Archive for the ‘Macedonia i Tracja’ Category

Kastoria

KASTORIA, położona na półwyspie wcinającym się głęboko w błękitne jezioro o tej samej nazwie, jest jednym z najciekawszych i najatrakcyjniejszych miast w Grecji, któremu nie zaszkodziły nawet coraz liczniejsze bloki mieszkalne. Miasto jest zamożne, bowiem od stuleci stanowi greckie (i bałkańskie) centrum handlu futrami. Nie znaczy to wcale, że mieszkańcy kiedykolwiek zajmowali się traperstwem, wręcz przeciwnie — opanowali jedynie po mistrzowsku sztukę szycia płaszczy, rękawiczek i innych wyrobów kuśnierskich z surowców importowanych z Kanady i Skan­dynawii. Turystów zainteresują tu zwłaszcza pamiątki po dawnej świetności. Z okresu od XVII do XIX w., kiedy Kastoria była w zenicie swego rozwoju, zachowało się kilka wspaniałych rezydencji dawnych kuśnierzy (arhondika). Obok, nie mniej efektownie prezentuje się około pół setki kościołów, średniowiecznych bądź bizantyjskich.

Dworzec autobusowy leży niemal na samym skraju półwyspu. Dość trudno znaleźć wolne miejsce w hotelu, ponieważ przez cały rok przyjeżdża tu mnóstwo biznes­menów z całego świata. Z tego też powodu noclegi są drogie. Jedyny tani wyjątek to Palladion przy Mitropoleos 40, położony w centrum; niestety zdobycie pokoju graniczy tu z cudem. Nieco drożej jest koło dworca autobusowego przy Grammou: Anessis pod nr 10 i Acropolis pod nr 16. Przy przedłużeniu tej ulicy, Endheka Noemvriou 52, czynny jest Keletron. Wolne miejsca najszybciej można znaleźć w hotelu Ksenia du Lac przy Platia Dheksamenis; jest to co prawda hotel kat. A, ale po sezonie dysponuje pokojami w cenie. Najlepsze restauracje ulokowały się wokół Platia Omonias. Piekarnia Stakhi, poniżej placu, oferuje niezłe bougatzes (rodzaj kremówek), tirópites i pizze. W nagłej potrzebie stąd do Aten można dostać się samolotem; informacji udziela biuro Olympic Airways przy Megalou Aleksandrou 15.

Najpiękniejszą częścią miasta jest dzielnica nad samym jeziorem, zwana Kariadi (dawniej chrześcijańskie getto) z Platia Immanouil w centrum. Przy pobliskiej Odos Kapitan Lazou (pod nr 10) w siedemnastowiecznej rezydencji rodziny Aivazis powstało Muzeum Folkloru (codz. 9.00-12.30 i 14.00-18.00). Dom był zamieszkany aż do 1972 r., dzięki czemu meble i stropy są świetnie zachowane. Zdecydowanie warto tu zajrzeć; kustosz na życzenie oprowadza też po kilku innych rezydencjach, z których najznakomitsze — pobliskie Basara i Natzi oraz Sapountzi bardziej na północy — zaznaczono na mapce.

Trudniej zwiedzić kościoły w Kastorii. Na drzwiach niektórych wywieszono co prawda godziny otwarcia, ale nikt ich specjalnie nie przestrzega. Najlepiej poszukać dwóch filakes (stróżów) w którymś z kafenionów przy Platia Omonias. Jeden dysponuje kluczami do Taksiarhes, Agios Nikolaos i Koumbelidiki, drugi do Agii Anargiri i Agios Stefanos. Agii Anargiri wzniesiono w XI w.; w ciągu następnych dwustu lat powstały tu aż trzy warstwy fresków, z których tylko jeden, Święty Jerzy i Święty Demetriusz, został oczyszczony z wielowiekowego brudu. Agios Stefanos zbudowano w X w. i od tamtej pory niewiele się zmienił. Freski są tu mało interesujące, ale warto zobaczyć niezwykłą galerię dla kobiet (ginaikonitis). Dwunastowieczny Agios Nikolaos Kasnitsi przechodzi aktualnie renowację, tak wewnątrz, jak i na zewnątrz; po jej zakończeniu będzie można podziwiać znakomite freski. Najstarszy kościół, Taksiarhes (IX w.), pod warstwami sadzy i nacieków skrywa liczne skarby; najbardziej widoczne freski, w rodzaju Matki Boskiej z Archaniołami,

pochodzą z XIV w. Najlepiej zachowane i do tego oświetlone freski znajdują się w Panagia Koumbelidiki, nazwanym tak z powodu nader niezwykłej kopuły (kibe po turecku); szczególnie zwraca uwagę wyjątkowy wizerunek Boga Ojca w Trójcy Świętej na suficie. Budowla powstawała etapami, apsydę ukończono w X w., przedsionek w XV w. Kopuła, zniszczona przez bombowce Mussoliniego, została pieczołowicie odbudowana po wojnie.

Kastoria ucierpiała też bardzo podczas wojny domowej. Platia Van Flit, obok jeziora, u nasady cypla, nazwano tak na cześć amerykańskiego generafa Van Fleeta, który w latach 1948-49 nadzorował działania Greckiej Armii Narodowej walczącej z komunistyczną Armią Demokratyczną. W 1948 r. komunistom niemal udało się opanować miasto; w sierpniu 1949 r. stoczyli zaciętą bitwę na stożkowatym szczycie Vitsi, widocznym nad północnym brzegiem jeziora, bardzo podobną do obrony góry Grammos. Jednakże najwięcej zniszczeń w dziedzictwie architektonicznym Kastorii sprawiły jednakże nie działania wojenne, a beztroska polityka władz miejskich w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych.

Kto nie gustuje zbytnio w poszukiwaniu zabytkowych budynków, może zamiast tego wybrać się na spacer ścieżką wzdłuż brzegu jeziora. Samo jezioro jest bardzo zanieczyszczone, ale ścieżka powstała celowo, z inicjatywy jednego z nielicznych w Grecji obrońców środowiska naturalnego. Wygląda to niemal jak park, zamiesz­kany w dodatku przez liczne gatunki (również dzikich) zwierząt, zwłaszcza zaś żaby, żółwie i węże wodne. W najdalszym końcu półwyspu, ok. godziny marszu, stoi klasztor Mavrotissa z pięknymi freskami w jedenastowiecznym kościele; w pobliżu jest też kemping (dla wszystkich niewrażliwych na komary).

Na koniec warto wspomnieć o nowym Muzeum Bizantyjskim koło Mitropoleos (wt.-nd. 8.30-14.30) z rozrastającą się dynamicznie kolekcją odrestaurowanych bizantyjskich ikon.

Przez groblę i dalej

Przy dalszym końcu grobli rozdzielającej oba jeziora, 4 km od rozgałęzienia, znajduje się coś, co ma uchodzić za niewielki ośrodek turystyczny: kawałek plaży nad Megali Prespa, bezpłatny, ale słabo zagospodarowany kemping plus kilka tawern. „Klub żeglarski” to w rzeczywistości czynna sporadycznie tawerna; najlepsze posiłki oferuje I Koula niedaleko wojskowego posterunku obserwacyjnego. Poniżej, obok dość głupawej „prywatnej” plaży, widać wody Mikri Prespa wpadające do większego jeziora. Kto nie zamierza tu rozbijać namiotu, najlepiej zrobi skręcając w prawo, tuż powyżej posterunku obserwacyjnego, by po 6 km dotrzeć do malowniczej wsi PSARADES, gdzie można mile spędzić czas w pięknych alejkach spacerowych czy sympatycznym kafenionie, w którym staruszkowie plotkują w osobliwym dialekcie macedońsko-greckim. Kilka ścieżek prowadzi stąd na drugą stronę jeziora, na ciekawszą kamienistą plażę; w pobliżu znajdują się dwie jaskinie-kościoły z malowid­łami naskalnymi. We wsi są pokoje do wynajęcia oraz trzy czy cztery tawerny, wszystkie prowadzone przez ludzi o nazwisku Papadopoulos; najlepszą jest chyba I Paradhosi. Tutejsze smażone ryby nie mają sobie równych w całej Grecji; wyjątkowe są też karłowate krowy stąpające po uliczkach Psarades.

Jeśli na rozstajach przy końcu grobli skręci się w lewo, to po około 2 km dociera się na molo, z którego przy odrobinie szczęścia można łodzią jakiegoś tubylca popłynąć na wysepkę Agios Ahillios z osadą o tej samej nazwie. Na wyspie zwiedzić można ruiny klasztoru, średniowiecznego kościoła i bizantyjskiej bazyliki; w tej ostatniej zachowała się na posadzce mozaika z czaplami. Wzgórze powyżej molo wspaniale nadaje się na punkt obserwacyjny dla amatorów ornitologii.

Agios Germanos

AGIOS GERMANOS to zaskakująco duża wieś — niemalże „miasto” — złożona z pokrytych dachówką domków wychodzących na widoczne w oddali Megali Prespa. Warto tu zajrzeć choćby dla dwóch maleńkich bizantyjskich kościółków z freskami pochodzącymi z czasów, gdy osada podlegała diecezji w Ochrydzie (obecnie na terytorium dawnej Jugosławii), o czym świadczą silne wpływy sztuki macedońskiej. Niższy kościół, Agios Athanasios, ostatnio był remont; jeśli go już otwarto, można będzie rzucić okiem na Świętego Krzysztofa o twarzy psa, stojącego pośród innych świętych na wprost drzwi.

Jednakże na uwagę zasługuje przede wszystkim maleńki jedenastowieczny kościół parafialny Agios Germanos przy placu, ukryty za brzydkim nowszym kościołem z 1882 r. Do bizantyjskiej budowli prowadzą osobne, nie zamykane drzwi; freski, zręcznie odrestaurowane w 1743 r., można oświetlić (wyłącznik ukryty jest w przed­sionku). Wszystkich żywotów świętych i męczenników po prostu nie sposób wymienić — kto zna grecki, może poczytać sobie katalog przy wejściu. Do najwspanialszych zalicza się Pandokratora w kopule, Narodziny i Chrzest Chrystusa na prawo od kopuły, Ukrzyżowanie i Zmartwychwstanie po lewej oraz wizerunki świętych: Piotra i Pawia, Kośmy i Damiana, Trifona i Pandelimona obok drzwi wejściowych. Z mniej konwencjonalnych tematów wymienić można Wjazd do Jerozolimy i Szymona pomagającego Chrystusowi nieść krzyż, naprzeciwko wejścia, oraz Apokalipsę wraz z Zozimasem ratującym piękną Marię w przedsionku. (Maria była aleksandryjską kurtyzaną, która, by odpokutować za grzechy, udała się na czterdziestoletnie wygnanie na pustynię. Starą i umierającą znalazł Zozimas, opat pustynnego klasztoru; tradycyjnie przedstawia się Zozimasa karmiącego Marię łyżką, niczym małe dziecko.)

Oprócz poczty — jedynej w rejonie jezior — we wsi są też miejsca noclegowe w Pelikani, naprzeciwko Agios Athanasios, z pięknymi widokami na jezioro z tarasu, oraz (lepsze) w trzech odnowionych zabytkowych domach w najwyższej części wsi, prowadzonych przez tutejsze koło gospodyń. Rezerwacje zdecydowanie wskazane, zwłaszcza w sierpniu, kiedy odbywa się tu seminarium poświęcone tańcom ludowym. Wieczorem można wybrać się na kolację do niepozornej tawerny naprzeciwko głównego kościoła.

Wjazd: Mikrolimni

Pierwszym przystankiem po drodze jest MIKROLIMNI, 5 km boczną drogą od głównej szosy w dolinie. Przy placu nad brzegiem jeziora czynna jest tawerna z miejscami noclegowymi; jezioro z pobliską wysepką Vitrinitsi, którą upodobały sobie węże, wygląda dość malowniczo, zwłaszcza przy zachodzie słońca, ale na kąpiel niespecjalnie się nadaje. Przy dalszym końcu osady stoi sporadycznie wykorzys­tywane obseratorium biologiczne, które jest dosłownie ostatnim domem w Grecji, bowiem dalej zaczyna się już Albania. Wzdłuż bardzo wąskiego w tym miejscu Mikri Prespa prowadzi wyraźny szlak, z którego często korzystają Albańczycy przechodzą­cy przez zieloną granicę. Lepiej nie odchodzić nim zbyt daleko od Mikrolimni.

Po drugiej stronie Mikri Prespa, 16 km od głównej szosy z Floriny do Kastorii, droga prowadzi na naturalną groblę oddzielającą oba jeziora. Niegdyś było to zapewne jedno wielkie jezioro, ale obecnie różnica poziomu wody wynosi aż pięć metrów. Z rozgałęzienia w tym miejscu można pojechać w prawo do AGIOS GERMANOS (4 km) lub w lewo, gdzie przy drugim końcu grobli pojawiają się kolejne rozstaje: na południe jedzie się w stronę wysepki AGIOS AHILLIOS, a na północny zachód do osady PSARADES.

Jeziora Prespa

Gdy wyjeżdża się z doliny Aliakmonas na niedawno wyasfaltowaną boczną drogę w stronę jezior Prespa, trudno zgadnąć, co czeka przy jej końcu. Dopiero na szczycie przełęczy oczom ukazuje się lśniący akwen poznaczony wyspami i skałami. W pierwszej chwili nie robi szczególnego wrażenia, ale im dłużej się tu przebywa, tym bardziej dostrzega się w tym zakątku — położonym jakby na końcu świata —jakąś niezwykłość, by nie rzec niesamowitość.

Okolice jezior Prespa — obecnie jeden z najważniejszych rezerwatów przyrody na Bałkanach — za czasów Bizancjum były ważnym miejscem wygnania dla wielu niepokornych wielmoży. Wyjaśnia to obecność zdumiewającej liczby budowli sakralnych w tej odludnej części Macedonii. W X w. na krótko przeniósł się tu dwór bułgarskiego cara Samuela, pokonanego niebawem przez bizantyjskiego cesarza Bazylego II. Za czasów Imperium Osmańskiego tereny te na powrót popadły w zapomnienie, z którego wydobyły je dopiero wojny w XX w. — w każdej z nich rejon, na swe nieszczęście, miał strategiczne znaczenie militarne. Zacięte walki toczono tu iż do greckiej wojny domowej 1947-49. (W 1988 r. świadkowie pożaru lasu na wschodnim brzegu mogli obserwować groźny spektakl, kiedy to z powodu gorąca masowo poczęły eksplodować niewypały.) Po wojnie tereny te bardzo się wyludniły; posługujący się językiem macedońskim mieszkańcy okolicznych wiosek wskutek polityki rządu próbującego ich na siłę zasymilować, emigrowali masowo do Wschodniej Europy, Północnej Ameryki i Australii. Dopiero w ciągu ostatnich dziesięciu lat we wsiach, nadal stosunkowo zacofanych i zaniedbanych, zaczęli pojawiać się ludzie, zbierający latem na polach fasolę i siano.

Mikri Prespa, położone bardziej na południu, jest na ogół płytkie i zarośnięte trzciną; jego zachodni kraniec tworzy wąską zatokę wcinającą się w terytorium Albanii. Granice Grecji, Albanii i dawnej Jugosławii spotykają się na środku głębszego Megali Prespa; wody podzielone są między poszczególne państwa nierówno, niewykluczone więc, że w przyszłości znowu stanie się to zalążkiem jakiegoś konfliktu bałkańskiego. W ciągu ostatnich kilku lat z jeziora korzystali uciekinierzy z Albanii. Obecnie oba zainteresowane rządy uzgodniły, że wszyscy nielegalnie przekraczający granicę będą odsyłani z powrotem, co odbywa się niemal każdego dnia. Jeśli wziąć pod uwagę, że przez całe lata trzeba było specjalnej • przepustki, by móc odwiedzić rejon jezior, i niepewną przyszłość tej części Bałkanów, to obecność armii greckiej jest wręcz zaskakująco niewielka. Wygląda to tak, jakby Atenom szkoda było tracić pieniądze i środki na rdzennie słowiańskie ziemie, których mieszkańcy znani są z podejrzanych sympatii politycznych.

Właściwy park narodowy, założony w 1971 r., obejmuje tylko jezioro Mikri Prespa i jego brzegi, ale strefa ochronna rozciąga się aż w głąb okolicznych gór, zapewniając dzięki temu ochronę licznym gatunkom ssaków lądowych. Niemal zawsze można tu spotkać przebiegające przez drogę lisy, znacznie bardziej ostrożne są wilki i niedźwiedzie grasujące w wyższych partiach gór; przede wszystkim jednak rejon Prespy słynie z dzikiego ptactwa. Gatunków drapieżnych żyje tu ledwo kilka, przeważają czaple, kormorany, perkozy i pelikany, które jaja składają wiosną, tak że latem zobaczyć można już duże pisklęta. Ptaki żywią się częściowo licznymi wężami, w tym żmijami i niegroźnymi wężami wodnymi, na które natknąć się można podczas kąpieli. Położenie wież obserwacyjnych, np. w miejscu zwanym Opagia, zaznaczono na tablicach z mapą parku; niestety właściwie wszystkie są zbutwiałe i nie sposób się na nie wspiąć. Nie ma jednak co narzekać: niezapomnianych wrażeń dostarcza każdy wschód słońca spędzony z lornetką na skraju trzcin (w głąb nie wolno ani wchodzić, ani wpływać na łódce).

Autobusy z Floriny jeżdżą bardzo nieregularnie, tak że praktycznie nie można poruszać się tu bez własnego środka transportu, tj. roweru górskiego lub samochodu. Nie należy też oczekiwać jakichś szczególnych usług turystycznych: jedzenie jest tu przyzwoite i niedrogie, ale bardzo proste, to samo powiedzieć można o noclegach.

Florina

FLORINA to ostatnie miasto przed granicą (13 km na północ). Na zakupy przyjeżdża tu sporo Greków i mieszkańców dawnej Jugosławii, poszukujących towarów niedostępnych w ich kraju. Można tu dostać wszystko, w tym jugosłowiańs­kie dinary — aczkolwiek lepsze kursy oferują (aktualnie) po drugiej stronie granicy.

Atrakcji turystycznych właściwie tu nie ma. Można pojechać dalej, do Jugosławii, nad jeziora Prespa (40 km na zachód) lub do Kastorii. Z tanich hoteli najlepszy jest nie objęty klasyfikacją Hotel Patera za targiem owocowym; niczego sobie jest też Hellinis przy Pavlou Mela 61. Najlepsze dania kuchni macedońskiej serwuje Taverna Orea Elladha przy głównym placu.

Podróż do „Jugosłowiańskiej Macedonii” lub Kastorii

Toczący się wolno pociąg z Floriny do Bitoli (codz. o 15.30) w „Juąosłowiańskiej, Macedonii” nit wydaje się szczególnie atrakcyjnym rozwiązaniem w porównaniu z czterema autobusami (rano i w południe) do przejścia granicznego w NIKI. Jednakże od granicy do Bitoli jest jeszcze 18 km, które jakoś trzeba pokonać. Autobusy po drugiej stronie kursują dopiero od miejscowości MĆDZITLIJA, do której 6 km można przebyć autostopem. Jedną zaletą Niki jest bank, w którym można wymienić drachmy na dinary. Przeliczniki są tu jednak — podobnie jak we Florinie — gorsze niż po drugiej stronie granicy, nie warto więc wymieniać więcej niż potrzeba na pierwszy dzień pobytu.

Do Kastorii kursuje więcej niż jeden autobus dziennie; jedzie się szosą — niedawno dopiero pokrytą asfaltem — na zachód od Floriny wspinającą się pod górę przez gęsty bukowy las na przełęcz Pisoderi (1600 m n.p.m.), gdzie czynny jest wyciąg narciarski. Dwa kilometry dalej można w razie potrzeby przenocować w Modestios Ksenonas w złożonej z kamiennych domków osadzie PISODE­RI. Po drodze, od kiedy pokryto ją asfaltem, w zimie regularnie jeżdżą pługi śnieżne; niemal przez całą drogę, aż do Kastorii, szosa biegnie wzdłuż najdłuższej rzeki w Grecji — Aliakmonas.

Naoussa

W odległości czterech kilometrów na południe od grobowców droga skręca na zachód do NAOUSSY, niewielkiego prowincjonalnego miasteczka znanego z bodaj najlepszych w Grecji win Boutari. Naoussa wraz z Verią leżą też w samym centrum sadów brzoskwiniowych, warto więc zajrzeć tu w lipcu; poza tym miasteczko słynie z niezwykle malowniczego karnawału. Jednak mimo to Naoussa jest najbardziej senna i nijaka spośród trzech miejscowości na skraju wzgórz; żyje się tu raczej miło, ale wakacje lepiej chyba spędzać gdzie indziej. Natomiast zimą zwala się tu mnóstwo Greków korzystających z dwóch znakomitych ośrodków narciarskich na pobliskiej górze Vermion.

Kto zdecyduje się jednak na postój, może wybrać się do parku Agios Nikolaos, 4 km od miasta (6 km na zachód od głównej szosy), oazy ocienionej potężnymi platanami, którym dostarczają wodę wypływające tu na powierzchnię podziemne strumienie. Na brzegach stoi kilka tawern z identycznymi cenami, oferujących m. in. pstrąga hodowlanego; najprzyjemniej położona jest Nisaki. Przenocować można w niewielkim Hotelu Vermion. Strumienie płyną dalej przez miasto, zapewniając mu nieco zieleni, dzięki czemu wygląda jak miniatura Edessy. Na południe od wielkiego kościoła z dzwonnicą, który mija się idąc od głównej drogi, leży nieduży park, przy którym ulokowała się większość restauracji i barów w Naoussie. Noclegi oferują tu dwa hotele: Kentrikon przy Konstantinidi 9  i Helios przy Megalou Aleksandrou 16.

Wyjechać można stąd właściwie tylko autobusem lub własnym środkiem transpor­tu, ponieważ stacja kolejowa oddalona jest aż o 7 km.

Lefkadia

Na południe od Edessy leży Lefkadia, której starożytnej nazwy jak dotąd nie udało się ostatecznie ustalić, ale przypuszcza się, że była to Mieza, w której nauczał niegdyś sam Arystoteles. Współczesna wieś LEFKADIA leży nieco na zachód od głównej szosy; natomiast do wykopalisk skręca się na wschód przy drogowskazie „Dwa Grobowce Królewskie”. W rzeczywistości są tu cztery macedońskie grobowce — podobnie jak w Verginie znacznie poniżej obecnego poziomu gruntu; przy jednym z nich spotkać można dozorcę, który dysponuje kluczami do pozostałych trzech.

Grobowiec ze strażnikiem, czyli tzw. Wielki Grobowiec lub Grobowiec Sądu Ostatecznego (wt.-nd. 8.30-15.00), na wschód od drogi, za torami kolejowymi, to największy odkryty macedoński grobowiec-świątynia. Pomimo starannego zabez­pieczenia cementem wody gruntowe bardzo go nadwerężyły przez stulecia; zamierza się rozłożyć go na kawałki, przenieść w inne miejsce i na powrót złożyć, kamień po kamieniu. Budowla pochodzi z III w. p.n.e. i została prawdopodobnie wzniesiona na * użytek generała, przedstawionego po lewej na jednym z ledwo widocznych fresków; generała prowadzi tu Hermes (Przewodnik Dusz Zmarłych). Freski po prawej ukazują Sędziów Hadesu — stąd wzięła się druga nazwa całego obiektu. Okazała piętrowa fasada, po części dorycka, po części jońska, obecnie wygląda raczej żałośnie; u góry na fryzie ledwo widać bitwę Persów z Macedończykami.

Większe wrażenie robi Grobowiec Anthimion. Znajduje się on 150 m dalej, przy polnej drodze, ma cztery jońskie kolumny, dwa marmurowe sarkofagi z napisami na wiekach i nieźle zachowanymi freskami. Na tympanonie widać portrety kobiety i mężczyzny, zapewne pochowanych w grobowcu; twarz mężczyzny uległa uszkodze­niu. Fronton upiększają ponadto ornamenty ozdobne i trzy gigantyczne akrokeramaty. Freski na sklepieniu pomiędzy podwójnymi portalami przedstawiają albo motywy roślinne, albo też stylizowane ośmiornice. Natomiast żaby spotkać można latem w bajorze przy pompie usuwającej wodę z terenu wykopalisk.

Dwa pozostałe grobowce zainteresować mogą chyba tylko specjalistów. Pierwszy, czyli Kinch, zwany tak od imienia duńskiego odkrywcy, znajduje się na wschód od drogi, patrząc w stronę wsi.

Drugi, Lyson-Kallikles, leży z kolei na zachód od głównej szosy, przy końcu jednokilometrowej polnej drogi, prowadzącej wśród sadów. Aby go zwiedzić, trzeba przejść pod zamkniętą zwykle kratą w sklepieniu, oryginalne wejście schowane jest bowiem pod ziemią.

Edessa

EDESSA, podobnie jak Veria, znakomicie nadaje się na przerwę w podróży. Umiarkowaną sławę miasto zawdzięcza rzece o tej samej nazwie. Ta właśnie rzeka wypływa z gór na północy, przepływa wartko przez centrum, po czym, nieco na zachód spada kaskadami w malowniczym zielonym wąwozie na równinę poniżej. Ze stacji kolejowej idzie się prosto ok. 400 metrów aż do ograniczonej murem rzeki, wzdłuż której biegnie ulica Tsimiski. Wystarczy skręcić w lewo i dochodzi się do wodospadów w parku, gdzie czynny jest hotel Ksenia i kilka kawiarni. Do bizantyjskiego mostu należy skręcić tu w prawo i iść brzegiem rzeki jakieś 600 metrów. Ścieżkami schodzącymi do wąwozu można też dotrzeć do jaskiń.

Miasteczko trudno nazwać niezwykłym, ale dzięki licznym parkom i szerokim chodnikom spaceruje się po nim bardzo przyjemnie. Co do niedrogich noclegów to polecić można przede wszystkim dość czysty, sympatyczny i cichy Hotel Olympia, 18 Oktovriou 69, koło dworca kolejowego. Nieco bardziej komfortowy, ale i hałaśliwy jest Pella przy Egnatias 30, koło dworca autobusowego. Proste, ale niedrogie i smaczne dania serwują w tawernie Varhuola przy Ikosipende Martiou 10 (również w pobliżu dworca kolejowego), w Tsarouhakis Dekaokto Oktovriou 32, i w To Roloi, niedaleko wieży zegarowej i biura OTE.

Vergina: starożytne Aigai

Wykopaliska w VERG1NIE, 20 minut jazdy na południowy zachód od Verii, w latach siedemdziesiątych zrewolucjonizowały macedońską archeologię. Profesor Manolis Andronikos (1919-1992) odkopał tu całą serię grobowców, które obecnie naukowcy jednogłośnie uznają za groby Filipa II i innych członków macedońskiej rodziny królewskiej. Oznacza to, że Vergina leży na miejscu Aigai, najstarszej stolicy Macedonii, przeniesionej później do Pełli. Znaleziska z tego terenu, najbogatsze od czasu wykopalisk w Mykenach, wystawiono w muzeum archeologicznym w Saloni­kach.

Archeolodzy nadal pracują w głównych grobowcach, w związku z czym nie wpuszcza się tam turystów, a co gorsza, nikt nie potrafi podać daty zakończenia prac wykopaliskowych. Zwiedzającym amatorom udostępniono do tej pory tylko obiekty drugorzędne, które raczej rozczarowują. Na razie turystów zjawia się tu niewielu, ale do dyspozycji mają już kilka tawern i trochę pokoi do wynajęcia; w przyjemnej okolicy można też obozować na dziko.

Wykopaliska

Starożytne Aigai było sanktuarium i królewskim cmentarzem królów Macedonii. To tutaj zamordowano i pogrzebano Filipa II; według tradycji pochowanie któregokol­wiek monarchy poza tym miejscem miało przynieść upadek dynastii — co faktycznie się stało po śmierci Aleksandra II w Azji. Zanim w listopadzie 1977 r. — po kilku latach żmudnych prac — Andronikos zidentyfikował ponad wszelką wątpliwość ruiny jako pozostałości po Aigai, uważano, że starożytna stolica znajduje się pod współczesnym miastem Edessa.

Pod kurhanem nie opodal współczesnej wsi Vergina Andronikos natrafił na dwa duże, bez wątpienia macedońskie grobowce komorowe. W pierwszym, obrabowanym jeszcze w starożytności, zachowało się jedynie ścienne malowidło przedstawiające porwanie Persefony przez Hadesa; jest to jedyne znane kompletne malowidło z czasów starożytnej Grecji. Drugi grobowiec, jeszcze bardziej okazały, z dorycką fasadą zdobioną wspaniale pomalowanym fryzem przedstawiającym polowanie na lwy, nie padł ofiarą rabusiów dzięki temu, że przemyślnie zamaskowano go gruzem. Znaleziono w nim m. in. marmurowy sarkofag ze szczerozłotą szkatułą, w której złożone były kości zmarłego; wieko szkatuły zdobiła eksplodująca gwiazda — sym­bol królewskiego rodu. Dla archeologów ważniejszym znaleziskiem było jednak pięć niewielkich głów z kości słoniowej, przedstawiających m. in. Filipa II i Aleksandra. To dzięki nim oraz śladom na czaszce, które zgadzały się ze znanym z przekazów historycznych opisem odniesionej przez Filipa rany na twarzy, zidentyfikowano ostatecznie grobowiec, jako należący do niego.

Autobusy zatrzymują się na skrzyżowaniu w dolnej części współczesnej wsi Vergina, skąd drogę do królewskich grobowców i innych wykopalisk wskazują tabliczki informacyjne. W głównym, odgrodzonym kompleksie turyści korzystać mogą jedynie z kawiarni i fontanny. Około 500 metrów dalej (na południe od wsi) obejrzeć można też tzw. „Grobowiec Macedoński”, a właściwie trzy przylegające do siebie odrębne groby, których nie należy mylić z grobowcem Filipa. Podobnie jak groby królewskie, znajdują się one znacznie poniżej obecnego poziomu gruntu i osłonięte są blaszanym dachem. Dozorca wpuszcza zwiedzających jedynie do wykopu, ale nie do samych grobów. Groby odkryli Francuzi w 1861 r.; najokazalszy ma formę świątyni z jońską fasadą z półkolumnami, pomiędzy którymi widać parę marmurowych drzwi. Wewnątrz dostrzec można tylko imponujący marmurowy tron ze sfinksami wyrzeźbionymi po bokach i na oparciach dla rąk i nóg. Dwa sąsiednie groby, w których nadal pracują archeolodzy, podobno wyglądają niemal identycz­nie.

Kilkaset metrów dalej, na niskim pagórku przy końcu tej samej drogi, stoją ruiny pałacu Palatitsa (wt.-nd. 8.30-15.00; 400 dr). Kompleks powstał przypuszczalnie w III w. p.n.e. jako letnia rezydencja dla ostatniego wielkiego króla Macedonii, Antingonusa Gonatusa. Zachowało się niewiele więcej niż fundamenty, ale pośród fragmentów kolumn i ich kapiteli można dostrzec potrójne propyleje (bramę wjazdową) prowadzące na środkowy dziedziniec. Sam dziedziniec otoczony jest szerokimi portykami i kolumnadami; po południowej stronie zachowała się technicznie poprawna, ale artystycznie niezbyt zachwycająca mozaika. W sumie cała równina, poznaczona kurhanami z epoki żelaza (X-VII w. p.n.e.), nad którymi góruje majestatyczny dąb, jest całkiem atrakcyjna i może się podobać. W ziemi zapewne czeka na odkrywców jeszcze wiele fascynujących budowli; do tej pory odkopano dwa rzędy starożytnego teatru, w którym — według opisu osobistego sługi króla — zamordowano Filipa II.