy dziennie z Janiny, o 6.30 i 15.45. Przyjeżdżając popołud­niowym, można zatrzymać się tu na noc w luksusowym Ksenonas Vikos bądź w którymś z czterech czy pięciu przy­zwoitych zajazdów w rodzaju Monodendri. Tutejszą gastronomię reprezentuje psistaria koło przystanku autobusowego w górnej części wsi oraz tawerna przy dolnym placu. Więcej noclegów znaleźć można w pobliskiej wsi VITSA — 15 minut marszu ścieżką w dół — w odnowionym arondiko.

Uliczka odchodząca od dalszego krańca placu, oznakowana „Pros Vikon”, prowadzi do klasztoru Agia Paraskevi, przyklejonego niczym orle gniazdo do krawędzi wąwozu. Idąc dalej ścieżką wokół sąsiedniej skały (odradzamy ten pomysł cierpiącym na lęk wysokości) po pewnym czasie dociera się do ukrytej jaskini, w której w razie niebezpieczeństwa barykadowali się dawni mieszkańcy wsi.

W wąwozie

Najwyraźniejszy szlak do wąwozu rozpoczyna się obok kościoła przy dolnym placu w Monodendri; drogowskaz „Vikos Aristi Papingo” ze schematycznym rysunkiem turysty cokolwiek nieściśle podaje odległość „10 km” ( do Papingo jest w istocie przynajmniej 13 km).

Szlak schodzący nad rzekę jest niemal na całej długości wyłożony kamieniami. Przez pierwszą godzinę idzie się bez większych problemów równolegle do rzeki. Tu odpowiada taka wędrówka, może wybrać nieco dłuższą, ładną, ale jak na razie nie oznakowaną trasę obok kaplicy Agios Minas w dół nad Aoos, przejść przez rzekę (przez bród — tylko przy niskim stanie wody) i przez las po drugiej stronie spróbować przedrzeć się do Paleoselli.

Idzie się ok. 3 godz. Szlakiem lub drogą można dotrzeć do wsi Paleoselli i Pades na południowych stokach Smolikas (zob. dalej), skąd kursuje autobus do Janiny przez Konitsę.

Wąwóz Vikos i zachodnia Zagori

Ściany wąwozu Vikos miejscami mają niemal tysiąc metrów wysokości; wąwóz wrzyna się głęboko w wapienne skały pasma Gamili i oddziela wsie zachodniej i środkowej Zagori. W niczym nie ustępuje sławnemu wąwozowi Samaria na Krecie; wyprawa do niego niewątpliwie może stać się największą atrakcją wizyty w Zagori. W 1975 r. Vikos wraz z równie wspaniałym kanionem rzeki Aoos (bardziej na północy) znalazł się w obrębie parku narodowego i jak dotąd udało się powstrzymać zakusy inwestorów zainteresowanych budową ośrodków narciarskich, kolejek linowych, zapór itp.

Niemniej od wczesnych lat osiemdziesiątych, kiedy wkroczyły tu brytyjskie i francuskie agencje turystyczne, rozpoczęło się stopniowe zagospodarowywanie poszczególnych wiosek w rejonie kanionu i praktycznie w całej Zagori — obecnie w niemal każdej znaleźć można pokoje do wynajęcia i tawerny. Trzeba jednak pamiętać, iż tereny te są tak popularne, że w lipcu i sierpniu właściwie nie ma szans na wolne miejsca noclegowe; na dobrą sprawę o każdej porze roku warto ze sobą zabrać namiot.

Idąc wzdłuż wąwozu trudno zabłądzić, ponieważ na całej długości szlak jest oznakowany białym rombem na czerwonym tle i symbolem „03″ (na niektórych odcinkach nieco blado). Symbol ten to kryptonim niedawno opracowanej długodys­tansowej trasy rozpoczynającej się w Monodendri i prowadzącej przez górę Gamila na górę Smolikas. Przejście wąwozu w najwęższym miejscu i dotarcie do źródeł rzeki Voidomatis zabiera ok. 5 godzin. Kolejną godzinę idzie się do osady VIKOS, po lewej, powyżej północnego krańca wąwozu; dwie godziny od źródeł idzie się natomiast do jednej ze wsi PAPINGO, po drugiej stronie doliny.

Mimo wielkiej popularności wąwozu i solidnego oznakowania nie jest to trasa na niedzielny spacer i bardzo łatwo po drodze zabłądzić, a nawet wpaść w jeszcze gorsze tarapaty. W kwietniu lub maju topniejące śniegi blokują szlak w rejonie Monoden­dri, podczas burzy ze ścian wąwozu często spływają lawiny błota, pni powalonych drzew i kamieni. Nawet przy najlepszej pogodzie nie należy wychodzić w zwykłym obuwiu sportowym i z plastykową manierką na wodę, a tak niestety często się dzieje; bardzo przydaje się solidny kij do odpędzania węży i wojowniczo usposobionych zwierząt domowych.

Biuro EOT w Janinie dysponuje odbitkami mapy topograficznej magazynu Korfes, obejmującej rejon wąwozu Vikos, niestety jest ona trochę stara (1984-85) i zawiera mnóstwo niebezpiecznych błędów. Podczas wyprawy do wąwozu i w jego okolice znacznie bardziej przydają się schematyczne mapki, jakie dostać można w biurze EOT w Megalo Papingo.

Zagori, wąwóz Vikos i góra Gamila

Mało który region Grecji jest bardziej zdumiewający czy też bardziej uroczy niż Zagori. Te dzikie nieużytki na północ od Janiny otaczają od zachodu i południa drogi do Konitsy i Metsova, a od wschodu dolina rzeki Aoos. Piękno krajobrazów jest bezdyskusyjne: nagie wapienne nieużytki, poszarpane góry poprzecinane głębokimi wąwozami, w których pienią się wartkie rzeki i kotłują płynące częściowo pod ziemią strumienie, a do tego kilometry lasów. Pod uprawę nie nadaje się tu nawet piędź ziemi, nic więc dziwnego, że mieszkańców jest w Zagori niewielu, a i oni nie mogą narzekać na nadmiar pracy. Doprawdy jest to ostatnie miejsce, w którym można by się spodziewać jednych z najwspanialszych w Grecji zabytków architek­tury.

A mimo to w Zagorohoriach, jak zwie się czterdzieści sześć wsi Zagori, aż roi się od przepysznych kamiennych rezydencji (arhondika), otoczonych na wpół ufortyfiko­wanymi murami, z charakterystycznymi zadaszonymi werandami, obok których biegną równo wybrukowane uliczki. Wewnątrz, o ile uda się zajrzeć do środka, okazuje się, że pomieszczenia mieszkalne znajdują się na piętrze i urządzone są na wzór turecki. Zamiast mebli w pokojach po obu stronach okazałego kominka ciągną się niskie podesty wyłożone dywanami i poduszkami, na których za dnia się siedzi, a w nocy śpi. Przy ścianie na wprost kominka stoją zwykle drewniane, niekiedy malowane szafki zwane misandres. W zamożniejszych domach farbą pokryte są też wymyślnie zdobione drewniane sufity.

Rezydencje te, choć wyglądają na bardzo stare, pochodzą głównie z przełomu XVIII i XIX w. Zbudowano je za pieniądze zarobione za granicą. Mieszkańcy Zagori, którzy cieszyli się co prawda przywilejami podobnymi do tych nadanych mieszkańcom Metsova, z powodu biedy musieli jednak szukać zarobku daleko od stron rodzinnych. Rodziny odwiedzali jedynie sporadycznie, by spłodzić dzieci i wybudować im dom — najlepszy dowód tego, że życie i praca na obczyźnie (zwana ksenitia) ma sens i się opłaca. Wiele z tych okazałych budynków obróciło się w ruinę, ale rząd grecki zatroszczył się w końcu o przywrócenie im dawnej świetności. Najlepiej odrestaurowane miejscowości w zachodniej Zagori to Monodendri i obie Papingo, którym udało się uniknąć zniszczeń wojennych, jakich doświadczyły wsie we wschodniej Grecji.

Co do krajobrazów, to najlepiej poznawać je na piechotę; do wyboru jest kilkadziesiąt szlaków prowadzących przez lasy i pastwiska z jednej wsi do drugiej, mijających przełęcze i załomy skalne. Najpopularniejsza trasa — obecnie bardzo reklamowana przez agencje turystyczne — wiedzie w górę przytłaczającego wąwozu Vikos. Należy go koniecznie zobaczyć, aczkolwiek by poczuć prawdziwą atmosferę głębokiej prowincji, trzeba udać się nieco bardziej na północ, w stronę góry Gamila, a najlepiej zrobić pętlę do Vikos przez Vovoussę (Wowussę) i inne odludne wołoskie wsie we wschodniej Zagori.

Kto nie lubi zajmować się szczegółami, może skorzystać z usług biura Robinson Travel przy Ogdois Merarhias 10 w Janinie, które organizuje grupowe wycieczki piesze w tej części Epiru. Wystarczy zadzwonić kilka dni wcześniej i na pewno dla każdego znajdzie się jakaś odpowiednia grupa.

Dodona

W wielu turystach tkwi pewien romantyczny egocentryzm, który każe im oczekiwać, iż zwiedzane miejsca będą nie tylko przerastać oczekiwania co do piękna, ale staną się też jakby prywatnymi, osobistymi odkryciami. Komu nieobce są takie odczucia, powinien zdecydowanie wybrać się do DODONY, 22 km na południowy zachód od Janiny. Tu, w miejscu górzystym i niegdyś odizolowanym od świata, leżą (odkryte przez polskiego archeologa Mineykę) ruiny najstarszej w Grecji Wyroczni Zeusa — nad którymi dominuje potężny, elegancki teatr, pieczołowicie zrekonstruowany pod koniec ubiegłego wieku.

Wyrocznia

Wyrocznia istniała tu od niepamiętnych czasów. „Zimową Dodonę” wspomina już Homer, a tradycyjny kult Zeusa i świętego dębu prawdopodobnie związany był z pierwszymi helleńskimi plemionami, które dotarły do Epiru ok. 1900r. p.n.e.

O początkach wyroczni wiadomo niewiele: Herodot opowiada zagadkową historię o gołębiu, który przyleciał z Teb w Egipcie, usiadł na gałęzi dębu i ludzkim głosem nakazał założenie w tym miejscu świątyni. Słowo peleiae oznacza zarówno gołębia, jak i starą kobietę, niewykluczone więc, że zasłyszana przez Herodota legenda opowiadała o pierwszej kapłance — być może porwanej ze Wschodu i biegłej w sztuce wróżenia. Najważniejszy dla całego kultu był dąb widniejący na wybijanych w okolicy monetach. Według Herodota wyrocznia przemawiała poprzez szum jego liści, a jej głos wzmacniały miedziane naczynia zawieszone na gałęziach. Wróżby były następnie interpretowane przez obłąkane kapłanki i dziwnych kapłanów, którzy sypiali na gołej ziemi i nigdy nie myli nóg.

W 1952 r., podczas prac wykopaliskowych, w Dodonie znaleziono liczne tabliczki z pytaniami kierowanymi do wyroczni. Obecnie oglądać je można w muzeum w Janinie. Tabliczki dają niezłe wyobrażenie o charakterze wyroczni, która w odróżnieniu od wyroczni delfickiej zajmowała się głównie sprawami zwykłych obywateli i ich codziennymi troskami. Inskrypcje dowodzą, że pielgrzymi pytali zwykle o rzeczy dość prozaiczne, w rodzaju „Czy jestem ojcem jej dziecka?” lub niezapomnianego „Czy Pleistos ukradł wełnę z mojego materaca?”

Teatr i wykopaliska

Pn.-pt. 8.00-17.00, latem niekiedy do 19.00, sb. i nd. 8.30-15.00; 500dr.

Wchodząc na teren wykopalisk przez to, co pozostało ze starożytnego stadionu (III w. p.n.e), staje się na wprost masywnej zachodniej ściany teatru. Powstał on za panowania Pyrrusa (297-272 p.n.e.) i był jednym z największych w Grecji, ustępując jedynie teatrom w Argos i Megalopolis. W późniejszych czasach Rzymianie dokonali tu przeróbek niezbędnych dla organizowanych przez nich krwawych widowisk sportowych, dodając ochronny mur przed dolnymi rzędami foteli i kanał odpływowy w kształcie podkowy wokół orchestry. To, co można oglądać dzisiaj, jest efektem pieczołowitej rekonstrukcji z końca XIX w.; wcześniej amfiteatr przypominał kupę » kamieni o nie bardzo zrozumiałym przeznaczeniu.

Niekiedy, podczas letniego festiwalu kultury, w tym właśnie starożytnym teatrze w Janinie odbywają się spektakle klasycznych dramatów greckich (zob. wyżej); wrażenie musi być niezapomniane, bo sceneria jest zaiste niezwykła. Z foteli, po drugiej stronie cichej, zielonej doliny widać stoki góry Tomaros. Na szczycie cavei, czyli audytorium, wspaniała brama wejściowa prowadzi na zarośnięty i mało zbadany dotąd przez archeologów Akropol. Fundamenty murów, głównie helleńs­kich, liczą sobie — bagatela — cztery do pięciu metrów grubości.

Obok teatru, na tym samym zboczu leżą fundamenty Bouleuterionu (budynku Rady Starszych), a za nim ruiny Sanktuarium Zeusa, gdzie urzędowała starożytna wyrocznia. Aż do końca V w. p.n.e. nie istniała tu żadna świątynia z prawdziwego zdarzenia. Rytuały religijne odbywały się pod Świętym Dębem, w którym, jak wierzono, mieszkał najważniejszy z bogów greckich; samotne drzewo otaczał krąg ofiarnych trójnogów i kociołków. Budowę świątyni rozpoczęto od skromnego kamiennego okręgu; za panowania Pyrrusa otaczały go już okazałe jońskie kolumny. W 219 r. p.n.e. po złupieniu świątyni przez Etolijczyków wybudowano większą, z monumentalnymi propylejami. Ta z kolei świątynia przetrwała do IV w. n.e., kiedy dąb padł pod toporami chrześcijańskich reformatorów.

To, co ogląda się dzisiaj, to pozostałości po tej ostatniej świątyni. Poznać je można po dębie zasadzonym w centrum przez szanujących tradycję archeologów. W pobliżu widać też ruiny wczesnochrześcijańskiej bazyliki, wzniesionej na miejscu Sank­tuarium Heraklesa.

Dojazd

Do Dodony i pobliskiej współczesnej wioski DODONI (nieco na zachód) dociera niewielu turystów, dzięki czemu miejsce to jest wyjątkowo nie zniszczone i spokojne. Niestety z tego samego względu komunikacja publiczna w tym rejonie jest nader rzadka. Kursują tu jedynie dwa autobusy dziennie z Janiny, o 6.00 (w nd. o 8.00) i 14.00. Latem można wracać autostopem (niekiedy wręcz trzeba, ponieważ popołudniowy autobus czasami w ogóle się nie pojawia); niezłą alternatywą jest też wyprawa tam i z powrotem taksówką z Janiny z godzinnym postojem na terenie wyroczni (cena negocjowana z góry — zupełnie rozsądna).

W ostateczności zawsze można zatrzymać się tu na noc. Nie brakuje pięknych miejsc na rozbicie namiotu; we wsi jest poza tym miła tawerna, a koło ruin maleńki pensjonat Xenia Andromachi. Przy głównym placu w MELIGI (Melingi), następnej wsi, w której jednocześnie kończy się droga, czynna jest niezła restauracja.

Gastronomia i rozrywki

Z tutejszą gastronomią najlepiej zapoznać się w którejś z trzech tawern na wyspie, specjalizujących się w węgorzach (heli), rakach (karavidhes) i żabich udkach. Kto wolałby nie spożywać niczego wyłowionego w mętnych wodach jeziora, może zamówić pstrąga hodowlanego (pestrofa) — tańszego i chyba zdrowszego. Zimą tawerny czynne są tylko w porze obiadowej.

W mieście mniej wyszukane dania można dostać w lokalach w rejonie bazaru koło bramy cytadeli. Polecamy dania prosto z pieca w restauracji Pantheon i potrawy z rożna w znakomitej i niedrogiej To Mandio, dokładnie naprzeciwko bramy. Na obiad zaprasza świetna psistaria przy Zozimadou, poniżej Hotelu Egnatia. Nocą najciekawiej jest w pizzeriach wokół Platia Mavili. Warto przypomnieć, iż z Janiny pochodzi znakomite ciasteczko bougatza, które kupić można codziennie na śniadanie m. in. w Select przy Platia Dimokratias 3. Śniadanie w stylu angielskim można natomiast zjeść przy Averoff 39, gdzie ponadto serwują niezłe budynie i jogurty.

Życie nocne w Janinie jest raczej ubogie i koncentruje się w kilku pubach i kinach przy Platia Mavili. Ze względu na studentów repertuar filmowy jest znacznie ambitniejszy niż w przeciętnym mieście greckiej prowincji.

Latem większość imprez odbywa się w ramach festiwalu Politistiko Kalokeri (Lata Kulturalnego), który trwa od połowy lipca do połowy sierpnia. Są to głównie spektakle teatralne i muzyczne, którym od czasu do czasu towarzyszy jakaś wystawa. Większość imprez odbywa się w teatrze na zboczu, zwanym Frontzos, zaraz za miastem (latem jest tu czynna niezła restauracja z pięknymi widokami na miasto . i jezioro). Bilety-do nabycia w Muzeum Folkloru przy Michaił Angelou 42 lub biurze EOT. Niekiedy organizuje się jedno-dwa przedstawienia klasycznych dramatów w starożytnym teatrze w Dodonie.

Jaskinie Perama

Wieś PERAMA, 5 km na północ od Janiny, szczyci się największymi podobno w Grecji jaskiniami (latem codz. 8.00-20.00; zimą 8.00-16.00; 500 dr). Odkryli je w czasie ostatniej wojny partyzanci ukrywający się tu przed hitlerowcami; pieczary są rzeczywiście potężne i ciągną się 4 km w głąb niskiego pagórka. Zwiedzanie trwa pół godziny (raczej krótko), przewodnik głównie wyrzuca z siebie długą listę nazw poszczególnych co ciekawszych formacji skalnych, ale i tak jest to niezwykłe przeżycie.

Dojazd do jaskiń autobusem # 8 (bilet kupuje się w kiosku) z Platia Dimokratias do wsi Perama; z przystanku do jaskiń idzie się kawałek w głąb lądu. Samochodem można go objechać. Zaraz za Peramą droga rozgałęzia się: na północ jedzie się do górskiej wioski DRISKOS, skąd roztaczają się fenomenalne widoki na Janinę i jezioro; druga odnoga prowadzi wokół jeziora, po drodze mija się kawiarnię na plaży.

Nissi i jezioro Pamyotis

Na wyspę Nissi, na bardzo niestety zanieczyszczonym jeziorze Pamvotis, można się dostać motorówką z przystani na północny zachód od Frourio, przy Platia Mavili (latem co pół godz., po sezonie co godz., 6.30-23.00; 90 dr). Na obrzeżach pięknej wsi, (założonej w XVI w. przez uciekinierów z Mani na Peloponezie), znajduje się tu pięć klasztorów — w sam raz na popołudniową wycieczkę. Wieczorem można zjeść coś w jednej z restauracji na nabrzeżu, jednocześnie podziwiając wspaniały zachód słońca.

Klasztor Pandelimonos, nieco na wschód od wsi, był świadkiem bodaj najdramatyczniejszych wydarzeń za czasów Alego Paszy. To tutaj w styczniu 1822 r. satrapa został zamordowany przez Turków, którzy w końcu stracili cierpliwość do wiarołomnego sojusznika. Uwięziony w pokoju na piętrze, Ali zginął od kul wystrzelonych z pomieszczenia na dole. W niewielkim muzeum poświęconym tyranowi oprócz podziurawionej kulami podłogi zobaczyć można trochę sztychów i pamiątek w rodzaju okazałych nargili Alego.

Cztery pozostałe klasztory — Agiou Nikolaou Filanthropinon, Stratigopoulou, Ioannou Prodromou i Eleoussas — leżą na zachód od wsi. Droga do nich jest wyraźnie oznakowana, klasztory oddalone są od siebie o ledwo kilkaset metrów i leżą przy pięknej zadrzewionej alejce. W każdym monasterze mieszka po kilka .zakonnic, które zezwalają na krótkie zwiedzanie budynków (stukać do bramy). Klasztory są nader atrakcyjnie położone, posiadają piękne dziedzińce, ale zwiedza się właściwie tylko główne kaplice, czyli katholikony. W każdej z nich oglądać można freski w różnym stopniu odnowione lub zniszczone. Najpiękniejsze znajdują się w Filanthropinon, pochodzą z XVII w. i przedstawiają niezwykle krwawe sceny śmierci pierwszych męczenników.

Miasto

Nad tym, co przetrwało do dzisiaj z dawnej stolicy Alego Paszy, bardziej ciąży pamięć o jego okrucieństwach niż o sławie i sukcesach. Niestety prawie całe miasto jest nowoczesne i nijakie —jednak winnym jest w tym wypadku nie Ali, który w czasie oblężenia w 1820 r, spalił znaczną część Janiny, ale przedsiębiorcy budowlani z lat pięćdziesiątych. Mimo to na turystów czeka tu całkiem sporo atrakcji: Frourio, ufortyfikowana cytadela Alego Paszy, zachowana w niemal idealnym stanie, sypiące się meczety z minaretami zwieńczonymi bocianimi gniazdami, znakomite muzeum archeologiczne, oraz jezioro Pamvotis z wsią i klasztorami na wyspie.

Frourio

Oczywiste, że każdy zwiedzający Janinę turysta pierwsze kroki kieruje do cytadeli Frourio. W okresie świetności mury obronne schodziły do samego jeziora, zaś od strony lądu (południowo-zachodniej) dostępu broniła fosa. Potem fosę zasypano, a wokół umocnień nad jeziorem powstała promenada, nadal jednak czuje się tu specyficzną atmosferę twierdzy.

Wewnętrzne drogowskazy kierują zwiedzających do Muzeum Sztuki Ludowej (codz. 8.00-15.00; 300 dr), gdzie w cudownym nieładzie eksponuje się epirskie stroje ludowe i klejnoty. Oprócz tego można oglądać pamiątki i fotografie związane z wyzwoleniem Janiny z rąk Turków w 1913 r. Muzeum mieści się w Aslan Pasza Dżami (Aslan Pasha Jami) – jednym z niewielu w Grecji odrestaurowanych meczetów. Zachowały się zdobienia kopuły i nisze w westybulu, przeznaczone na obuwie wiernych. Wedle tradycji to tutaj w 1801 r. Ali miał zgwałcić i zamordować Eufrozynę, kochankę swego najstarszego syna, która „sprowokowała” 62-letniego tyrana odrzucając jego seksualne propozycje. Wraz z 17 innymi odaliskami związano ją, do stóp przymocowano kamień i wrzucono żywą do jeziora.

Na wschód od meczetu Aslan Pasza leży wewnętrzna cytadela. Przez wiele lat stacjonowały tu oddziały greckiej armii, która dla potrzeb wojska całkowicie przebudowała większość zabudowań, w tym pałac Alego Paszy, w którym tyran podejmował Byrona. Ocalała natomiast baszta, wraz ze starym Fetije Dżami (Fetiye Jami; Meczet Zwycięstwa) przechodząca aktualnie gruntowny remont. W pobliżu meczetu znajduje się domniemany grób Alego.

Bazar i Muzeum Archeologiczne

Najciekawszą częścią miasta po Frourio jest rejon starego bazaru na mniej więcej półkolistym placu na wprost wejścia do cytadeli. W warsztatach, obok budynków pamiętających jeszcze turecką okupację, nadal powstają najróżniejsze przedmioty z miedzi, cyny i srebra — na produkcji tych ostatnich przez całe stulecia opierała się gospodarka miasta.

Nie opodal centralnego Platia Dimokratias, obok małego parku i nowoczesnej katedry leży Muzeum Archeologiczne (wt.-sb. 8.30-15.00; 400 dr), jedna z najlepszych tego rodzaju instytucji na prowincji. Bezwzględnie należy do niego zajrzeć przed podróżą do wyroczni i teatru w Dodonie, zgromadzono tu bowiem — obok wyjątkowo kunsztownie wykonanych pieczęci z brązu — fascynujące ołowiane tabliczki, na których zapisywano pytania zadawane następnie wyroczni.

Janina

Od strony Metsovonu droga do JANINY prowadzi przez malownicze góry Pindos i wyjeżdża wysoko nad wielkim jeziorem Pamyotis. Miasto położone jest na jego brzegu, na skalnym cyplu wrzynającym się w wodę; o historii Janiny świadczą liczne wieże i minarety wyrastające pośród fortyfikacji. To tutaj rezydował Ali Pasza, „Lew Janiny”, który zuchwale wydarł Turkom znaczną część zachodniej Grecji, poniekąd rozpoczynając w ten sposób walkę Greków o odzyskanie niepod­ległości.

Stolica Ali Paszy

Ali Pasza, najwybitniejsza postać w historii Janiny i całego Epiru, to wysoce kontrowersyjny „bohaterski buntownik”, który w życiu kierował się jedynie ambicjami i własnym interesem. Walcząc z Turkami, jeśli uznał za stosowne, bez wahania rozprawiał się też krwawo ze swymi greckimi poddanymi.

Urodził się w 1714 r. w Albanii i doszedł do władzy korzystając z tureckiego poparcia — w nagrodę za pomoc udzieloną sułtanowi w wojnie z Austrią został Paszą Trikali.

Jako że jego ambicje sięgały znacznie wyżej, jeszcze w tym samym roku (1788) zdobył Janinę, od XIII w. ważne miasto greckie liczące sobie wówczas 30 tys. mieszkańców (było to bodaj największe miasto ówczesnej Grecji). Przez następne 33 lata, sporadycznie opłacając się sułtanowi hojnymi darami w złocie, rządził stąd niepodzielnie zachodnią Grecją, zawierając na przemian najkorzystniejsze w danej chwili sojusze z Brytyjczykami, Francuzami i Turkami.

W 1809 r., kiedy zależność Alego od Porty była tylko czysto nominalna, do Janiny zawitał młody lord Byron, którego satrapa ujął niezwykłą gościnnością i zaintereso­waniem. (Tyran Janiny słynął z nader rozległych upodobań seksualnych; według zachowanych relacji naocznych świadków, szczególnie spodobały mu się „uszka” poety, uważane za znak dobrego pochodzenia.) Byron, ze swej strony pozostający pod wrażeniem odwagi i osobowości buntownika, a także odrodzenia greckiej kultury w Janinie (która, jak pisał, „przewyższała bogactwem, wyrafinowaniem i poziomem nauki” wszystkie miasta w Grecji), upamiętnił to spotkanie w Wędrów­kach Childe Harolda. Przedstawiony przez niego portret władcy jest jednak nader dwuznaczny, Byron zdawał sobie bowiem sprawę, iż wspaniałość dworu Alego i łagodne na pozór oblicze satrapy skrywać mają „czyny, które nie przyniosłyby mu chwały”.

W liście do matki poeta pozwolił sobie na więcej szczerości, stwierdzając, że „Jego Wysokość jest pozbawionym wyrzutów sumienia tyranem, winnym najokrutniej- szych zbrodni, bardzo odważnym i tak utalentowanym dowódcą wojskowym, że zwą go mahometańskim Bonapartem […] który świetnie radzi sobie z buntow­nikami, ale metody stosuje barbarzyńskie, itd., itd.”. Z buntowników występujących przeciwko Alemu najsłynniejszym był Katsandonis Klepht, który wpadł w ręce tyrana Janiny złożony ospą w jaskini w górach Agrafa. Ali uwięził nieszczęśnika w wilgotnym lochu koło jeziora, a na koniec stracił publicznie łamiąc mu kości kowalskim młotem.

Metsovo i przełęcz Katara

Na zachód od Kalambaki środkową część gór Pindos przecina na wysokości 1694 m przełęcz Katara łącząca Tesalię z Epirem. Ta jedyna przejezdna cały rok droga należy do najbardziej urzekających w kraju, warto więc ją zaliczyć choćby dla samych widoków. W istocie jest to również najkrótsza trasa ze wschodu na zachód, choć trudno w to uwierzyć, kiedy patrzy się na nie kończące się serpentyny z trudem jakby torujące sobie drogę pomiędzy potężnymi szczytami, które w okolicach Metsova dochodzą do 2300 m wysokości (od listopada do kwietnia zawsze leży tu śnieg).

Całą trasę pokonują jedynie dwa autobusy dziennie, kursujące z Trikali do Janiny i z powrotem. Jeśli podróżuje się samochodem, na podróż z Kalambaki do Janiny (114 km) należy przeznaczyć pół dnia; w zimie przed wyjazdem trzeba sprawdzić warunki pogodowe. Autostopem można pokonać tę trasę tylko za jednym zama­chem, do Janiny lub Metsova – pomiędzy tymi miejscowościami nie ma nic prócz lasów.

METSOVO (Metsowon), położony zaraz za przełęczą Katara, to typowa górska miejscowość na dwóch zboczach wąwozu w cieniu groźnie wyglądających szczytów na południu i wschodzie. Z fantastycznym położeniem znakomicie współgra piękna (choć chwilami może nieco na pokaz) tradycyjna architektura i konserwatywny styl życia. Bezpośrednio poniżej szosy stoi szereg XVIII- i XIX-wiecznych kamiennych domów z drewnianymi balkonami i dachówkami z łupków. Domy mieszkalne schodzą w stronę głównego placu i ciągną się dalej; na platii, zwłaszcza w niedzielę po mszy, przesiadują chętnie starsi mieszkańcy Metsova, ubrani w okazałe tradycyjne stroje ludowe. Uzupełnieniem strojów są czarne płaskie nakrycia głowy, natomiast na nogach mieszkańcy tych rejonów noszą buty z pomponami; kobiety, owinięte w niebieskie tkaniny i chusty zasłaniające parę warkoczy, wyglądają nieco skromniej.

Po lub przed sezonem letnim warto spędzić tu noc i pochodzić nieco po dolinie poniżej wsi. Niestety latem w Metsovie bywa tłoczno i hałaśliwie, jest to bowiem ulubione miejsce postoju wycieczek autokarowych. Na ich użytek powstały liczne sklepy z pamiątkami, oferujące „tradycyjne” wyroby rzemiosła artystycznego (w rzeczywistości tkaniny często pochodzą z Albanii). Również tradycyjne kamienne dachy, których utrzymanie wymaga sporo zachodu i które niekiedy zapadają się pod ciężarem śniegu, coraz częściej pokrywa się brzydkimi standardowymi dachówkami.

Metsovo niewątpliwie zasługuje na coś więcej niż rzut okiem przez szybę samochodu — choćby z powodu swej niezwykłej historii i statusu „stolicy” Wołochów (zob. „Mniejszości w Grecji” w Kontekstach). Położony przy jedynym handlowym i wojskowym szlaku przez Pindos, na początku tureckiej okupacji zapewnił sobie sporą autonomię, tak polityczną, jak i gospodarczą. Przywileje zostały znacznie rozszerzone w r. 1659 za sprawą tureckiego wezyra, który — przy­wrócony do łask przez sułtana — chciał w ten sposób odwdzięczyć się tutejszym pasterzom za gościnę udzieloną mu w trudnych dniach.

W miarę jak miasteczko rozwijało się, Wołosi — zamieszkali w Metsovie i kilku okolicznych wsiach — sprzedawali coraz dalej swe owcze produkty. Miejscowi kupcy prowadzili interesy w Konstantynopolu, Wiedniu, Wenecji i innych wielkich miastach, z powodzeniem próbując też sił w takich branżach jak m. in. handel mułami i hotelarstwo (zwłaszcza wyspecjalizowali się w prowadzeniu karawan- serajów, czyli zajazdów dla poganiaczy bydła).

Bogactwo i zachowanie wielu tradycji Metsovo w znacznej mierze zawdzięcza hojności barona Tositsa, szwajcarskiego bankiera, którego przodkowie tutaj się urodzili. Swój ogromny majątek baron przeznaczył w testamencie na sfinansowanie budowy tartaków, mleczarni i niewielkich tkalni, a także miejscowego muzeum i niedużego ośrodka narciarskiego na północ od głównej drogi.

Okolice Metsova

Tutejsze muzeum znajduje się w osiemnastowiecznym budynku Arondiko Tositsa (8.30-13.00 i 16.00-18.00, zamkn. w czw., zwiedzanie w grupach co pół godz.; 200 dr). Znakomicie odrestaurowany dom z wykładanymi boazerią salami, dywanami i piękną kolekcją epirskiego rzemiosła artystycznego oraz strojów ludowych daje niezłe wyobrażenie o zamożności i wspaniałości miasta w tamtych czasach.

W budynku Idrima Tositsa (Fundacji Tositsa), przy placu poniżej, zgromadzono współczesne rzemiosło, w tym jedne z najkunsztowniej wykonanych tkanin, dywanów i kilimów, jakie znaleźć można w Grecji, dalece przewyższające tandetę wystawianą w sklepach z pamiątkami. Ceny są wysokie, ale na pewno odpowiadają jakości.

Kolejną dużą atrakcją Metsova jest stosunkowo odludny klasztor Agios Nikolaos. do którego z głównego placu prowadzi oznakowany dwudziestominutowy szlak. Idzie się częściowo wybetonowaną kalderimi w stronę dzielnicy Anilk), po drugiej stronie wąwozu. Główna kaplica klasztoru (katholikon) z XIV w. wygląda nieco osobliwie: od góry przykrywa ją proste sklepienie beczkowe, natomiast przedsionek stopniowo przekształcił się w ginaikonitis, czyli galerię dla kobiet.Podobną galerię w Grecji spotkać można tylko w Kastorii. Wspaniałe freski, poświęcone głównie życiu Chrystusa i męczenników, i wykonane w nader niezwykłej osiemnastowiecznej manierze, zostały ostatnio oczyszczone i oświetlone dzięki wsparciu Fundacji Tositsy. Para opiekunów mieszka w pobliżu i wpuszcza zwiedzających do 19.00. Oglądać można cele mnichów, przedzielone ściankami z błota i słomy, oraz nieco okazalsze pomieszczenia należące do opata; goście proszeni są o wolne datki lub zakup pocztówek.

Do dzielnicy Anilio („pozbawionej słońca”) idzie się ok. pół godz., najpierw w dół, potem pod górę. Podobnie jak w samym Metsovie, mieszkańcy posługują się tu głównie językiem wołoskim; życie wygląda tu bardziej tradycyjnie i zwyczajnie niż w Metsovie, domy są jednak na ogół mało ciekawe, zbudowane z betonu. W Anilio można natomiast zjeść znakomity, niezbyt drogi lunch przy głównym placu.