Archive for the ‘Tesalia i Grecja Centralna’ Category

W głąb lądu przez Amfissę

Droga z Delf na północ w głąb lądu wspina się powoli pośród gajów oliwnych do niewielkiego miasteczka AMFISSA (Amfissa), położonego u stóp gór Giona. Podobnie jak w Lewadii, w tym strategicznym punkcie stacjonowała niegdyś katalońska Wspaniała Drużyna, po której pozostał zamek. Warto wybrać się na spacer po ruinach — w tym pozostałościach po starożytnym akropolu — choćby po to, by odetchnąć w cieniu sosen i zapoznać się z kunsztem antycznych kamieniarzy. W samym miasteczku znakomitym miejscem spacerów jest rynek. Amfissa była swego czasu jednym z głównych bałkańskich ośrodków odlewnictwa dzwonów; do dzisiaj wytwarza się tu i sprzedaje miedziane dzwonki owcze. Uznaniem cieszą się też tutejsze — zielone i lekko słone — oliwki.

Miłośnicy turystyki pieszej mogą wyruszyć z Amfissy w góry na zachodzie i północy, w kierunku Karpenisjonu, w pasma Giony (Giona), Wardusji (Vardoussia) i Oksji (Oxia). Z Amfissy, a także Lidorikionu (Lithoriki), na zachód od Amfissy, można przejść aż do Karpenisjonu. Większość turystów woli jednak niezwykle malowniczą trasę na północ, drogą do Lamii pomiędzy Parnasem a Gioną lub wzdłuż linii kolejowej z Lewadii do Lamii.

Linia kolejowa należy do najbardziej malowniczych w Europie; ma też odpowied­nio ciekawą historię. Biegnie u podnóża gór Iti i przez stromy wąwóz rzeki Gorgopotamos, gdzie w 1942r. grecki ruch oporu — wszystkie frakcje po raz pierwszy i ostatni działające wspólnie, pod dowództwem oficera brytyjskiego wywiadu, C.M. Woodhouse’a — wysadził w powietrze wiadukt kolejowy przecina­jąc w ten sposób jedną z najważniejszych linii zaopatrzeniowych dla hitlerowskieji armii w Afryce Północnej.

Nafpaktos

Jedynym ciekawym miejscem na zachód od Galaksidi jest NAFPAKTOS, tętniący życiem nadmorski kurort, nad którym góruje wenecki zamek. Miejscowość, oddalona o dwie godziny jazdy autobusem od Delf i godzinę autobusem i promem od Patras, idealnie nadaje się na przerwę w podróży, ale — nie wiedzieć czemu — większość spotykanych tu turystów to Grecy.

Z zamku (Kastro), do którego można wybrać się na spacer, wspaniale widać całe miasteczko. Fortyfikacje schodzą aż nad samo morze, otaczając starą przystań i plażę, na którą wchodzi się przez jedną z oryginalnych bram. Na zachodnim krańcu Nafpaktos ciągnie się dłuższy odcinek plaży z kilkoma tawernami. Zamek bardzo długo stanowił część potężnych weneckich umocnień w Grecji; na morzu w 1571 r. rozegrała się tu bitwa pod Lepanto (Lepanto to inna nazwa Nafpaktos, staroż. Naupaktos). Zjednoczona flota chrześcijańska Ligi Świętej (zawiązanej przez papieża Piusa V, Hiszpanię, Wenecję, kilka innych państw i zakon kawalerów maltańskich) rozgromiła siły osmańskie; było to pierwsze morskie zwycięstwo Europejczyków nad Turkami od śmierci budzącego powszechny strach pirata-admirała Barbarossy. W bitwie stracił lewą rękę Miguel Cervantes, autor Don Kichota.

Podobnie jak w Galaksidi, latem bywają tu kłopoty z miejscami noclegowymi. Spośród kilkunastu hoteli i kwater polecić warto Aegli, Ilarhou Tzavela 75 i Amaryllis, Platia Limenos. Niezły kemping, Camping Platanitis, leży 4,5 km na zachód od Nafpaktos w kierunku Andirionu; dojazd niebieskim autobusem z głównego placu (ostatni odjeżdża o 22.00).

Dalej można pojechać autobusem na północny zachód do Agrinionu (a stamtąd do Janiny lub Lefkas) bądź na wschód do Itei i Amfissy (a stamtąd na północ, do Tesalii). Wspomniany wyżej autobus, którym można dostać się na kemping, kursuje dalej, aż do przystani promowej w Andirionie; czasem można też znaleźć wolne miejsce w jakimś autobusie dalekobieżnym do Patras.

Prom z Andirionu do Rionu

Prom z ANDIRIONU do Rionu kursuje przez Zatokę Koryncką co 15 minut, od 6.45 do 22.45 (w nocy co pół godz.); płynie się tylko 15 minut; bilet kosztuje 100 dr od osoby i 700 dr za samochód. Po drugiej stronie zwykle nie ma problemu ze złapaniem jakiegoś lokalnego autobusu do Patras, ale że ostatnimi laty znacznie poprawiły się połączenia z rejonu Delf do Patras, lepiej pokonać całą drogę autobusem dalekobieżnym. Jadąc samochodem, latem należy liczyć się z ok. półgodzinnym oczekiwaniem na przystani. Można zajrzeć do w miarę taniej restauracji naprzeciwko małej ufortyfikowanej bramy nad cieśniną.

Galaksidi

GALAKSIDI, 17 km na południowy zachód od Itei, to cichy, senny port ze wspaniałym nabrzeżem, wzdłuż którego ciągną się domy XIX-wiecznych ar­matorów. Ostatnio masowo wykupują je zamożni ateńczycy, z którymi poczęli też konkurować Francuzi i Włosi. Pomimo remontów i obecności snobistycznej subkultury jachtowej w „nowej” południowej przystani, miasteczko jest zupełnie sensowne dzięki ożywionej ulicy handlowej i licznym interesującym knajpom.

Brak tu plaży z prawdziwego zdarzenia (co niewątpliwie ostudziło zapał niejed­nego inwestora), ale spacerując wzdłuż porośniętego sosnami cypla można natknąć się na kilka kamienistych zatoczek, skąd widać pobliskie wysepki z kapliczkami na szczycie. Warto też przejść się do niemal archetypicznych ruin XIII-wiecznego wiejskiego klasztoru Moni Metamorfosis, spoglądających przez zatokę w stronę Parnasu. Idzie się ok. 1 godz. na zachód przez tarasowe pola uprawne i gaje oliwne i migdałowe; droga prowadzi najpierw pod estakadą w zachodnim krańcu wsi; po dwudziestu minutach szukać ścieżki po prawej. W miasteczku można poza tym zajrzeć do niewielkiego muzeum archeologicznego (śr.-sb. 9.00-13.30, nd. 9.30-13.30) powyżej nowej przystani.

Noclegi są tu drogie i latem trudno je znaleźć. Najtaniej jest w położonym w samym centrum Hotelu Possidon, ale budynek jest cokolwiek zapusz­czony. Lepiej prezentują się Rooms Galaxidhi nad supermar­ketem obok poczty, czy jeszcze inne kwatery w rejonie nowej przystani. W głębi lądu przy niewielkim placu stoją naprzeciw siebie hotele Koukounas i Galaxidhi, ale są to mało ciekawe, nowoczesne betonowe bloki, lepiej więc może zdecydować się na coś starszego.. Spośród tych odrestaurowanych budynków najciekawiej położony jest Hirolakas w starej północ­nej przystani o tej samej nazwie; na dole czynny jest uzeri, ceny dwójek mieszczą się w kat. B. Najdroższe są Pension Galaxa, na cyplu powyżej zatoki Chirolakas (Hirolakas), oraz, nieco dalej od morza, cudowny, prowadzony przez Włochów, Pension Ganimede, po sezonie taniej, w pięknym ogrodzie i z dżemami domowej roboty na śniadanie.

Najlepiej można zjeść w tawernie O Dervenis (czynna V-IX) koło Ganimede; ceny są rozsądne, a potrawy znakomite. Z tańszych miejsc na szczególną uwagę zasługują: smażalnia ryb O Tasos, wciśnięta między butiki i bistra przy nowej przystani, tradycyjna knajpka O Aleksos, oraz niezłe ouzeri z tyłu placu, naprzeciwko. Niesamowite desery podają natomiast w To Konaki, przy głównej ulicy handlowej.

Prom z Agios Nikolaos do Egionu (Egio)

Na zachód od Galaksidi ciągnie się bodaj najbardziej odludne wybrzeże w Grecji; wsi jest tu niewiele i żadna z nich nie zasługuje na uwagę, nawet jeśli tu i ówdzie widać kawałek w miarę przyzwoitej plaży. Ważna jest tu jedynie AGIOS NIKOLAOS, a to ze względu na czynny cały rok prom przez zatokę do EGIONU, stanowiący alternatywną drogę na Peloponez dla promu z Andirionu do Rionu, 60 km dalej na zachód. W zimie prom kursuje z Agios Nikolaos trzy razy dziennie, o 8.30, 15.00 i 18.00, latem dodatkowo o 12.00 i 18.00; przeprawa trwa 35 minut i kosztuje 350 dr od osoby i 1700 za samochód. Jeśli nie zdąży się na ostatnią przeprawę, można skorzystać z hoteli lub kempingu.

Szczyt Liakury

Liakura (Likoreja, Liakoura) to najwyższy (2457 m) i najpiękniejszy szczyt w masywie Parnasu. Można na niego wejść albo z Delf, albo od północy. Lepiej idzie się tą drugą trasą, ale wymaga to dojazdu autobusem lub pociągiem, a następnie taksówką do miejsca, w którym zaczyna się właściwy szlak; trzeba też nocować w górach. Prościej wybrać więc trasę z Delf — bardzo przyjemną aż do schroniska EOS (Greckiego Klubu Alpejskiego; 6 godz. marszu). Ten, kto nie ma ochoty nocować w górach ani iść dalej mało ciekawym szlakiem na sam szczyt Liakury (jeszcze 4 godz.), może albo wrócić, albo zejść (ok. 2 godzin) na płaskowyż Lewadii (możliwość autostopu).

Jeśli naprawdę jest się w świetnej formie, można pokusić się o przejście całego masywu w ciągu ok. 15 godz., z Delf do wsi Ano Tithorea, bądź w przeciwnym kierunku.

Z Ano Tithorei na Liakurę przez wąwóz Velitsy

Aby przejść tę ostatnią naprawdę dziką i odludną trasę w masywie Parnasu, trzeba najpierw podjechać pociągiem lub autobusem do wsi KATO TITHOREA przy drodze z Lewadii do Amfiklii i linii kolejowej z Aten do Salonik. Stąd idzie się do wyżej położonej bliźniaczej wioski ANO TITHOREA (4 km, można pokonać taksówką, cenę ustala się z góry). Najlepiej wyruszyć wcześnie rano licząc się z możliwością noclegu w górach, pod namiotem, ponieważ o miejsca noclegowe jest tu trudno.

Z platii w Ano Tithorei idzie się na południowy zachód aż do parkowych ławek wychodzących na gigantyczny wąwóz Velitsy. W pobliżu znajduje się „wodospad”, czyli w rzeczywistości dziura w akwedukcie przecinającym ścieżkę, która rozpoczyna się kilka minut drogi powyżej ławek.

Kilkaset metrów dalej należy skręcić w lewo ze ścieżki, która wygląda jak główny szlak i zejść w kierunku dna kanionu. Na przeciwległym krańcu ponownie pojawia się akwedukt, tym razem już odkryty. Idzie się wzdłuż niego aż do kapliczki Agios Ioannis (1 godz. od Ano Tithorei).

Za kapliczką kończy się droga przetarta przez buldożery i szlak zmienia się w piękną alpejską trasę w jodłowym lesie. Przez następne 90 minut trudno zabłądzić; po drodze, po prawej, po drugiej stronie doliny podziwiać można wspaniałe skały pod szczytem Liakury. W pewnym miejscu na wschodzie (po lewej) na chwilę ukazuje się dolina Agia Marina i noszący to samo imię klasztor. Ścieżka, niezbyt wyraźna w tym miejscu, schodzi nieco w dół i w prawo na dno wąwozu Velitsy przy źródle Tsares (3 godz. 30 min). Jest to ostatnie miejsce, gdzie można napić się wody.

Na przeciwległym brzegu rzeki idzie się obok piargów pod górę, mijając ostatnie drzewa, aż pojawią się ogrodzone pastwiska dla owiec (4 godz.). Stamtąd szlak prowadzi pod górę do kolejnego uroczego szałasu (4 godz. 30 min) u stóp przełęczy schodzącej od grzbietu głównego szczytu. Dalej przez znaczną część drogi podejście w północno-zachodniej (prawej) części doliny jest dość łagodne. Następnie trzeba jeszcze pokonać krótki odcinek pokryty osypującymi się skałami do wyłomu w skalnym grzbiecie i w końcu staje się u podnóża Liakury (5 godz. 30 min). Droga od źródła Tsares oznakowana jest — głównie z myślą o schodzących — na pomarańczowo.

Ostatni odcinek to ok. dwudziestominutowa wspinaczka na grzbiet skalny (w sumie ok. 6 godz.; na zejście przeznaczyć należy ok. 4 godz. 30 min). W pogodny ranek, zwłaszcza po deszczu, widać stąd na północy Olimp, na wschodzie Morze Egejskie, na zachodzie Wyspy Jońskie, a na południu Peloponez. Najpiękniejsze widoki są podobno w połowie lata; niestety nader często, jedyne, co widać, to chmury.

Z Delf do Jaskini Korycyjskiej

Do miejsca, w którym rozpoczyna się szlak — i ścieżka w góry — idzie się w prawo (patrząc od strony Aten), drogą przez wieś Delfy. Na szczycie zbocza skręcić w prawo na drogę, która zawraca i prowadzi do muzeum (wt.-pt. 8.00-20.00, pn., sb. i nd. 9.00-15.00), w domu, gdzie niegdyś mieszkał poeta Angelos Sikelianos (ten od Festiwalu Delfickiego). Jego popiersie stoi nie opodal budynku.

Pokryta żwirem droga prowadzi stąd dalej do najwyższego punktu, do którego dochodzi płot otaczający ruiny sanktuarium. Przy zamkniętej bramie skręcić w lewo, w dobrze oznakowany (czarne romby na żółtym tle) szlak stanowiący część europejskiego długodystansowego szlaku E4. Początkowo idzie się ostro pod górę, ale dalej, na trawiastym pagórku nad stadionem, jest już równo.

Szlak prowadzi następnie wzdłuż skalnego grzbietu, obok spalonych cyprysów, po czym łączy się ze starożytną, wykładaną kamieniami drogą. Wychodzi ona z ogrodzonego miejsca zwanego „Kaki Skala” i wspina się zakosami po zboczu na wprost. Warto przez chwilę popodziwiać widoki z tego miejsca: od Zatoki

Korynckiej po góry Peloponezu. Wykładana kamieniami droga kończy się przy wielkim betonowym ujęciu wody pitnej dla Delf, ok. 1 godz. od wsi, na szczycie Fedriad. Obok uwagę zwracają dwie skały — z jednej z nich w starożytności strącano w przepaść winnych zbrodni świętokradztwa, od czego zapewne wzięła się nazwa Kaki Skala, czyli „Schody Nieszczęścia”.

E4 biegnie dalej widoczną na wprost doliną. Kto chciałby równocześnie podziwiać góry na południu i na północnym wschodzie w kierunku szczytów Parnasu, może zboczyć nieco w prawo do drewnianej chatki i stodoły, i podejść pod górę jakieś 150 metrów.

Główny szlak (ścieżka pokryta żwirem) prowadzi na północny wschód; przy źródle i korycie do pojenia zwierząt, w pobliżu kilku szałasów pasterskich schowanych pod drzewami, skręcić w prawo. Po ok. 15 minutach szlak — częściowo pokryty asfaltem — mija pole biwakowe i kapliczkę, po czym dochodzi do owczarni i kolejnego szałasu po lewej. Jakieś dwie godz. od Delf. kiedy wychodzi się z lasu jodłowego, oczom ukazuje się zaokrąglony szczyt Gerondowrachos (Yerondovrahos; 2367 m) należący do masywu Parnasu.

W odległości 15 minut drogi znajduje się źródło, a kawałek dalej po lewej następna kapliczka z przybudówką; na pobliskiej trawie można rozbić namiot. Tuż obok leży błotnisty staw. Natomiast po lewej wyrasta bardzo stromy górski grzbiet, z boku którego znajduje się starożytna Jaskinia Korycyjska. Należy wspiąć się po zboczu do dróżki w trzech czwartych wysokości, skręcić w lewo i iść do końca, ok. 10 m poniżej łatwego do zauważenia wylotu jaskini.

W starożytności jaskinia poświęcona była Panowi i nimfom, rządzącym w Delfach w zimie, kiedy, jak uważano, Apollo opuszczał wyrocznię. W listopadzie odbywały się tu orgie; kobiety, które odgrywały role „nimf’, pokonywały trasę z Delf wzdłuż Kaki Skala przy świetle pochodni. Sama jaskinia jest zimna i mało zachęcająca, warto jednak zajrzeć do niej z latarką i poszukać starożytnych napisów w pobliżu wejścia. Bez światła nie widać dalej niż 100 metrów w głąb. Przy wejściu widać też skałę z wykonanym niewątpliwie ręką człowieka okrągłym wgłębieniem — przypusz­czalnie był to ołtarz.

Zejście do Delf zabiera zdecydowanie mniej czasu niż trzygodzinną wspinaczka. Szlak E4 biegnie natomiast dalej, niemal dokładnie na północ, krzyżując się z kilkoma pomniejszymi ścieżkami i trasami turystycznymi, i dociera do wsi EPTALOFOS przy asfaltowej drodze z Arahovy do Gravii; na turystów czekają tu proste pokoje do wynajęcia i gorące posiłki.

Zabytki

Teren całego sanktuarium, przecięty drogą z Arahovy, dzieli się na trzy odrębne części: Święty Okręg, Marmarię i Źródło Kastalskie (Kastalia). Oprócz tego warto zajrzeć też do muzeum.W sumie cały kompleks najlepiej zwiedzać na dwa razy, rano, wieczorem lub w porze obiadowej, kiedy kręci się tu stosunkowo mato turystów.

Niezbędne są solidne buty, ponieważ zwiedzanie wymaga wspinania się po kamiennych stopniach i ścieżkach. Na całodzienną wyprawę warto też zabrać ze sobą prowiant, który najbardziej smakuje w amfiteatrze, skąd roztacza się piękna panorama całego sanktuarium.

Święty Okręg

Czynne pn.-pt. 7.30-18.30, sb. i nd. 8.30-15.00; 500dr.Do Świętego Okręgu, czyli Temenosu (Sanktuarium) Apollina wchodzi się, tak jak w starożytności, przez niewielką Agorę otoczoną ruinami rzymskich portyków i sklepów, w których sprzedawano dary wotywne. Brukowana Święta Droga rozpoczyna się za kilkoma stopniami i między fundamentami pomników i skarbców biegnie zygzakiem do Świątyni Apollina. Po obu stronach widać fragmenty cokołów, na których niegdyś stawiano posągi ze złota, brązu i malowanego marmuru; Pliniusz doliczył się przeszło trzech tysięcy figur, a zwiedzał Delfy już po złupieniu ich przez Nerona.

Wybór i lokalizację tych pomników powodował nie tylko religijny zapał — często chodziło o to, by pochwalić się potęgą i bogactwem, bądź też wręcz obrazić rywali z innego polis. Na przykład Dar Arkadyjczyków po prawej od wejścia (cokoły, na których stało dziewięć figur z brązu), który upamiętniać miał podbój Lakonii w 369 r. p.n.e., wzniesiono dokładnie na wprost pomnika Lacedemończyków. Obok, zgodnie z tą samą logiką, Spartanie uczcili zwycięstwo nad Atenami stawiając Pomnik Admirałów — wielką, wklęsłą budowlę z 37 brązowymi posągami bogów i generałów — dokładnie naprzeciwko ateńskiego Daru Maratońskiego.

Powyżej, za doryckimi ruinami Skarbca Siknyjskiego (Skarbca Sykiończyków) po lewej, ciągną się rozległe fundamenty Skarbca Sifnyjskiego (Skarbca Syfnijczyków) — przepysznej świątyni jońskiej wzniesionej w latach 530 — 525 r. p.n.e. Na Sifnos istniały bogate kopalnie złota i mieszkańcy wyspy postanowili zafundować sobie taki skarbiec, z którego przepychem nic nie byłoby w stanie się równać. Fragmenty kariatyd wspierających zachodnie wejście oraz piękny marmurowy fryz zdobiący budynek ze wszystkich czterech stron obecnie oglądać można w muzeum. Jeszcze wyżej stoi Skarbiec Ateńczyków, wybudowany, wraz z „Darem” po zwycięstwie pod Maratonem (490 r. p.n.e.). Skarbiec zrekonstruowano w latach 1904-6 dopasowując do siebie inskrypcje, jakie całkowicie pokrywały poszczególne bloki skalne. Inskryp­cje zawierały honorowe dekrety ku czci Aten, wykaz ateńskich ambasadorów przy Igrzyskach Pytyjskich oraz hymn do Apollina z podanym nad tekstem zapisem muzyki (za pomocą alfabetu greckiego).

Zaraz obok znajdują się fundamenty Buleuterionu, czyli Budynku Rady. Przypo­minają one, że również i Delfy potrzebowały administratorów. Na okrągłym placu powyżej, zwanym Klepiskiem, co siedem lat odgrywano moralitet o zabójstwie świętego węża. Wyżej wznosi się niezwykle interesujący Wieloboczny Mur. którego nieregularne, nachodzące na siebie bloki przetrwały nietknięte wszystkie trzęsienia ziemi. Także i tutaj widać liczne inskrypcje, tym razem niemal wyłącznie poświęcone wyzwalaniu niewolników; Delfy były jednym z kilku miejsc, w których można było oficjalnie przyznać niewolnikowi wolność, dokonując odpowiedniego zapisu. Bez­kształtna kupa kamieni między murem a skarbcami to pozostałość po Sanktuarium

Gai, Matki Ziemi. To w tym miejscu wędrowna kapłanka Sybilla wygłaszała podobno przepowiednie.

Święta Droga dociera na koniec do tarasu Świątyni, gdzie oczom ukazuje się potężny ołtarz wzniesiony przez mieszkańców wyspy Hios. Kiedy w Delfach pojawili się francuscy archeolodzy, ze Świątyni Apollina w całości zachowały się tylko fundamenty; naukowcom udało się jednak podnieść i ponownie ustawić sześć znalezionych nie opodal kolumn doryckich, dzięki czemu łatwiej sobie teraz wyobrazić wygląd całej budowli w odniesieniu do reszty sanktuarium. W samym środku świątyni znajdował się tzw. adyton, czyli mroczne pomieszczenie u wylotu skalnej rozpadliny, nad którą siadały Pytie. Nie odnaleziono żadnego śladu ani jaskini czy rozpadliny, ani odurzających wyziewów, ale bardzo możliwe, że szczelina rzeczywiście istniała i zniknęła podczas któregoś trzęsienia ziemi. Na architrawie świątyni — przypuszczalnie po wewnętrznej stronie — wyryto dwie maksymy: „Poznaj samego siebie” i „Wszystko z umiarem” („Niczego za wiele”).

Teatr i stadion, używane podczas Igrzysk Pytyjskich, znajdują się na tarasie powyżej Świątyni. Teatr, zbudowany w IV w. p.n.e. i mieszczący pięć tysięcy widzów, związany był ściśle z Dionizosem, bogiem orgii, sztuki i wina, który przejmował władzę w Delfach w zimie, kiedy milczała wyrocznia. Przez chłodny sosnowy zagajnik prowadzi stąd ścieżka na Stadion; idzie się stromo pod górę, co zniechęca wielu turystów. Miejsce to sztucznie wyrównano w V w. p.n.e., ale kamienne ławki dla 7000 widzów pojawiły się dopiero w czasach rzymskich — zafundował je (jak wiele innych budowli w Grecji) Herod Attyk. Kto szuka samotności, może wspiąć się jeszcze wyżej, ku sosnom otaczającym pozostałości po murach z IV w. p.n.e.

Muzeum

Te same godz. otwarcia z wyj. pn. 12.00-18.30; 1000dr, studenci 500dr.Muzeum w Delfach szczyci się rzadką i wyjątkową kolekcją archaicznych rzeźb, z którymi równać się mogą jedynie znaleziska z ateńskiego Akropolu. Ceramika, posągi i fryzy pochodzące z różnych skarbców dają w sumie niezłe wyobrażenie o bogactwie sanktuarium.

Najsławniejszym eksponatem, umieszczonym przy końcu głównego korytarza, jest Woźnica (tzw. Auriga delficki), jedna z niewielu ocalałych rzeźb z brązu z V w. p.n.e. Odkopano ją w 1896 r. wraz z innymi pozostałościami po „Darze Polizalosa” (brata tyrana Syrakuz, Gelona) który prawdopodobnie uległ zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi w 373 r. p.n.e. Oczy woźnicy, nieco skośne, wykonane z onyksu, sprawiają, że postać wygląda zdumiewająco realistycznie, natomiast poważny wyraz twarzy dodaje jej swoistej godności i dostojeństwa. Dziwaczne proporcje rzeźbiarz (przypuszczalnie Pitagoras z Samos) zachował, jak się sądzi, celowo: woźnica miał być oglądany z pewnej odległości, z dołu, i wówczas perspektywa „korygowałaby” wszystkie odstępstwa.

Inne ważne eksponaty to dwa potężne Kourosy (archaiczne postaci męskie) z VI w. p.n.e. w drugiej sali na piętrze. Na prawo od tego pomieszczenia, w „Sali Skarbów Syfnijskich” warto obejrzeć spore fragmenty pięknego, kunsztownie rzeźbionego fryzu syfnijskiego; jeden z nich przedstawia Zeusa przyglądającego się w towarzyst­wie innych bogów walce homeryckich bohaterów o ciało Patroklesa, inny — bogów walczących z Gigantami. W tej samej sali podziwiać można elegancką jońską rzeźbę uskrzydlonego Sfinksa Naksyjczyków (ok. 560 r. p.n.e.). W głównym korytarzu wystawiono fragmenty metop ze Skarbca Ateńskiego przedstawiające prace Her­kulesa, przygody Tezeusza i bitwę z Amazonkami. Dalej i na prawo, w Sali Pomnika Daochosa wzrok przyciągają trzy gigantyczne tańczące kobiety, wyrzeźbione z marmuru pentelikońskiego i otaczające kolumnę z motywem akantu. Jak się przypuszcza, postaci te, czczące Dionizosa, tworzyły cokół dla trójnogu.

Źródło Kastalskie (Kastalia)

Częściowo ogrodzone; wstęp wolny.Na wschód od sanktuarium droga do Arahovy skręca ostro w prawo. Po lewej, obok nisz, w których składano dary ofiarne, i szczątków archaicznej fontanny z rozpadliny w skałach Fedriad wypływa święte Źródło Kastalskie.

Odwiedzający Delfy (z początku mogli to być wyłącznie mężczyźni) zobowiązani byli do oczyszczenia się w źródlanej wodzie; zazwyczaj wystarczało umyć włosy; jedynie mordercy musieli obmywać całe ciało. Kąpał się tu też Byron, usłyszał bowiem, iż woda kastalska pomaga poetom znaleźć natchnienie. Niestety obecnie kąpiel jest niemożliwa, ponieważ źródło zostało ogrodzone; co gorsza, aby zapobiec osypywaniu się zbocza Fedriad (wskutek wibracji wywołanych przez przejeżdżające samochody), wszędzie wokoło wzniesiono rusztowania.

Marmaria

Te same godz. co główne sanktuarium; wstęp wolny.Po przeciwnej stronie drogi i nieco niżej znajduje się Marmaria czyli Sanktuarium Ateny, którą w Delfach czczono pod postacią Ateny Pronaja („Strażniczki Świątyni”). Sama nazwa Marmaria tłumaczy się jako „marmurowy kamieniołom” i przylgnęła do tego miejsca w średniowieczu, kiedy to powszechnie podkradano stąd kamienne bloki.

Najbardziej rzuca się tu w oczy Tolos (rotunda) z IV w. p.n.e. Ocalały tylko trzy kolumny i wieńcząca je peristeza, co w zupełności wystarcza, by przekonać się o pięknie i elegancji całej budowli (niewątpliwie najbardziej „pocztówkowego” symbolu Delf), ale nie pozwala określić przeznaczenia rotundy.

Przy wejściu na teren sanktuarium stała Stara Świątynia Ateny, zniszczona przez Persów i odbudowana w IV w. p.n.e. w porządku doryckim, o sto metrów dalej; zachowały się fundamenty obu. Po stronie północno-zachodniej, już poza obrębem i powyżej Marmarii znajduje się Gimnazjum, również wzniesione w IV w. p.n.e., później powiększone przez Rzymian, którzy na zapadniętym obecnie tarasie wybudowali bieżnię; pośród ruin widać wyraźnie okrągły basen, w którym kąpano się (w zimnej wodzie) po skończonym treningu.

Delfy

Kiedy patrzy się na ten nachylony górski taras, przytłoczony z obu stron potężnymi, złowieszczymi skałami Parnasu, nie trudno zrozumieć, dlaczego starożytni uważali DELFY za środek ziemi. By jednak potwierdzić obecność bogów w tym miejscu, trzeba było czegoś więcej niż majestatyczne krajobrazy, sporadyczne trzęsienia ziemi czy lawiny. Według Plutarcha takim widomym znakiem stała się skalna rozpadlina, z której wydobywały się dziwne wyziewy o silnie halucynogennych właściwościach.

Wyrocznia: nieco historii

Pierwsza wyrocznia w tym miejscu poświęcona była Gai („Matce-Ziemi”) i Posej­donowi („Trzęsącemu Ziemią”). W pobliskiej jaskini mieszkał wąż Pyton, syn Gai, z którym komunikowano się za pośrednictwem kapłanek — Pytii. Pyton został następnie zabity przez Apollina, którego kult przywędrował tu z Krety (wedle legendy bóg przybył pod postacią delfina, od którego wzięła się nazwa Delphoi). By uczcić to wydarzenie (a także zapewne po to, by zjednać sobie bogów), co osiem lat organizowano tu Igrzyska Pytyjskie.

Miejsce znane było już za czasów mykeńskich; na wota z tego okresu (maleńkie posążki bogiń i modlących się kobiet) natrafiono w pobliżu świątyni Apollina.

Po przybyciu do Grecji Dorów (na początku XII w. p.n.e.) sanktuarium znalazło się w centrum luźnego związku greckich państw-miast, zwanego Amfiktionią Delficką. Tereny te należały jednakże do miasta Krissa, które w miarę jak rosła popularność wyroczni, wymuszało coraz większe daniny na pielgrzymach przybywających do portu Kirra. W VI w. p.n.e. Amfiktionia zdecydowała się przerwać ów proceder, w wyniku czego wybuchła pierwsza z kilku świętych wojen. Delfy odebrano Krissańczykom i nadano im autonomię. Po tym wydarzeniu Delfy<jeszcze bardziej umocniły swą pozycję, tak że w przeciągu kilkudziesięciu lat powstało tu jedno z najważniejszych sanktuariów na terenie Grecji, zaś z opiniami tutejszej wyroczni liczyli się wszyscy.

Przez następny tysiąc lat z okładem niebezpiecznymi górskimi ścieżkami zdążali tu niezliczeni pielgrzymi szukający boskiej porady w sprawach wojskowych, politycz­nych, religijnych, miłosnych i handlowych. Po dotarciu na miejsce składali w ofierze owcę bądź kozę i, w zależności od tego, jak wypadły wróżby, oczekiwali cierpliwie z pytaniami wypisanymi na ołowianych tabliczkach. Pytia — prosta, pobożna kobieta ze wsi, licząca sobie co najmniej pięćdziesiąt lat — siedziała na trójnogu nad skalną rozpadliną i odurzona wyziewami recytowała przepowiednie. Towarzyszący jej kapłan „interpretował” następnie wypowiadane bez związku słowa, przekazując pytającemu odpowiedź wyroczni w formie heksametru.

Wiele odpowiedzi wyroczni było dwuznacznych; np. Krezus dowiedział się, że jeśli rozpocznie wojnę z sąsiednim królestwem Cyrusa, to zniszczy potężne imperium. Wszystko sprawdziło się co do joty, tyle że zniszczeniu uległo królestwo samego Krezusa. Trudno jednakże wyobrazić sobie, by wyrocznia tak długo mogła cieszyć się sławą i poważaniem, gdyby jej rady nie były w większości wypadków skuteczne. Strabon zanotował, iż „ze wszystkich wyroczni świata ta cieszyła się reputacją najbardziej prawdomównej”. Jednym z powodów było zapewne to, że kapłani w Delfach byli po prostu lepiej poinformowani niż ktokolwiek inny w Grecji. Będąc w centrum Amfiktionii — swego rodzaju „ONZ” greckich polis — dysponowali bogatą wiedzą na temat aktualnych wydarzeń politycznych, ekonomicznych i społe­cznych. Co więcej, od VII w. p.n.e. kapłani delficcy zorganizowali w całym świecie greckim własną sieć informatorów i szpiegów.

Wpływy świątyni rozszerzały się za granice wraz z kolonizacją kolejnych ziem w basenie Morza Śródziemnego; równolegle rozrastała się też sieć informatorów. Do największego znaczenia doszły Delfy w VI w. p.n.e., ciesząc się względami potężnych opiekunów jak np. król Egiptu Amasis czy wspomniany wyżej pechowy Krezus, król Lidii. W tym czasie wiele greckich miast-państw wybudowało tu też swe skarbce. W 548 r. p.n.e., nie szczędząc kosztów przebudowano świątynię Apollina; równo­cześnie Igrzyska Pytyjskie (wzorowane na olimpijskich) urosły do rangi jednej z czterech najważniejszych imprez panhelleńskich.

Uprzywilejowana pozycja i nieprawdopodobne bogactwo Delf były oczywiście łakomym kąskiem dla wrogów Grecji. Po pierwszej świętej wojnie wyrocznia uzyskała autonomię, ale w V w. p.n.e. poczęto ją coraz bardziej identyfikować z poszczególnymi polis. Co gorsza, Delfy nie popisały się odwagą i lojalnością wobec Greków w czasie najazdu Persów; od złupienia świątyni przez wojska Kserksesa uratowało Delfy jedynie trzęsienie ziemi.

Po tych niezbyt chlubnych wydarzeniach sanktuarium nieodwołalnie utraciło autorytet (a co za tym idzie, władzę). Jednakże prawdziwy upadek nastąpił dopiero w IV w. p.n.e., kiedy wybuchły kolejne święte wojny i Delfy znalazły się pod panowaniem macedońskim. Okres kłótni między greckimi miastami-państwami należącymi do Amfiktionii Delfickiej zakończył się w 356 r. p.n.e., gdy po zajęciu sanktuarium przez Fokijczyków do sporu wmieszał się Filip Macedoński. Siedem lat później, gdy Grecy ponownie poprosili go o mediację (tym razem spór wywołali mieszkańcy Amfissy), Filip po prostu najechał południową Grecję. Niepodległość polis skończyła się pod Cheroneą, zaś Delfy przestały się liczyć na arenie politycznej.

Pod kontrolą Macedończyków i Rzymian wyrocznia udzielała już tylko porad w sprawach małżeńskich, pożyczek, podróży itp. Rzymianie nie przywiązywali większej wagi ani do przepowiedni, ani do świętości Delf. Sulla złupił sanktuarium w 86 r. p.n.e., zaś Neron, doprowadzony do wściekłości potępieniem przez wyrocznię zabójstwa matki, wywiózł stąd około 500 posągów z brązu. Ostatecznie wyrocznia przestała istnieć w IV w. n.e., kiedy za panowania Konstantyna i Teodozjusza w Grecji zatriumfowało chrześcijaństwo.

Wykopaliska

W czasach nowożytnych sanktuarium odkryto pod koniec XVII w.; wykopaliska prowadzono na chybił trafił od lat czterdziestych XVIII stulecia. O faktycznych pracach wykopaliskowych na terenie świątyni można jednak mówić dopiero od 1892 r., kiedy ziemie te wydzierżawiła Francuska Szkoła Archeologii; w zamian rząd francuski zobowiązał się do zakupu greckich rodzynek. Choć z ziemi wyłaniało się wówczas niewiele więcej niż zarysy stadionu i teatru, mieszkańców wyrosłej na ruinach osady przekonano (z pomocą oddziału wojska) do przeprowadzki na nowe miejsce, oddalone o 1 km na zachód. Większość tego, co można dzisiaj oglądać, odkopano w przeciągu pierwszych dziesięciu lat.

Najciekawszym wydarzeniem współczesnej historii Delf była w latach dwudzies­tych inicjatywa poety Angelosa Sikelianosa i jego żony Ewy Palmer, by założyć tu „Uniwersytet Świata”. Projekt ostatecznie upadł, udało się natomiast zorganizować coroczny Festiwal Delficki (czerwiec), w czasie którego w starożytnym teatrze odbywają się przedstawienia klasycznych sztuk greckich.

Arahova

ARAHOVA, ostatnia miejscowość na wschód od Delf, to już rejon .Parnasu. Do- majestatycznych gór wyraźnie nie pasuje szeroka asfaltowa szosa do ośrodka narciarskiego, w weekendy chętnie odwiedzanego przez zamożnych ateńczyków. Sprzęt narciarski można wypożyczyć na jeden dzień lub dłużej na miejscu bądź też w Atenach. Poważnym problemem są silne wiatry, z powodu których często trzeba zamykać wyciągi.

Samo miasteczko jest nader atrakcyjne, nawet pomimo przecinającej je drogi z Lewadii do Delf. Domy, reprezentujące w przeważającej większości tradycyjny styl budownictwa, ciągną się jeden obok drugiego wzdłuż wąskich zaułków w stronę wzgórz i na południe, ku zarośniętemu oliwkami wąwozowi Pleistos. Arahova znana jest z mocnego wina, miodu, dywanów flokati (z owczej skóry) i wyrobów tkackich. Wszystko to można kupić w przydrożnych sklepach, aczkolwiek obecnie część tych towarów pochodzi w rzeczywistości z Albanii i północnej Grecji. Wspomnieć wypada też o tutejszym Dniu Świętego Jerzego (Agios Georgios, 23 IV lub we wtorek po Wielkanocy, jeśli święto wypadnie w Wielkim Poście), uroczyście obchodzonym w kościele na wzgórzu. To jedna z najlepszych okazji, by zobaczyć autentyczne tańce ludowe — a także niemal 48-godzinną huczną zabawę non-stop.

Klasztor Ossios Loukas

Czynny latem codz. 8.00-14.00 i 16.00-19.00; zimą 8.00-17.00; 500 dr.

Klasztor Ossios Loukas był prekursorem tego ostatniego śmiałego okresu bizantyjskiej sztuki, któremu zawdzięczamy wspaniałe kościoły w Mistrze na Peloponezie. Klasztor nie jest wielki, ale pod względem architektury i wystroju zalicza się do najświetniejszych budowli średniowiecznej Grecji. Wyjątkowa jest też okolica — tyleż piękna, co odludna. Kiedy jedzie się drogą z Distomo, budynki zasłaniają drzewa, zza których nagle wyłania się ocieniony taras klasztorny, a dalej malownicze szczyty Elikonu (Helikonu).

Główne zabudowania tworzą dwie zwieńczone kopułami świątynie: większy Katholikon i przyległa doń kaplica Theotokos. Oba te obiekty łączą wspólne fundamenty, ale poza tym, pod względem architektonicznym, różnią się niemal wszystkim. Wokół dziedzińca mieszka nadal dziesięciu mnichów, generalnie jednak klasztor pełni funkcje muzeum z kawiarnią/restauracją w pobliżu. Wymagane spódnice i długie spodnie.

Katholikon

Katholikon z początków XI w. poświęcony jest miejscowemu świętemu Łukaszowi ze Stiri (nie mylić z Ewangelistą). Równoramienny krzyż, na planie którego zbudowano kościół, powtórzono potem w Dafni i Mistrze. Z zewnątrz świątynia wygląda skromnie, mury ze zwykłej cegły i kamienia wieńczy dopasowana pod względem proporcji kopuła. Wnętrza natomiast są po prostu oszałamiające. W miarę jak oczy przesuwają się powoli wzdłuż pokrytych czerwono-zielonym marmurem ścian ku złocistym mozaikom na wysokim sklepieniu, nad surowością i prostotą triumfuje powoli bogactwo i wyrafinowanie. Światło przesączające się przez wykładane marmurem okna odbija się od wklęsłych mozaik w przedsionku i nawie głównej, i pada na marmurowe ściany wydobywając z nich wszelkie możliwe odcienie.

Oryginalne mozaiki, uszkodzone przez trzęsienie ziemi w 1659r., zastąpiono w wielu miejscach (w tym w kopule) niezbyt ciekawymi freskami, ale to, co ocalało, i tak zapiera dech w piersiach. Jedną z najwspanialszych mozaik jest Chrystus myjący stopy apostołom w przedsionku; uwagę zwracają tu twarze apostołów, wyrażające najrozmaitsze uczucia, od lęku po zdumienie. Podobną dynamiką i dbałością o realizm odznacza się Chrzest Chrystusa na jednym z łuków wspierających kopułę. Nagi Chrystus sięga tu po krzyż pośród skłębionej masy wody; iluzję głębi uzyskano dzięki wygięciu ścian. Oryginalne freski zachowały się w narożnikach kościoła, jednakże nie są one aż tak imponujące jak mozaiki; najciekawszy wydaje się chyba Chrystus zdążający na chrzest.

Theotokos i krypta

Kościół Theotokos (dosłownie „Noszącej Boga”, czyli Matki Boskiej) jest o sto lat starszy od katholikonu. Z zewnątrz prezentuje się od niego znacznie okazalej dzięki zastosowaniu ozdobnej cegły i wykładanemu marmurem tamburowi pod kopułą, wskazującemu na silne wpływy sztuki Wschodu. Jednak wnętrze w tym wypadku zdaje się nieco ponure i ciasne; jedyne ciekawsze elementy to dwie piękne kolumny korynckie i oryginalna mozaika na posadzce.

Na zakończenie zwiedzania koniecznie trzeba zobaczyć freski w krypcie kat­holikonu, do której wchodzi się po prawej stronie budynku. Warto wziąć z sobą latarkę ze względu na panujące tu ciemności (dzięki którym zresztą zachowały się kolory malowideł).

Skrzyżowanie Edypa i Ossios Loukas

Na zachód od Lewadii krajobraz robi się coraz ciekawszy, na horyzoncie pojawia się bowiem pasmo góry Parnas. Na 24 kilometrze dociera się do tak zwanego „Skrzyżowania Edypa”, gdzie w starożytności schodziły się drogi z Teb, Delf, Daulis i Ambrossos. (Drogowskaz na skrzyżowaniu wskazuje dziś drogę do Davli, współczesnego następcy Daulis; stara droga biegła nieco poniżej, w.wąwozie.)

To w tym miejscu według Pauzaniasza Edyp zamordował ojca, króla Teb Lajosa, i jego dwóch służących. Według mitologii Edyp wracał na piechotę z Delf, natomiast Lajos jechał w przeciwnym kierunku rydwanem. Żaden nie chciał ustąpić drogi, wybuchła sprzeczka, w następstwie której Edyp zabił całą trójkę, nie wiedząc nawet kim są i skąd pochodzą. Od tego wydarzenia —jak subtelnie ujął to Pauzaniasz — „zaczęły się jego kłopoty”. Maszerując dalej w stronę Teb Edyp napotkał prześladującego okolicznych mieszkańców Sfinksa, rozwiązał zadaną przez niego zagadkę i zabił potwora, za co otrzymał w nagrodę rękę owdowiałej królowej Jokasty, swej matki.

Dojazd do Ossios Loukas: Distomo

Dysponując własnym środkiem transportu można na skrzyżowaniu skręcić w lewo i udać się podrzędną drogą do Distomo, a stamtąd do klasztoru Ossios Loukas. Podróż autobusem jest nieco bardziej skomplikowana: najpierw z Lewadii do Distomo, a następnie drugim autobusem w stronę Kiriaki, z którego należy wysiąść na rozdrożu do Ossios Loukas; ostatnie 2,5 km trzeba pokonać na piechotę.

Można też wynająć taksówkę w DISTOMO, gdzie poza tym czynne są dwa hotele: America i Koutriaris. Jednakże wieś jest w sumie mało ciekawa; w 1944r. hitlerowcy w odwecie za ataki partyzantów wymordowali wszystkich dorosłych mieszkańców.