Archive for the ‘Dodekanez’ Category

Simi

Najbardziej palący problem Simi, brak wody, jest w pewien sposób jego największą zaletą. Jeśli zbiorniki na deszczówkę nie napełnią się w zimie, z Rodos musi być sprowadzana słonawa, droga woda.Wyspa nie jest więc w stanie utrzymać jednego czy dwóch dużych hoteli. Zamiast tego setki ludzi dowożone są statkami w czasie sezonu na jednodniowe wycieczki z Rodos, pozbawiane swoich pieniędzy i odsyłane z powrotem. Ten układ pasuje zarówno wyspiarzom jak i tym nielicznym gościom, którzy się tu zatrzymują na dłużej. Mieszkańcy staną się bardziej serdeczni, gdy zobaczą, że się nie jest jednodniowym turystą. Wielu cudzoziemców wraca tu regularnie. Nawet ma tu domy. Od połowy lat osiemdziesiątych bardziej atrakcyjne nieruchomości sprzedano w tak dużej liczbie, że wyspa jest na dobrej drodze do stania się drugą Idrą.

Stolica wyspy i jedyne miasto składa się z portu Gialos i Horio na wzgórzu powyżej, które znane są razem pod nazwą SIMI. Nie do wiary, lecz niecałe sto lat temu miasto było bogatsze i miało więcej mieszkańców (30 000) niż miasto Rodos. Bogactwo przyszło, pomimo jałowości ziemi, dzięki mistrzostwu w budowaniu statków i połowom gąbek, uprawianych tu od czasów przedklasycznych. Pod okupacją turecką, Simi tak jak inne wyspy Dodekanezu, cieszyło się znaczną autonomią, w zamian za roczną daninę w postaci gąbek dla sułtana. Lecz wojna 1919-1922, pojawienie się sztucznych gąbek i stopniowe zastępowanie załóg mieszkańcami Kalimnos, przesądziły o losie lokalnej gospodarki. Siady obu tych działalności pozostały, lecz gąbki w sklepie z pamiątkami pochodzą przede wszystkim z Ameryki Północnej, a wspaniałe XIX-wieczne rezydencje są teraz w dużej mierze opuszczone i bez dachów, ich okna patrzą ślepo na piękny, naturalny port. Tak jak w Kastellorizo, wybuch amunicji w czasie wojny — tym razem spowodowany przez wycofujących się Niemców — zrównał z ziemią setki domów w Horio. Krótko po tym, 8 maja 1945 została tu podpisana oficjalna kapitulacja niemieckich jednostek okupujących Dodekanez. Tablica upamiętniająca to wydarzenie znajduje się na budynku obecnej restauracji Restaurant Les Katerinettes (nie polecamy jej pod innym względem), a co roku w tym dniu organizowany jest festiwal z muzyką i tańcami.

Kastellorizo

Oficjalna nazwa Kastellorizo brzmi Megisti (Największa) i wydaje się być bardziej aktem przekory, niż stwierdzeniem faktu. Będąc największą z maleńkiej grupy wysp, jest w gruncie rzeczy najmniejsza w archipelagu Dodekanezu. Leży niecałe 3 mile morskie od wybrzeża tureckiego, lecz ponad 70 od najbliższego greckiego sąsiada (Rodos). W nocy światła tureckiej miejscowości Kas, po drugiej stronie zatoki, są o wiele bardziej liczne niż na Kastellorizo.

Niecałe sto lat temu było tu 16 000 ludzi utrzymujących się dzięki flocie szkunerów, która zrobiła fortunę na transporcie dóbr z greckiej miejscowości Kalamaki (obecnie Kalkan) i Andifelos (Kas) na wybrzeżu Anatolii. Z nadejściem ery silników parowych i zagarnięciem Dodekanezu przez Włochów w 1913 roku, wyspa zaczęła powoli chylić się ku upadkowi, z którego nigdy się nie podniosła. Właściciele nie modernizowali swoich flot, preferując sprzedaż statków Brytyjczykom w kampanii dardanelskiej, a nowa granica pomiędzy wyspą a republiką turecką, wraz z wy­rzuceniem anatolijskich Greków w 1923 roku, pozbawiła pozostałe statki ich wcześniejszego zajęcia. W latach trzydziestych nastąpiło krótkie odrodzenie, gdy wyspa stała się miejscem przerw w podróżach hydroplanów Alitalia i Air France, lecz wypadki, jakie się tu rozegrały pod koniec II wojny światowej, zburzyły nadzieje na dalszy rozwój wyspy.

Gdy Włochy skapitulowały jesienią 1943 roku, kilkuset komandosów brytyjskich okupowało Megisti, aż do chwili, kiedy silniejsze oddziały niemieckie wyparły ich z wyspy wiosną 1944 roku. W pewnym momencie pospiesznej ewakuacji sił brytyjskich zapalił się zbiornik paliwa, a przyległy arsenał wybuchł, niszcząc ponad połowę z 2000 domów na Kastellorizo. Śledztwo ujawniło, że wycofujący się żołnierze zajmowali się rabunkiem. Prawdopodobnie greccy piraci, celowo lub przypadkiem, spowodowali eksplozję w trakcie grabieży. W każdym razie Brytyj­czycy nie są tu zbyt popularni. Wyspiarze są ponadto rozwścieczeni faktem, że angielsko-grecka komisja do spraw reparacji przez prawie 40 lat zwleka z wypłatą odszkodowań 850 żyjącym właścicielom domów.

Większość mieszkańców Kastellorizo wyjechała na Rodos, do Australii, Aten i Stanów Zjednoczonych jeszcze przed tymi wydarzeniami. Obecnie tylko 200 ludzi mieszka tu na stałe. Są oni utrzymywani przez wpłaty tysięcy emigrantów i subsydia rządu greckiego, który obawia się, że w przypadku dalszego spadku liczby ludności wyspa może powrócić do Turcji. Pozostała ludność skoncentrowała się w północnym porcie, KASTELLORIZO — najładniejszym, jak mówią, pomiędzy Bejrutem a Pireusem — i jego małym „przedmieściu” Mandraki, tuż ponad wzgórzem, gdzie był pożar i ruinami zamku Joannitów. W architekturze nadbrzeżnych domów wyraźnie widać wpływy anatolijskie: dachówka, drewniane balkony i długie, wąskie okna. Poza nadbrzeżem jest tu tylko jedna ulica, lecz wyludniona. Mieszkańcy opuścili nawet i te domy, których nie tknął pożar w 1944 roku.

Pomimo ciężkiej sytuacji rysuje się przed Kastellorizo pewnego rodzaju perspek­tywa. W latach osiemdziesiątych rząd pogłębił port, aby mógł on przyjmować statki rejsowe, przygotował lotnisko do lotów na Rodos i rozważał projekt stworzenia z wyspy oficjalnego portu wejściowego. Miał to być krok, który przyciągnąłby jachty dość często tu zawijające. Ciekawe jest lokalne Muzeum Historyczne (wt.-nd. 8.00-14.30), które przeniesiono o budynek dalej z dawnego meczetu (przez pewien czas przeznaczony był na sklep wolnocłowy), a obecnie zamkniętego i opuszczonego. Każdego lata wyspa przeżywa najazd emigrantów z tych terenów. Niektórzy urządzają tu tradycyjne śluby w katedrze Agios Konstandinos mającej starożytne kolumny skradzione z Patary w Azji Mniejszej.

Jest tu jeden miejski hotel ksenonas z wygórowanymi cenami oraz kilka innych miejsc z pokojami do wynajęcia z niekompletnymi instalacjami wodno-kanalizacyjnymi, nawet jak na standardy małych, suchych wysepek. Rzeczywiście, pomimo ostatniego podniecenia działalnością rządu, Kastellorizo nie jest przygotowane «a przyjęcie tych kilkunastu przypadkowych turystów. W zimie gromadzi się wodę w cysternach, a prawie wszystkie artykuły spożywcze, które można znaleźć w dwóch supermarketach i trzech lub czterech tawernach są sprowadzane po znacznych kosztach z Rodos. Ryby stanowią jedyny, stosunkowo tani wyjątek — najlepsze można zjeść w To Mikro Parisi. OTE (często odcięte od świata) i poczta zajmują ten sam budynek.

Turyści zaopatrzeni w płetwy i maski pływackie, mają okazję do podziwiania bogactw kolorowego życia morskiego wokół tych brzegów. Chociaż nie ma tu plaży, morze jest zazwyczaj przejrzyste i płaskie jak szkło, wspaniałe do nurkowania i skoków ze skał. Na wschodnim brzegu, osiągalnym wyłącznie łodzią, znajduje się grota Parasta, sławna ze swoich stalaktytów i dziwnych, niebieskich efektów świetlnych, z którymi spotkać się można tylko na Capri. Mieszkają tu również foki, które mogą stać się agresywne, gdy podejdzie się do nich zbyt blisko.

Jeśli upał (piekielny w lecie) pozwoli, można przejść dobrymi ścieżkami na południe i zachód od portu, obok wiejskich kapliczek, do Paleokastro, miejsca lokalizacji doryckiego miasta. Ze szczytów podziwia się przepiękne widoki na port, mający kształt nogi słonia i na greckie wysepki leżące od strony Turcji. Żadna z tych mniejszych wysepek nie jest obecnie zamieszkana, lecz do niedawna „Pani z Ro”, właścicielka wysepki o tej samej nazwie, każdego dnia podnosiła grecką flagę na przekór Turkom z lądu. Zmarła parę lat temu w wieku 104 lat.

Kastellorizo tradycyjnie było mocno uzależnione od szmuglowanych towarów z Kas i przez lata (w czasie siesty kapitana poru, oczywiście) dość łatwo było załatwić jednodniowy wypad do Turcji. Ostatnie raporty wskazują, że lokalne władze rygorystycznie przestrzegają prawa. Zarządzenia władz greckich, dotyczące pod­niesienia cen towarów na wyspie, wywołały ostre sprzeciwy mieszkańców.

Podróż promem z powrotem na Rodos trwa 6 godzin, dłużej w czasie złej pogody (jeśli w ogóle prom wyjdzie w morze). Równie rzadkie samoloty do Kodos, to małe i drogie maszyny STOL. W sumie Megisti nie jest miejscem, gdzie dobrze być przy końcu wakacji, mając bilet powrotny do domu na konkretny termin.

Halki

Halki administracyjnie należy do archipelagu wysp Dodekanezu. Prawie wszyscy mieszkańcy (z wyjątkiem około czterystu) wyprowadzili się (zwłaszcza na Rodos i do Tarpon Springs na Florydzie) po zarazie, która zniszczyła gąbkę na początku tego stulecia. Obecnie, chociaż może to w najbliższej przyszłości ulec zmianie, jest tu cudownie cicho w porównaniu z Rodos — wydarzeniem dnia staje się złowienie przez kogoś ryby.

Zalążki rozwoju pojawiły się w roku 1983, gdy UNESCO mianowało Halki „wyspą pokoju i przyjaźni” i ustanowiło ją jako miejsce corocznej, międzynarodowej konferencji młodzieży (Tilos odrzuciło tę zaszczytną ofertę). Zgodnie z umową, 150 rozsypujących się domów w porcie EMBORIO miało zostać odnowionych z fun­duszy UNESCO i przeznaczonych na kwatery gościnne dla delegatów i gości. W rezultacie ukończono jeden hotel, gdy grupa francuskich geologów odkryła podmorskie źródła wody pitnej, której wcześniejszy brak blokował poprzednie próby rozbudowy bazy turystycznej.

Do 1987 roku reszta tego wspaniałego planu nie została zrealizowana. Jedynym widocznym znakiem „pokoju i przyjaźni”, był nie kończący się strumień biuro­kratów z UNESCO i Aten, którzy zajmowali każde dostępne łóżko i wyprawiali pijackie i muzyczne hulanki pod przykrywką „konferencji ekologicznych”. Wy­spiarze, zmęczeni tym oszustwem, odesłali darmozjadów do domu pod koniec 1991 roku. Od tego czasu, wspólnie z organizatorami turystyki, jak np. Laskarina Holidays, zarządzają odnowionymi domami, mają też nadzieję na ukończenie projektów wodnych i przyciągnięcie turystów zorganizowanych (co poniekąd już się udaje) oraz indywidualnych.

Przez kilka najbliższych lat będzie się można cieszyć senną atmosferą niewielkiej (40 km2 ), wapiennej wysepki. Podczas lata pojawia się ostra rywalizacja o zdobycie tych kilku miejsc noclegowych w Emborio oraz w czterech tawernach. Gdy zostaje się na dłużej, zwłaszcza poza sezonem, to możliwe jest wynajęcie całego domu po śmiesznie niskiej cenie. Jest tu poczta (otwarta tak krótko, jak to tylko możliwe), trzy sklepy, piekarnia i dwie plaże w pobliżu: jedna mała, piaszczysta i z tawerną, druga większa i kamienista.

Trzy kilometry w głąb wyspy leży wioska, która nie uległa piratom. Na terenie HORIO, opuszczonego w latach pięćdziesiątych, stoi zamek Joannitów. Po drugiej stronie drogi jest mały kościółek Stavros, w którym 14 września odbywa się jeden z dwóch dużych festiwali na wyspie.

Nie ma tu nic więcej do oglądania, chociaż kilkugodzinny spacer w poprzek wyspy może dostarczyć wielu przyjemności. Na szczęście, w miejscu gdzie kończy się cementowy „Tarpon Springs Boulevard”, rozpoczyna się pokryta kocimi łbami ścieżka. Bulwar wybudowano za pieniądze mieszkańców powracających z Florydy, aby zapewnić łatwy dojazd cadillakami do gruntów panigiri w Stavros. Jednak Halki naprawdę potrzebowało (i dalej potrzebuje) odpowiedniego systemu kanalizacyj­nego i wodociągów słodkiej wody. Pod koniec spaceru dochodzi się do klasztoru Agiou Ioanni Prodromou. Rodzina, która się nim zajmuje, może udostępnić celę do spania (oprócz 29 sierpnia, kiedy odbywa się tu drugi z festiwali), lecz trzeba mieć własne zapasy. Monotonność rzeźby terenu kompensują wspaniałe widoki na wyspy Dodekanezu i wybrzeże Turcji.

Wybrzeże południowo-zachodnie

Na zachód od Katavii kręta droga biegnie przez puste, piaszczyste południo­wo-zachodnie wybrzeże, a następnie przechodzi w gorszy odcinek, który wkrótce będzie modernizowany. I tu jest miejsce dla niezależnych turystów i nudystów. Przydaje się jednak własny środek lokomocji, odpowiednia porcja zapasów i porząd­na para butów. Zanim droga zostanie poprawiona, odchodzi od niej dojazd do położonego na szczycie wzgórza XIV-wiecznego klasztoru Skiadi, w którym znajduje się cudowna ikona przedstawiająca Madonnę z Dzieciątkiem. W XV wieku heretyk ugodził obraz nożem i z rany na policzku Matki Boskiej (podobno) popłynęła krew. Nie trzeba dodawać, że ręka oprawcy została natychmiast sparaliżowana. Rysa i dziwne brązowe ślady są wciąż widoczne. Można tu przenocować po wcześniejszym uzgodnieniu z dozorcą, lecz podobnie jak na plażach poniżej, trzeba mieć ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy, a podczas weekendów ma się tu dużo lokalnego towarzystwa.

Najbliższą miejscowością, współczesną i nieciekawą, jest APOLAKIA, oddalona o kilka kilometrów w głąb wyspy. Jest w niej kilka tawern, pokoi do wynajęcia, sklep wielobranżowy, idealny dla tych turystów, których nie zraża nie najlepsze zaopat­rzenie na południu Rodos. Przy centralnym, źle oznakowanym rondzie prawie zawsze znajdzie się paru kierowców pochylonych nad mapami: droga na północny zachód prowadzi do Monolithos, południowa wraca do Katavii, a na północ biegnie malownicza trasa wiodąca z powrotem do Gennadi. Niewiele dalej znajduje się „droga” boczna, wiodąca do zapory irygacyjnej na północy, dość malowniczej (widać ją z położonej wyżej Siany).

W kierunku południowego cypla

GENNADI, leżąca przy nadmorskiej drodze, oferuje mnóstwo ułatwień dla turys­tów, chociaż organizatorzy wycieczek jeszcze tu nie dotarli. Wybrzeże jest puste, aż do PLIMIRI, które składa się z jednej tawerny w osłoniętej, piaszczystej zatoce. Obok zrujnowanego nadbrzeża, spoczywa zatopiony przed dziesięcioma laty wrak, przyciągając doświadczonych płetwonurków. Poza Plimiri droga zakręca w głąb lądu do KAT A VII, oddalonej o 100 kilometrów od stolicy. Jest tu kilka tawern przy skrzyżowaniu dzielącym plac i parę pokoi do wynajęcia. Miejscowość, podobnie jak wiele innych na południu, jest w trzech czwartych opuszczona. Właściciele za­mkniętych domów pracują w Australii lub w USA.

Z Katavii wyboisty, oznaczony szlak prowadzi do Prassonissi. Jest to najdalej wysunięty na południe punkt Rodos, ze zautomatyzowaną dopiero w 1989 roku latarnią morską. Od maja do października można ją zwiedzać, spacerując w poprzek szerokiej i niskiej piaszczystej łachy, lecz zimowe sztormy zalewają to wąskie połączenie i zamieniają Prassonissi w prawdziwą wyspę. Nawet w lecie przeważające północno-zachodnie wiatry spychają pływaków na zawietrzną stronę tego cypla, a na pełnym wietrze pozostają światowej klasy windsurfingowcy. Namioty i przy­czepy kempingowe ustawione są wśród nieustannie szeleszczących na wietrze rachitycznych jałowców. W wodę można się zaopatrywać w tawernach położonych po obu stronach drogi dojazdowej. Knajpa stojąca koło starego wiatraka ma milszy charakter, lecz uwaga na ryby — świetne, ale należą do najdroższych w Grecji.

Dalekie południe

Zwiedzając tereny Rodos leżące na południe od linii Monolithos-Lardos, łatwo jest ulec wrażeniu, że zabłądziło się na inną wyspę. Dzieje się tak do chwili, gdy inflacyjne ceny sprowadzają wyobraźnię na ziemię. W drodze na południe wyspy znikają pięciogwiazdkowe hotele i dobre drogi, przerzedzają się tłumy. Nie ma infrastruk­tury turystycznej i transportu publicznego. Tylko jeden autobus dziennie jeździ wzdłuż wybrzeża do Katavii, gdzie puste plaże osłonięte wydmami mają mnóstwo miejsca na biwaki. Tawerny stoją jedynie przy bardziej popularnych plażach, lecz niewiele jest miejsc, w których można się zatrzymać.

Planowana jest budowa nowego lotniska pomocniczego w tym rejonie. Tak więc „stary świat” nie potrwa długo. Masywne konstrukcje już rosną w okolicy LARDOS, przy trasie turystycznej. O dwa kilometry dalej w kierunku południowym od Lardos rozciąga się wspaniała plaża z trzema najlepszymi na wyspie kempingami i początkiem małego kompleksu turystycznego Lardos Bay, stykającego się na wschodzie z miejscowością PEFKI.

Asklipio

Dziewięć kilometrów dalej, brukowana, boczna droga prowadzi 4 kilometry w głąb wyspy do ASKLIPIO — sennej wioski z rozpadającym się zamkiem i bizantyjskim kościołem Kimisis Theotokou. Freski w jego wnętrzu są w o wiele lepszym stanie niż te w Thari, dzięki suchszemu klimatowi. Aby dostać się do środka, należy odwiedzić księdza, mieszkającego w domu za apsydą. Jeśli go nie będzie, pociągnij za linę dzwonu. Budowla pochodzi z 1060 roku, postawiona jest na planie prawie identycznym jak w Thari. W XVIII wieku dodano dwie apsydy, aby częściowo ukryć sekretną szkołę w podziemnej krypcie. Same freski są nieco późniejsze niż w Thari, chociaż ksiądz twierdzi, że zarówno jedne jak i drugie malowane były tą samą ręką mistrza z Hios.

Zarówno forma, jak i tematyka fresków jest rzadko spotykana w Grecji. Dydaktyczny „komiks” rozciąga się przez cały kościół, przedstawiając historie ze Starego Testamentu, od Genesis — Księgi Rodzaju przez Stworzenie Świata do Wygnania z Raju (zwraca uwagę komicznie groźna ośmiornica pomiędzy rybami, w Piątym Dniu). Inne freski, bardziej typowe dla świątyń obrządku greckiego,

ilustrują życie Chrystusa i Matki Boskiej. Na uwagę zasługuje malowidło, także rzadko spotykane Objawienie Jana Apostola, zajmujące większą część wschodniego transeptu. Kolorowe mozaiki zdobią posadzki zarówno wnętrza, jak i olbrzymiego dziedzińca.

Wnętrze wyspy

Wnętrze wyspy jest górzyste i w większej części zalesione, pomimo ostatnich szkód wyrządzonych przez podpalaczy. Potrzebny tu jest samochód, zwłaszcza że najwięk­szą radość sprawi ucieczka od dotychczasowego tumultu. Żadne miejsce nie jest warte olbrzymich sum wydanych na taksówki lub niewygód w próbach wykorzys­tania lokalnych autobusów.

Po opuszczeniu wyspy prawdopodobnie pozostanie wam w pamięci przede wszystkim krajobraz i ostatnie enklawy starego, rolniczego życia w tych powoli wyludniających się wioskach. Pozostający tu rodyjczycy uprawiają winorośle, a zbiór winogron odbywa się późnym latem (wtedy jest też szansa na znalezienie pracy przez cudzoziemców). Gdy ma się trochę wolnego czasu i zna nieco język grecki, można się przekonać, że tradycje są tu wciąż żywe. Także zwyczajowa gościnność.

Zaczynając wędrówkę po zachodnim wybrzeżu należy skręcić w miejscowości TRIANDA w stronę lądu. Pięciokilometrowa droga zaprowadzi w górę do starożytnego Ialissos na wzgórzu Filerimos. Jakkolwiek ważne było to miasto, jego widoczne pozostałości nie są zbyt liczne. Najciekawsza jest podziemna kaplica, • pokryta wyblakłymi freskami oraz dorycka fontanna. Porośnięte sosnami stoki ochraniają również teren klasztoru Filerimos (który można zwiedzić) i bizantyjsko-turecki zamek. Oglądnięcie całego zespołu zabytków nie zajmuje więcej niż godzinę czasu.

Za Paradissi kolejna droga prowadzi do odległego o 7 km Petaloudes, Doliny Motyli (otwarta codz. do zachodu słońca; 200 dr). W zasadzie jest to miejsce, które upodobał sobie pewien gatunek ciem, w gruncie rzeczy lepiej byłoby nazwać to miejsce „Doliną Autobusów Wycieczkowych”. Pomimo tłumów jest to miły teren z drzewami dającymi cień i drewnianymi mostkami nad niewielkim potokiem.

Od przystanku autobusowego w Kolimbii, przy drodze na wschodnim wybrzeżu, pozostało 3 km w głąb lądu do Epta Piges (takie same godziny otwarcia i opłaty jak w Petaloudes), wspaniałej oazy z niewielkim zbiornikiem—w którym można pływać — i z niezwykłą tawerną na brzegu potoku. Droga, a raczej półodkryty tunel prowadzi do stawu. Jadąc dalej w głąb lądu po 9 km dociera się do ELEOUSSA, położonego w cieniu gęstego lasu, na wschodnim krańcu grzbietu Profitis llias. Dwie pozostałe, nie odwiedzane wioski, PŁATANIA i APOLLONA, usadowiły się na południowych zboczach góry, skąd widać początek wypalonego terenu. Większość turystów jedzie jednak dalej (3 km), prosto do późnobizantyjskiego kościoła Agios Nikolaos Foundoukli (Św. Mikołaja od Orzechów Laskowych). Z cienistego lasu roztacza się przepiękny widok na północ, na doliny uprawne, gdzie w weekendy mieszkańcy urządzają sobie pikniki. XII- i XV-wiecznym freskom znajdującym się wewnątrz kościoła przydałoby się dobre czyszczenie. Lecz mimo ich złego stanu można rozpoznać różne sceny z życia Chrystusa.

Przebrnąwszy przez nieoznakowaną, lecz dość wyrazistą plątaninę piaszczystych dróg, dociera się w końcu do Profitis llias, gdzie znajduje się zbudowany przez Włochów szałas-hotel Elafos/Elaflna. Jest on schowany w głębokim lesie, na północ od mającego 798 m n.p.m. wzniesienia (trzecie co do wysokości na Rodos). Wokół szczytu i klasztoru Profitis llias rozciągają się tereny na spokojne spacery. W sezonie hotelik ma otwarty snack-bar.

Wszystkie szlaki i drogi na zachód, wiodące przez Profitis llias, zbiegają się z drogą z Kalavarda, która prowadzi do EMBONAS. Jest to architektonicznie bezbarwna wioska, przyklejona do północnego zbocza 1215-metrowej góry Ataviros, dachu wyspy. Embonas, ze swoimi dwoma pensjonatami i różnymi tawernami, jest bardziej nastawione na obsługę turystów niż można by się spodziewać. To popularne miejsce letnich „wyjazdów na tańce ludowe” z miasta Rodos leży w sercu najważniejszych okręgów winiarskich. KAIR — spółdzielnia winiarzy — produkuje wyśmienite rodzaje wina: białe Ilios, czerwone Chevaliers i premium label Emery. Jeśli chcesz zobaczyć jak wyglądałoby Embonas bez turystów, to jedź dalej dookoła szczytu (zgodnie z ruchem wskazówek zegara) do mniej odwiedzanego AGIOS ISIDOROS z równie dużą liczbą tawern i świetnych win, lepszą atmosferą i początkiem szlaku schodzącego do Ataviros (5 godzin).

Prowadzi stąd niezbyt dobra droga do Siany, a jeszcze gorsza biegnie do oddalonej o 12 km na wschód Laermy. Warto ją odwiedzić jeśli interesują cię budowle bizantyjskie. W samej LAERMIE, tuż poniżej ocienionej platanami fontanny, stoi kościół Agios Giorgios, który wygląda na współczesny, lecz w środku znajdują się XIV-wieczne freski (klucze do kościoła w przyległej kafenio). Jest to wstęp do zwiedzania klasztoru Thari, zagubionego w sosnowym lesie, 5 km na południe po dobrze oznakowanej drodze. Będąc najstarszym ośrodkiem religijnym na wyspie, klasztor został ponownie założony w 1990 roku przez charyzmatycznego opata z Patmos, jako wspólnota sześciu mnichów. Gadatliwa siostra świecka i kucharz, który jest również dozorcą, wprowadzają do kathólikonu, składającego się z długiej nazwy i krótkiego transeptu zwieńczonego sklepieniem beczkowym. Pomimo dwóch ostatnio przeprowadzonych konserwacji, stulecia pozostawiły smugi wilgoci na freskach (powstałych w latach 1300-1450). Freski wciąż są wspaniałe. Przedstawiają głównie sceny z życia Chrystusa, łącznie z tak rzadko obrazowanymi jak sztorm na Jeziorze Galilejskim, spotkanie Marii Magdaleny i uzdrowienie kaleki.

Klasztor, poświęcony Michałowi Archaniołowi, bierze swoje imię od legendy o jego powstaniu. Piraci porwali księżniczkę i umieścili ją tutaj. We śnie zobaczyła Archanioła, który obiecał jej wyzwolenie. Z wdzięczności księżniczka ślubowała, że wybuduje tyle klasztorów na jego cześć, na ile łokci poleci rzucony przez nią złoty pierścień. Po wyzwoleniu księżniczka rzuciła pierścień, lecz zaginął on w krzakach i nigdy nie został odnaleziony. Tak więc nazwa „Thari” pochodzi od słowa tharevo, „ryzykuję, zgaduję, ośmielam się”. Wydaje się, że spadkobiercy księżniczki ufun­dowali tylko jeden klasztor.

Wybrzeże zachodnie

Zachodnie wybrzeże Rodos leży od nawietrznej strony wyspy. Jest bardziej wilgotne, żyzne i zalesione. Większość plaż jest kamienista i nie osłonięta od wiatru. Nie powstrzymało to jednak rozwoju regionu. Na wschodnim wybrzeżu pierwsze kilometry ruchliwej, nadmorskiej drogi, otoczone są przez zabudowę turystyczną. Od Akwarium w dół, aż do lotniska, do drogi przylega linia megahoteli w stylu Miami Beach, choć miejscowości takie jak TRIANDA, KREMASTII i PARADISSI są nominalnie wioskami. I tak też wyglądają. Tak przedstawia się pierwsza część wyspy, faworyzowana przez organizatorów wycieczek grupowych, z urządze­niami w starym stylu. Przeznaczona jest dla bogatych ludzi z wyższych sfer, ulubiona przez ustatkowaną klientelę w średnim wieku, która niechętnie rusza się poza zasięg pasów startowych lotniska.

Ani samoloty, huczące ponad Paradissi, ani olbrzymia elektrownia w Soroni, nie zachęcają do zrobienia tu postoju, dopóki nie dotrze się do ważnego wykopaliska

archeologicznego w KAMIROS, należącego obok Lindos i Ialissos do jednej z trzech doryckich potęg, które zjednoczywszy się w V wieku p.n.e, założyły potężne państwo-miasto Rodos. Wkrótce usunięte w cień przez nową stolicę, Kamiros zostało opuszczone i odkryte dopiero w ostatnim wieku. Jest to dobrze zachowany dorycki krajobraz miejski, podwójnie wart oglądnięcia, ze względu na przepiękne położenie na zboczu wzgórza (codz. 8.30-16.00; 400 dr). Mimo iż żadna z pozostało­ści nie jest zbyt efektowna, warto zwrócić uwagę na fundamenty kilku małych świątyń, stoa i agory oraz zbiornika na wodę. Z powodu łagodnie opadających stoków nie budowano tu,fortyfikacji ani akropolu.

Na plaży poniżej Kamiros położonych jest kilka tawern. Są one bardzo przydatne, gdy czeka się na jeden z dwóch autobusów jeżdżących codziennie do miasta (można iść 4 km do Kalavardy, skąd jest lepsze połączenie). Więcej tawern jest w SKALA KAMIROU, 15 km na południe. Ten niewielki port nie wiadomo z jakich powodów stał się celem wycieczek autokarowych. Ich uczestnicy oglądają „Starą Prawdziwą Wioskę Rybacką” (napisy na szybach kilku restauracji potwierdzają ten fakt) — nie jest to jednak nic szczególnego. Mniej reklamowana jest kaiki, która przy dobrej pogodzie odpływa codziennie o 14.00 do Halki. Powrót następnego dnia rano. W niektóre dni dodatkowy kurs o 9.00, a powrót około południa.

Parę kilometrów od Skali położone jest „Kastello”, oznakowane jako Kastro Kritinias. Jest to wiejska forteca zakonu Joanitów, na pewno robiąca największe wrażenie. Droga dojazdowa jest zbyt wyboista dla autokarów. Po bliższej inspekcji okazuje się, że to tylko mury — z jedną kaplicą i wypełnionym śmieciami zbiornikiem na wodę. Są to jednak wspaniałe mury z widokiem na okoliczne wysepki i Halki. Na pobliskim parkingu należy dać starszej pani „datek”, w zamian za gazowane napoje, pomarańcze czy kwiaty.

Poza KRITINIĄ, cichą wioską położoną na zboczu wzgórza z kilkoma tawernami i pokojami do wynajęcia, główna droga wije się przez las na południe od SIANA, najbardziej atrakcyjnej osady górskiej, sławnej ze swojego aromatycznego sos- nowo-szałwiowego miodu i soumy, lokalnej „wody ognistej”. Wycieczki autobusowe zatrzymują się na placu przy kościele z ostatnio odnowionymi freskami. Szeregowe domy z płaskimi dachami w MONOLITHOS (4 km na południowy zachód przy końcu trasy autobusu) są słabym usprawiedliwieniem dla długiej doń podróży. Jedzenie w dwóch tawernach jest marne, gdyż obsługują one wiele grup, lecz widok na zatokę jest zadziwiający. Można wykorzystać wioskę jako bazę, zatrzymując się w „pokojach do wynajęcia” lub trochę drogim Hotelu Thomas. Powodem dla którego warto tu przenocować jest kolejny zamek Joannitów (2 km na zachód), bardzo fotogenicznie usadowiony na wzniesieniu i zawierający kilka kaplic. W okolicy leży również plaża Fourni. Pięciokilometrowa wyboista i kręta droga poniżej zamku prowadzi do tej pięknej żwirowej plaży, której 800-metrowy pas jest niczym nie skażony. Za przylądkiem, po lewej stronie (stojąc twardą do wody) znajduje się parę grot wydrążonych przez pierwszych chrześcijan chroniących się przed prześladowaniami.

Lindos

LINDOS, atrakcja numer dwa na wyspie, wznosi się 12 kilometrów na południe od Haraki. Tak samo jak miasta Rodos, jego piękno uległo osłabieniu przez komerc­jalizację, tłumy ludzi. Jest tylko kilka miejsc, które nie są bez przerwy zarezerwowane przez niemieckie lub brytyjskie biura turystyczne. Wydaje się bezcelowe rekomen­dowanie jakiejś knajpy w tym gąszczu drogich barów z hamburgerami, rybami i frytkami. Dwadzieścia lat temu było to miasto umierające. Obecnie domy, których nie wynajęły biura turystyczne, zostały zakupione przez bogatych Włochów i Brytyjczyków. Zakazano budowy wysokich hoteli, lecz rezultat nie jest korzystniej­szy — powstaje dziwaczne, sztuczne miasto bez życia. W południe tuziny autokarów parkują jeden przy drugim na drodze dojazdowej, a nawet przy wjeździe na plażę, jak koraliki nawleczone na liczydło zysków.

Jeśli jednak przyjedzie się przed lub po wycieczkach, kiedy żwirowe plaże pomiędzy bielonymi domami są puste, to Lindos wydaje się być pięknym, mającym szczególny nastrój miejscem. Bizantyjski kościół pokrywają XVIII-wieczne freski, a kilka starszych, XV-, XVIII-wiecznych rezydencji jest otwartych dla publiczności. Wejście jest bezpłatne, ale mile widziany jest zakup lokalnych pamiątek, zwłaszcza koronek, z których miejscowość jest znana.

Na urwisku ponad Lindos znajduje się starożytny akropol z otoczoną kolumnami dorycką Świątynią Ateny, mieszczącą się wewnątrz zamku Rycerzy (codz. 8.30-17.00; 800 dr) — zadziwiająco udana mieszanka dwóch kultur. Chociaż antyczne miasto i oryginalna świątynia pochodzą z 1100 roku p.n.e. , budowa obecnej konstrukcji została rozpoczęta przez tyrana Kleovoulosa w VI wieku p.n.e. i dokończona w ciągu dwóch następnych stuleci.

Piaszczyste zatoczki Lindos, chociaż liczne, są jednak przeceniane i przeludnione. Lepsze i spokojniejsze plaże znajdują się nieco dalej w Lardos (patrz strona 547). Po południowej stronie akropolis leży mały, osłonięty port Św. Pawła, gdzie ponoć przypłynął apostoł, aby ewangelizować wyspę. Obecnie przewraca się chyba w grobie na widok tłumów wielbicielek słońca w toplessie.

Wybrzeże wschodnie

Jadąc ze stolicy w dół wybrzeża, trzeba przejechać spory kawałek, zanim ucieknie się od tłumów, szczelnie wypełniających lokalne plaże przyhotelowe (wielu ludzi przyjeżdża tu autobusami z miasta lub statkami z Mandraki). Romantycy mogą zajrzeć do rozsypującego się i prawie opuszczonego kurortu KALITHEA, którego początki datują się z okresu włoskiego. Z kolei AFANDOU, słynne jest z tkania dywanów. Dawna wioska rybacka FALIRAKI, która przyciąga raczej młodszą klientelę, przypomina bardzo hiszpańską miejscowość letniskową costa. Krajobraz jest tu śródlądowy — spalone słońcem, piaszczyste wzgórza zostały jeszcze bardziej spustoszone przez pożar w 1987 roku. Zniszczył on większość zielonej roślinności na wschodzie, aż po Lindos.

Pierwszym miejscem, w którym warto się zatrzymać jest olbrzymi cypel TSAM- BIKAS, około 26 kilometrów na południe od miasta. Na szczycie wzgórza, a właściwie użłobionego zbocza nieczynnego wulkanu, stoi klasztor. Roztaczają się stąd przepiękne widoki na około 50-kilometrowy pas wybrzeża. Ostry, 1500-met- rowy cementowy podjazd prowadzi do małego parkingu i snack baru. Stąd na szczyt wiodą, wykończone ostatnio, cementowe schody. Klasztor nie wyróżnia się niczym szczególnym, poza ciekawostką związaną z festiwalem 8 sierpnia. W dniu tym, bezdzietne kobiety przybywają do klasztoru — czasem na kolanach — aby pozbyć się niepłodności, a dzieci urodzone po tej pielgrzymce są ofiarowane Matce Boskiej i nadaje się im imiona Tsambikos lub Tsambika (imiona szczególne dla Dodekane­zu).

Ze szczytu można spojrzeć na KOLIMBIĘ, położoną na północy. Niegdyś była tu nie zniszczona plaża, rozciągająca się wokół niewielkiej zatoczki z wulkanicznymi skałami. Dzisiaj stoi tu dwanaście niskich hoteli. Płytka zatoka Tsambikas od strony lądu ogrzewa się wczesną wiosną, a przepiękna plaża, chroniona przed zabudowa­niem (oprócz kilku istniejących tawern), zapełnia się w lecie tłumami ludzi. Idąc dalej na południe dochodzi się do następnej, pustej zatoczki Stegna. I tu jednakże pojawia się czasem sporo turystów mieszkających w ARHANGELOS — dużej miejscowości leżącej w głębi wyspy. Jest ona znana z produkcji artykułów skórzanych. Można tu również obejrzeć rozsypujący się zamek. Zaułki między główną drogą a cytadelą mieszczą ośrodki turystyczne, banki, tawerny, mini-markety i sklepy z biżuterią. Bardziej spokojną bazą noclegową na tym odcinku wybrzeża jest HARAKI — miły, choć nie wyróżniający się niczym port rybacki, mający dwie uliczki i ruiny zamku Feraklos. Większość oferowanych noclegów jest bez wyżywienia. Można pływać od strony miejskiej plaży, jeśli nie przeszkadzają w kąpieli gapie z nadbrzeż­nych kawiarni i tawern. Większość ludzi jedzie jednak około 1 km na północ, za zamek-twierdzę, -która poddała się Turkom jako ostatnia — na odludną plażę Agathi.