Archive for the ‘Macedonia i Tracja’ Category

Wybrzeże w stronę Kavali

Podróż z Sithonii lub Athos w kierunku Kavali sprawia zaskakująco dużo kłopotów, ponieważ autobusy z obu półwyspów z powrotem kursują jedynie do Salonik. Odległość między trasą autobusów z Salonik na Półwysep Chalcydycki i z Salonik do Kavali wynosi jednakże zaledwie 16 km, które nie dysponując własnym pojazdem można pokonać autostopem, zwłaszcza że po drodze leży kilka całkiem sympatycz­nych miejscowości.

Z autobusu z Ouranopolis do Salonik należy wysiąść w nadmorskim miasteczku górniczym STRATONI, skąd wyasfaltowana niedawno droga prowadzi 15 km na północ do nadmorskiego kurortu OLIMBIADA, z którego można łatwo wydostać się autobusem na autostradę z Salonik do Kavali. Olimbiada nadal jest stosunkowo mało popularna, oferuje pokoje do wynajęcia, dwa oficjalne kempingi na północ od wsi i trzy tawerny przy południowej zatoce; najtańsza i najprzyjemniejsza jest Kapetan Manolis/Platanos przy betonowym molo. W tej części wybrzeża lokalnym przysmakiem są małże (midia), specjalnie hodowane w morzu i podawane najczęściej w ostrym sosie serowym. Plaże są niczego sobie, ale jeszcze lepsze można znaleźć cofając się 2-3 km w stronę Stratoni, za cyplem z pozostałościami murów starożytnej Stagiry, w której urodził się Arystoteles.

STAVROS, 10 km na północ od Olimbiady (po drodze leży kilka średnio dostępnych zatoczek) to ruchliwa miejscowość z pięknymi platanami nad morzem, chętnie odwiedzana przez Greków, Słowian i Niemców. Najtańszym z pięciu niedrogich hoteli jest Avra Strymonikou, ale najczęściej śpi się tu w pokojach lub na oficjalnym kempingu za plażą.

Cztery km dalej biegnie główna autostrada E-90; pierwsza napotkana miejs­cowość — ASPROVALTA — może wywołać szok estetyczny w „każdym, kto przywykł nieco do krajobrazów Półwyspu Chalcydyckiego. Przy ruchliwej drodze leży oto brzydka betonowa, niechlujnie zabudowana dziura ze skalistymi plażami, będąca letnim przedmieściem Salonik, co podkreślają jeszcze częste autobusy miejskie z Platia Dikastirion.

Po drugiej stronie rzeki Strimonas autobusy dalekobieżne skręcają zwykle w głąb lądu, w stronę góry Pangeo; dysponując własnym pojazdem można jednak pojechać do Kavali wzdłuż wybrzeża. LOUTRA ELEFTHERON, 2 km od morza, to staroświeckie uzdrowisko w oazie nad rzeką; w gorących źródłach dość trudno się kąpać, a stara turecka łaźnia zwieńczona kopułą jest nieczynna, kuracjuszom pozostały więc jedynie kryte baseny (czynne rano i wieczór).

W pobliżu Nea Peramos — obok bardzo prowizorycznych kempingów pośród winnej latorośli — wąska boczna droga odchodzi od głównej szosy w stronę najwspanialszych we wschodniej Macedonii plaż z wielkimi wydmami. W samym NEA PERAMOS, 14 km przed Kavalą, stoi po jednej stronie piaszczystej zatoki mało znany zamek; można tu poczekać na jeden z czterech w sezonie promów na Thassos. Noc można spędzić na kempingu Anatolia; dwa inne kempingi między Nea Peramos a Kavalą to Estella, 5 km na wschód, i drogi, mało przyjemny Batis należący do EOT, 10 km dalej, przed samą Kavalą.

Życie na Athos

Z diamonitirionem w garści można otrzymać bezpłatny nocleg i wyżywienie w każdym dużym klasztorze i w niektórych skitiach. Mnisi z zasady nie przyjmują oferowanych im pieniędzy, jedynie prawosławni pielgrzymi zachęcani są do kupowa­nia świec, kadzideł, reprodukcji ikon i temu podobnych dewocjonalii, których produkcją zajmują się skitia. Noclegi, zwykle w salach sypialnych, są dość spartańskie, ale zawsze można liczyć na koce i pościel, nie trzeba więc dźwigać ze sobą śpiwora. Jedzenie na Athos jest niemal w całości własnej produkcji, w jadło­spisie dominują pomidory, fasola, ser i makaron, niekiedy dochodzi do tego jeszcze helva i owoce. Na najobfitszy posiłek w tygodniu, po niedzielnej mszy, podaje się rybę i wino. Na ogół je się tylko dwa posiłki dziennie, raz późnym rankiem, drugi raz na półtorej-dwie godziny przed zachodem słońca. W znacznej mierze trzeba zatem opierać się na własnym prowiancie, zwłaszcza suszonych owocach, orzechach i słodyczach. (Jeśli ktoś spóźni się na wieczorny posiłek, może liczyć na resztki, pozostawiane specjalnie dla spóźnialskich; podczas długich marszów od jednego klasztoru do drugiego jest się jednak zdanym wyłącznie na siebie.) W Karies jest kilka skromnie zaopatrzonych sklepów, ale dla oszczędności czasu lepiej zakupić prowiant przed wyprawą na Athos.

Kto zamierza poruszać się od jednego klasztoru do drugiego na piechotę, powinien zaopatrzyć się w jakąś mapę: albo zatytułowaną po prostu „Athos” w skali 1:50 000, wydaną w Austrii, autorstwa Reiholda Zwergera i Klausa Schópłleuthnera (Wohl-mutstr 8, A 1020 Wien), zwykle do nabycia za 1500 dr w Ouranopolis, albo w zwykłą mapkę poglądową z naniesionymi wszystkimi drogami i szlakami na Górze, autorstwa Theodorosa Tsiropoulosa z Salonik. Mapa wydana przez magazyn Korfes jest już przestarzała i zawiera potencjalnie niebezpieczne błędy, ale i tak bije na głowę całą tandetę oferowaną naiwnym turystom w Ouranopolis. Nawet jeśli dysponuje się mapą, trzeba w każdym klasztorze prosić o pokazanie początku danej trasy, potwierdzenie jej długości i skali trudności. Bezustannie buduje się nowe drogi, a opuszczone stare szlaki w tutejszym klimacie potrafią całkowicie zarosnąć w ciągu zaledwie dwóch lat.

W razie potrzeby można też skorzystać z kaik, regularnie kursujących między głównymi klasztorami. Statek powrotny odpływa z Agias Annas do Dafni latem ok. 8.00, z połączeniem w stronę „granicy” parę minut po południu. Po drugiej stronie półwyspu statek odpływa z Megistis Lavras do Ierissos ok. 14.00. Latem co drugi dzień kursuje też wokół czubka półwyspu kaik z Megistis Lavras do Agias Annas, z przystankiem po drodze w skiti Kavsokalivion.

Jakkolwiek się podróżuje, zawsze trzeba dotrzeć do celu przed zmrokiem, ponieważ wszystkie klasztory i wiele skitii zamyka o zachodzie słońca bramy wejściowe, pozostawiając lekkomyślnych turystów na pastwę dzików i (podobno) kilkunastu wilków. Po przybyciu na miejsce należy poszukać arondarisa (mnicha zajmującego się gośćmi), który częstuje każdego tradycyjnym typouro (rodzaj alkoholu) i loukumi (przysmak turecki), po czym wskazuje łóżko. Obecnie wielu arondarisów włada, przynajmniej na elementarnym poziomie, językiem angielskim, a to dzięki coraz większej liczbie nowicjuszy z Cypru, Australii lub starannie wykształconych rodzin greckich.

Rozkład dnia w klasztorach sprawia trochę kłopotu, zależy bowiem od pory wschodu i zachodu słońca. Po północno-wschodniej stronie półwyspu za godzinę dwunastą uważa się moment wschodu, po przeciwnej stronie natomiast zegary często wskazują południe o zachodzie słońca. „Światowy” czas obowiązuje jedynie w Vatopediou, wskazują go też zegarki prawie wszystkich mnichów. Powszechnie natomiast przestrzega się kalendarza juliańskiego, opóźnionego o 13 dni w stosunku do reszty świata; według niego podaje się też datę na diamonitirionach. Do coraz większej liczby klasztorów dociera energia elektryczna, ale ma to niewielki wpływ na rytm życia mnichów: nadal chodzi się spać wkrótce po zachodzie słońca i tego samego oczekuje się od turystów. Czasami we wczesnych godzinach rannych mnisi wstają, by pomedytować lub postudiować w samotności, a potem wziąć udział w jutrzni (orthros). O wschodzie słońca robi się spokojnie; nieco później rozpoczyna się akolouthia, czyli główna msza. Potem, między 9.30 a 11.30 w zależności od pory roku, nadchodzi pora posiłku. Popołudnie przeznaczone jest na pracę fizyczną aż do nieszporów (esperinos), odprawianych latem niemal trzy godziny przed zachodem słońca (znacznie mniej w zimie). Zaraz potem spożywa się wieczorny posiłek, po którym następuje krótka apodipno (kompleta).

Kilka słów o właściwym zachowaniu i postępowaniu w stosunku do gospodarzy (i vice versa), czasem bowiem dochodzi do wielu nieporozumień, spowodowanych obwinianiem drugiej strony o — faktyczny lub urojony — brak szacunku. Turyści powinni zawsze pamiętać o okrywaniu całego ciała, nawet wychodząc z sali sypialnej do ubikacji; należy wkładać długie spodnie i koszulki z rękawem przynajmniej do połowy ramienia oraz nie używać nakryć głowy w obrębie klasztoru. Kąpać należy się jedynie w miejscach odludnych, nigdy nago. Palenie papierosów zabronione jest w prawie wszystkich osadach, jednak w niektórych turyści mogą robić to na balkonach. Palenie na szlakach jest z powodu zagrożenia pożarowego przestępst­wem. Nie wolno śpiewać, gwizdać i używać podniesionego głosu; należy się też wystrzegać trzymania rąk za plecami i zakładania nóg w pozycji siedzącej — uchodzi to bowiem za oznakę arogancji i lekceważenia. Chcąc zrobić zdjęcie mnichom, należy zawsze spytać o zgodę; w kilku klasztorach fotografowanie jest całkowicie za­bronione. Poza tym nie należy wtykać nosa w każdy kąt, nawet jeśli jakieś pomieszczenie wydaje się otwarte dla gości.

Klasztory i ich mieszkańcy bardzo różnią się pod względem stosunku do gości z zewnątrz; reputacja poszczególnych monasterów, zasłużona bądź nie, jest ulubio­nym tematem plotek, jakimi wymieniają się przygodnie napotkani turyści z za­granicy. Wyznawcy religii innej niż prawosławie są często uprzejmie ignorowani, a gdzieniegdzie nie mogą wręcz uczestniczyć we wspólnej mszy czy posiłku z mnichami. Inne klasztory dla odmiany są niezwykle gościnne i chętnie spełniają wszelkie prośby podróżnych bez względu na ich wyznanie. Zdarza się, że w przeciągu

dziesięciu minut w jednym i tym samym miejscu można zetknąć się z objawami skrajnego fanatyzmu i rozbrajającej uprzejmości, bardzo trudno więc wyciągać jakiekolwiek wnioski o całej republice mnichów, jak i o poszczególnych.klasztorach. Jeśli ktoś nie jest nie tylko wyznawcą prawosławia, ale nawet chrześcijaninem i rozumie jako tako grekę, wcześniej czy później usłyszy najprawdopodobniej, że skończy w piekle, o ile czym prędzej nie nawróci się na Prawdziwą Wiarę. Wielu osobom może wydawać się to nader obraźliwe, ale pamiętać należy, że mnisi oczekują przede wszystkim pielgrzymów religijnych, a nie turystów, i że ich powinnością jest zaangażowanie, a nie tolerancja. Na ogół mnisi, którzy posiedli pewne wykształcenie lub znają jako tako języki, okazują życzliwe zainteresowanie każdym gościem i udostępniają mu nawet swe biblioteczki. I na koniec jeszcze jedna informacja praktyczna: idiorytmiczne skitia i kellia nie są zobligowane przez reguły klasztorne do gościnności, więc by otrzymać w nich nocleg, trzeba tam kogoś znać.

Wizy i wjazd

Jeszcze dwadzieścia lat temu turyści z zagranicy mogli zwiedzać Athos bez przeszkód, ale w początkach lat siedemdziesiątych ich liczba wzrosła tak bardzo, że trzeba było wprowadzić specjalny system wiz, o które nie muszą ubiegać się jedynie Grecy i — do pewnego stopnia — wyznawcy prawosławia innych narodowości.

Pierwszym posunięciem w celu uzyskania wizy upoważniającej do wjazdu i pobytu na Athos jest zdobycie listu polecającego z ambasady lub konsulatu w Atenach bądź Salonikach (adresy podano w odpowiednich rozdziałach). List, za wydanie którego pobierana jest opłata, powinien być jedynie formalnością, aczkolwiek urzędnicy często sugerują, by najpierw skontaktować się z właściwym ministerstwem greckim i sprawdzić, czy dysponuje ono wolnymi miejscami w interesującym nas terminie. Najlepiej poprosić, by w liście znalazło się sformułowanie, iż jest się studentem lub naukowcem specjalizującym się w sztuce, religioznawstwie czy architekturze — bądź po prostu „literatem”, przez co rozumieć można każdą osobę, która coś opub­likowała lub dopiero zamierza opublikować w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Z listem polecającym należy udać się albo do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Atenach (Zalakosta 2, pokój 73, III piętro; pn., śr. i pt. 11.00-14.00), albo do Ministerstwa Macedonii i Tracji w Salonikach (Platia Dikitiriou, pokój 218; pn.-pt. 11.00-14.00). Po wręczeniu listu otrzymuje się wizę na cztery dni pobytu na Athos, z określoną datą wjazdu. Latem, kiedy o wizę należy starać się przynajmniej dwa miesiące naprzód, data ta niekoniecznie musi odpowiadać naszym planom. Każde z obu ministerstw dysponuje pulą dziesięciu miejsc dla obcokrajowców wszystkich narodowości na każdy dzień w roku, co daje razem dwudziestu nowych turystów na Athos dziennie. Jeżeli więc na interesujący nas termin wyczerpał się limit w jednym ministerstwie, można jeszcze próbować w drugim, aczkolwiek gwarancji żadnych nie ma.

Na Athos autobusem KTEL z Salonik jedzie się na Półwysep Chalcydycki (albo z nowego wielkiego dworca, albo ze starego terminalu przy Karakassi 68) do OURANOPOLIS lub IERISSOS (zob. wyżej „Na wschód, w stronę świeckiej części Athos”). Z Ouranopolis przynajmniej jeden statek kursuje dziennie do Dafni, głównego portu na południowo-zachodnim wybrzeżu Athos, skąd można popłynąć dalej do skiti Agias Annas. Jeżeli wyrusza się w drogę w pierwszym dniu ważności wizy, trzeba pojechać najwcześniejszym autobusem KTEL (6.00), tak by zdążyć na statek. W Ierissos statek zwykle odpływa przed przyjazdem porannego autobusu, konieczny jest tu więc nocleg — rano może się w dodatku okazać, że z powodu sztormu w ogóle odwołano rejs. Wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża statki pływają aż do klasztoru Iviron, a często nawet do Megistis Lavras, po czym niezwłocznie wyruszają w drogę powrotną. Z Ouranopolis do Dafni płynie się ok. 90 minut, z Ierissos do Ivironu ponad dwie godziny.

W pierwszym porcie, do którego zawija statek — Zografou na wybrzeżu południowo-zachodnim, Hilandariou na północno-wschodnim — wszyscy pasaże­rowie muszą zejść na ląd i przejść na posterunek policji, gdzie oddaje się wizę z ministerstwa (oraz 2000 drachm) i otrzymuje w zamian dokument zwany diamonitirion, upoważniający do pobytu we wszystkich głównych klasztorach. Potem można albo zostać na lądzie, albo popłynąć dalej statkiem do dowolnego portu — statki zawijają do każdej przystani po drodze. Obecna procedura znacznie się uprościła, bowiem dawniej trzeba było specjalnie jechać z Dafni lub Ivironu autobusem do Karies, gdzie załatwiano wszelkie formalności papierkowe, co pochłaniało pół dnia cennego czasu.

Wielu turystów próbuje załatwić sobie przedłużenie czterodniowej wizy. Mija się to z celem z tego prostego powodu, że każda prośba jest rutynowo odrzucana. W praktyce jednak nikt nie będzie specjalnie krzyczał, jeśli nasz pobyt*przedłuży się do pięciu, czy nawet siedmiu dni; wyjątkiem jest jedynie szczyt sezonu letniego, kiedy w klasztorach po prostu brakuje miejsc noclegowych. Bardzo rzadko zdarza się, by ojcowie odpowiedzialni za podejmowanie turystów prosili kogokolwiek o okazanie diamonitirionu, a tym bardziej dokładnie go sprawdzali; czterodniowy limit wprowa­dzono przede wszystkim po to, by zniechęcić maruderów i różnych cwaniaków nadużywających gościnności mnichów.

Jeśli ktoś zachowuje się jak autentyczny pielgrzym i każdy dzień spędza — zgodnie z wymogami — w innym klasztorze, może bez problemu przedłużyć nieco pobyt na własną rękę. I na odwrót: jeśli mnisi uznają, że ktoś zachowuje się wyjątkowo niestosownie i niegrzecznie, nie okażą mu gościnności, nawet jeśli przebywa na Athos zupełnie legalnie. Jak przypominają liczne napisy na ścianach, „Gościnność nie jest niczyim obowiązkiem”.

Republika Teokratyczna: nieco historii

Na mocy ustawy z 1926r. Athos uzyskał status „Republiki Teokratycznej”. Rządy sprawuje tu ze stolicy w niewielkim miasteczku Karies Agia Epistasia („Święta Inspekcja”), czyli rada złożona z dwudziestu przedstawicieli wybieranych co roku w każdym klasztorze. Athos to terytorium neutralne i autonomiczne, od 1913 włączone do Grecji. Wszyscy mnisi obcego pochodzenia muszą przyjmować greckie obywatelstwo, a rząd grecki utrzymuje tu swego gubernatora i niewielki oddział policji.

Każdy monaster ma swoje wyraźne, odrębne miejsce w hierarchii klasztorów: prestiżowe pierwsze miejsce zajmuje Megistis Lavras, dwudzieste — Kastamonitou. Wszystkie pozostałe osady podlegają któremuś z dwudziestu „rządzących” klasz­torów i dzielą się na skitia (albo nieduża grupa budynków, albo zabudowania niczym na oko nie różniące się od zwykłego klasztoru), kellia (rodzaj gospodarstwa rolnego) i isikastiriony (samotna pustelnia, często jaskinia). Na Athos mieszka tyle samo mnichów co osób świeckich, zatrudnionych przez klasztory w charakterze pracow­ników fizycznych, głównie w rolnictwie.

Historia klasztorów na Athos nie jest do końca jasna, z faktami często przeplatają się legendy. Najpopularniejsza powiada, że kiedy Matka Boska płynęła na Cypr, wiatry przygnały statek ku tutejszym brzegom; Maryja zachwyciła się górą cudownej piękności, a tajemniczy głos poświęcił to miejsce w jej imieniu. Wedle innych źródeł pierwszy klasztor ufundował w IV w. Konstantyn Wielki, ale jest to zdecydowanie zbyt wczesna data. Najwcześniejsza wzmianka w przekazach historycznych dotyczą­ca mnichów z Athos pochodzi z 843 r., kiedy to wzięli oni udział w pracach rady cesarzowej Teodory; najprawdopodobniej pierwsi mnisi pojawili się tu pod koniec VII w. Athos szczególnie odpowiadał wczesnochrześcijańskiemu życiu klasztor­nemu; jego odludne stoki zapewniały bowiem doskonałą izolację, od świata zewnętrznego — zwłaszcza od Arabów na wschodzie i ikonoklastów w Cesarstwie Bizantyjskim (VIII-IX w.). Co więcej, wyjątkowe piękno tej ziemi, które tak urzekło Matkę Boską, ułatwiało niewątpliwie nawiązywanie mistycznego kontaktu z Bo­giem.

Pośród pierwszych mnichów największą sławą cieszyli się Piotr Atonita i św. Eutymiusz z Salonik; w połowie IX w. obaj wiedli żywot pustelników w jaskiniach na zboczach góry. W 885 r. cesarz Bazyli I w specjalnym edykcie uznał Athos za wyłączną własność mnichów (według innych źródeł uczynił to w VII w. cesarz Konstantyn) i pustelnicy poczęli stopniowo organizować się w społeczności zwane cenobiami (dosł. „wspólne życie”). Rok 963 tradycyjnie zwykło się uważać za datę powstania pierwszego klasztoru, Megistis Lavras, założonego przez Atanazjusza Atonitę; znacznego wsparcia finansowego udzielił dla tego zbożnego celu cesarz Nicefor Fokas. Przez następne dwa wieki, przy poparciu kolejnych władców bizantyjskich przybywały dalsze monastery; w sumie powstało ich czterdzieści (podobno w każdym mieszkało aż tysiąc mnichów), nie licząc pomniejszych osad.

Kłopoty zaczęły się pod koniec XI w., kiedy kilkakrotnie zjawili się tu żądni łupów piraci. Jeszcze większym zagrożeniem okazało się osiedlenie w okolicy 300 wołoskich rodzin pasterskich. Po różnych skandalizujących jakoby kontaktach między mni­chami a pasterkami, Wołochów ostatecznie przegnano, a nowa cesarska chryzobulla zabroniła wstępu na Athos wszelkim istotom płci żeńskiej — tak kobietom, jak i samicom zwierząt. Edykt ów, zwany avatonem, obowiązuje po dziś dzień.

W XII w. klasztory zaistniały na arenie międzynarodowej, przynajmniej w obrębie Kościoła Prawosławnego, masowo zaczęli tu bowiem napływać mnisi z Rumunii, Rusi, i Serbii, uciekający przed wstrząsami doczesnego świata. Sam Athos padł ofiarą najazdów frankońskich w okresie okupacji Konstantynopola (1204-61); również potem musiał się przeciwstawiać naciskom unionistów z Salonik, dążących do połączenia z Kościołem Katolickim; na dziedzińcu Zografou stoi pomnik ku czci mnichów poległych w walce o niepodległość Kościoła Prawosławnego. W XIV w. straszliwych spustoszeń dokonali tu w ciągu dwóch lat katalońscy najemnicy, ale monastery podźwignęły się ze zniszczeń, przede wszystkim dzięki hojnym Serbom; wiek XV i XVI to ponowny okres świetności.

Po zdobyciu Konstantynopola przez Turków mnisi przezornie postanowili nie protestować i utrzymywali dobre stosunki z każdym kolejnym sułtanem, z których jeden złożył nawet oficjalną wizytę państwową na Athos. Pod koniec średniowiecza pojawiły się kłopoty ekonomiczne związane ze słonymi podatkami i konfiskatami. Klasztory broniły się wprowadzając w miejsce wspólnoty majątkowej idiorytmiczną formę życia klasztornego, w której poszczególni mnisi mieszkają i modlą się w luźnej społeczności, ale pracują i jedzą osobno. Athos pozostał jednak duchowym centrum prawosławia i w XVII i XVIII w. był nawet w stanie budować i utrzymywać własne szkoły.

Prawdziwy upadek nastąpił po Powstaniu Greckim, w którym wielu mnichów walczyło ramię w ramię z powstańcami. W Macedonii z buntownikami rozprawiono się bez trudu, Turcy utrzymali się u władzy, a największymi przegranymi okazali się mnisi. Na górze osadzono stały garnizon turecki, zaś liczba mieszkańców republiki gwałtownie spadła, bowiem po powstaniu na południu niepodległej Grecji Kościół grecki zaczął mieć nieco inne priorytety.

Na przełomie XIX i XX w. próżnię usiłowali wypełnić prawosławni mnisi z zagranicy, zwłaszcza z Rosji (przed rewolucją październikową). Ojcowie Athos zawsze jednak byli przeciwni wszystkim tym rozwiązaniom, które mogłyby pod­ważyć greckość Świętej Góry i obstawali przy tym nawet za cenę utraty materialnej, zamożności. W początkach lat sześćdziesiątych liczba mnichów osiągnęła najniższy poziom w historii: ledwo tysiąc (w czasach świetności było ich ok. 20 tysięcy). Dzisiaj sytuacja nieco się poprawiła, mnichów jest około 1700, znacznie przy tym obniżyła się średnia wieku.

Pewien wzrost zainteresowania życiem klasztornym po części spowodowany jest przesytem wszechobecnym materializmem, ale przede wszystkim falą nader wojow­niczego sekciarstwa, które ogarnęło tak Świętą Górę, jak i cały Kościół Prawosław­ny. Aktywna rekrutacja i ewangelizacja zaowocowały całą rzeszą nowicjuszy ze wszystkich kontynentów, co szczególnie widoczne jest w takich klasztorach jak Simopetra, Filotheou i Vatopediou.

Krytycy, w tym przynajmniej jeden niezadowolony były mnich, twierdzą jednak, iż owi zeloci dość brutalnie obchodzą się z niektórymi tradycjami na Athos, zmuszając np. wiele klasztorów idiorytmicznych do zmiany statusu na cenobityczny. Nowi mnisi próbują też — co przypomina sytuację z początków wieku — rekrutować kolejnych nie-greckich braci i przyjmować pielgrzymów z ojczystych krajów, podważając tym samym wspólne cele Kościoła Prawosławnego i hellenizmu. Spory tego rodzaju wydawać się mogą czymś zaskakującym we wspólnocie oddającej się przede wszystkim doskonaleniu ducha, ale pamiętać należy, że walki doktrynalne zawsze odgrywały istotną rolę w historii monasterów na Athos, że większość mnichów nadal stanowią Grecy i że przywdzianie habitu bynajmniej nie zabiło w nich wrodzonych skłonności do politykierstwa. Paradoksalnie zresztą owe kontrowersje świadczą tym dobitniej o odrodzeniu duchowym na Athos, republika mnichów znowu bowiem zaistniała na arenie politycznej.

Góra Athos

Na górze Athos od niemal tysiąca lat wszyscy mieszkańcy są płci męskiej (dotyczy to również zwierząt domowych). Zakaz wstępu kobiet ustanowił w 1060 r. w specjal­nym dekrecie zwanym Avaton bizantyjski cesarz Konstantyn Monomachos. Owa Agion Oros („Święta Góra”) administracyjnie stanowi autonomiczną część Grecji — „republikę mnichów” — na którą składa się dwadzieścia klasztorów wraz z należącymi do nich pomniejszymi osiedlami i pustelniami.

Większość klasztorów powstała w X i XI w. Dzisiaj są nieco zapuszczone, ale pod względem architektonicznym nie mają sobie równych; to samo zresztą odnosi się do przechowywanych tu dzieł sztuki. Gorąco zachęcamy do wizyty wszystkich męż­czyzn, którzy ukończyli 18 lat i są autentycznie zainteresowani życiem klasztornym, kościołem prawosławnym lub po prostu architekturą bizantyjską i średniowieczną. Załatwienie formalności, albo w Salonikach, albo w Atenach (zob. dalej), zabiera kilka godzin, ale stanowczo warto je poświęcić. Pomijając nawet aspekt religijny i architektoniczny, półwysep — mimo kilku straszliwych pożarów i nadmiernego wyrębu lasów w ostatnich latach — pozostaje jednym z najpiękniejszych rejonów Grecji. Ponieważ jeździ tu tylko kilka samochodów ciężarowych i dwa autobusy, a wzdłuż wybrzeża od czasu do czasu pływają łodzie, drogę od jednego klasztoru do drugiego pokonuje się głównie na piechotę — najlepiej ścieżkami w gęstym lesie na stokach najwyższego szczytu, powyżej bodaj ostatnich w basenie Morza Śródziem­nego odcinków wybrzeża zupełnie nie tkniętych działalnością człowieka. Dla wielu turystów kontakt z tutejszą przyrodą jest równie doniosłym przeżyciem jak wizyta w klasztorach na Świętej Górze.

Na wschód, w stronę świeckiej części Athos

Z Ormos Panagia prowadzi kręta, częściowo pokryta asfaltem droga do Ierissos u nasady półwyspu Athos. Nie kursuje tędy żaden autobus i jeśli nie dysponuje się własnym pojazdem, trzeba cofnąć się aż do GERAKINI i stamtąd pojechać do stolicy Półwyspu Chalcydyckiego, POLIGIROS, mało ciekawego miasteczka z jeszcze mniej ciekawym muzeum archeologicznym. Stąd lub z AGIOS PRODROMOS, 20 km na północ, można złapać autobus na Athos. Jedzie on przez miejscowość ARNEA z ładną starą dzielnicą i znanymi tkaninami, zbytnio robiony­mi jednak „pod turystów”. Można zajrzeć tu po drodze, ale na noc trzeba pojechać gdzie indziej, bowiem tutejszy hotel został już zlikwidowany.

Jeśli komuś wyda się to nazbyt skomplikowane, może spróbować dostać się z Ormos do Ierissos autostopem; trzydzieści kilka kilometrów drogi eto GOMATI pokryto już niemal w całości asfaltem, pozostałe 10 km na południowy wschód czeka to samo w najbliższej przyszłości. Zatrzymać się można jedynie w dawnej wiosce rybackiej PIRGADIKIA, obecnie opanowanej przez niemieckich letników.

IERISSOS, z niezłą, długą plażą i szeroką zatoką jest chyba najlepszą miejscowością wypoczynkową w „świeckiej” części Athos, aczkolwiek samo mias­teczko, oddalone sporo od morza, składa się ze sterylnych betonowych domów zbudowanych po straszliwym trzęsieniu ziemi w 1932 r. Jedyną pozostałością ery przedturystycznej jest położona nieco na południu stocznia, w której buduje się kaiki. Oprócz licznych pokoi do wynajęcia są tu też dwa niedrogie hotele: prosty Akanthos i nieco bardziej luksusowy Marcos, oraz dwa prymitywne kempingi (jeden przy północnym krańcu miasteczka, drugi przy drodze do Nea Roda). Plaża jest zdumiewająco nie zniszczona — czyn­nych jest tu ledwo kilka tawern i barów (najbardziej staroświeckie są Tu Kolatsi i ten na północnym kempingu). Wspomnieć trzeba też o poczcie, dwóch bankach i letnim kinie obok kempingu, Ierissos jest też głównym portem, z którego można dostać się do północno-wschodniej części półwyspu Athos; latem statki odpływają codz. o 8.30; zimą 3-4 razy w tygodniu w zależności od pogody (częste sztormy).

Za Ierissos droga dociera do miejscowości NEA RODA, która pod względem architektonicznym bardzo przypomina sąsiada. Jest tu niewielka plaża, warto też pamiętać, że można tu wsiąść na poranny statek z Ierissos. Kawałek dalej droga skręca w głąb lądu, w stronę bagnistej depresji — jedynej pozostałości po Kanale Kserksesa, wykopanym na rozkaz perskiego króla w 48 r. p.n.e. po to, by jego flota nie musiała stawiać czoła sztormom na czubku Athos, które uniemożliwiły inwazję jedenaście lat wcześniej. Na południowo-zachodni brzeg wyjeżdża się w Tripiti, nie tyle nawet osadzie, co przystani promowej, z której można popłynąć na wysepkę AMOULIANI (latem, zwłaszcza w weekendy, regularne rejsy). Na dalszej, południowo-zachodniej stronie wyspy leży piękna plaża Alikes z kempingiem o tej samej nazwie i niewielką tawerną.

Wieś na wyspie, przez kilkadziesiąt lat z trudem wiążąca koniec z końcem jako rybacka osada uchodźców znad morza Marmara, przyzwyczaja się stopniowo do raczej niespodziewanego najazdu zamożnych Greków i turystów z zagranicy — obecnie można tu nawet wypożyczyć sprzęt do nurkowania.

Piętnaście km dalej, w OURANOPOLIS, ostatniej miejscowości przed granicą republiki mnichów, jest w odróżnieniu od Ierissos jakby ciasno. Centrum jest cokolwiek tandetne, nazbyt jakby poddające się tłumom niemieckich wczasowiczów i Greków spędzających tu chętnie weekendy. Piaszczyste plaże, choć ciągną się z przerwami przez kilka kilometrów na północ, bywają zatłoczone. Mniej plażowi­czów spotyka się nad kamienistymi zatoczkami, położonymi w przeciwnym kierunku (w stronę granicy republiki). Jeśli ktoś zmuszony jest spędzić tu cały dzień w oczekiwaniu na wjazd do republiki Athos, najlepiej zrobi wybierając się, np. wypożyczoną łodzią motorową, na pobliski miniarchipelag Drenia z niemal tropikal­nymi plażami i tawernami na każdej większej wysepce.

Jedyną atrakcją w Ouranopolis jest bizantyjska wieża Fosfori koło przystanku autobusowego. Przez niemal trzydzieści lat mieszkał w niej Sydney Loch, autor książki A thos: the Holy Mountain (Athos: Święta Góra), wydanej pośmiertnie w 1957 r., ale nadal będącej znakomitym przewodnikiem po klasztorach. Sydney Loch i jego żona Joyce, która zmarła w wieży w 1982 r., byli szkocko-australijską parą misjonarzy, którzy poświęcili znaczną część swego życia pomagając uchodźcom osiedlonym na Półwyspie Chalcydyckim. Niestety coraz szybciej znikają tutejsze, stworzone przez nich, tkalnie dywanów.

Sithonia

Im bardziej na wschód i dalej od głównych ośrodków wypoczynkowych, tym bardziej Półwysep Chalcydycki robi się przyjemny; zmieniają się nawet krajobrazy, w których pojawią się coraz więcej zieleni. Niewysokie zrazu wzgórza stopniowo rosną osiągając w rejonie Świętej Góry, widocznej po drugiej stronie zatoki ze wschodniego wybrzeża Sithonii, wysokość dwóch tysięcy metrów. Co do samego półwyspu, to Sithonia jest bardziej urwista, ale bogatsza w roślinność niż Kassandra; i tutaj jednak istnieje niewiele wiosek, założonych głównie w latach dwudziestych przez imigrantów z Turcji. Zbocza porastają sosny, bliżej morza ustępujące oliwkom. Nieduże piaszczyste zatoczki ze stosunkowo niewielkimi kempingami i tawernami stanowią przyjemną odmianę po hałaśliwych kombinatach Kassandry.

O zmianie na lepsze informuje położona w zachodniej części nasady półwyspu wioska o wymownej nazwie METAMORFOSI („Przemienienie”). Plaża jest tu co prawda ledwo przeciętna, ale w morzu pływa się po prostu wspaniale. Oprócz hotelu kat. D, Golden Beach, i umeblowanych mieszkań w rodzaju Olympic Bibis jest tu też kemping. Camping Sithon, położony kilka kilometrów dalej. Koło placu czynnych jest kilka tawern.

Wjeżdżając na właściwy półwysep Sithonia najlepiej wybrać drogę wzdłuż wschodniego wybrzeża, tak by zawsze mieć przed oczami Athos. Autobusów jeździ tu niestety niewiele: do pięciu dziennie wzdłuż zachodniego wybrzeża do Sarti i do trzech dziennie do Vourvourou, brak jednak połączeń KTEL między tymi dwiema miejscowościami. Całą pętlę wokół Sithonii można zrobić tylko wtedy, gdy dysponuje się własnym transportem.

ORMOS PANAGIAS, pierwsza miejscowość wypoczynkowa na wschodnim wybrzeżu, jest już solidnie zagospodarowana; nad maleńką przystanią tłoczą się rzędy willi, a najbliższa przyzwoita plaża znajduje się 4 km na północ w nieco atrakcyjniejszej wsi AGIOS NIKOLAOS. Jedynym powodem, dla którego można ewentualnie zatrzymać się w Ormos, są statki wycieczkowe pływające wokół Athos, są one jednak drogie i często w całości zarezerwowane dla wczasowiczów dowożo­nych tu autokarami z wielkich ośrodków wypoczynkowych.

VOURVOUROU, 8 km dalej, nie przypomina typowego nadmorskiego kurortu, w tutejszych willach, budowanych od trzydziestu lat na ziemiach skonfiskowanych klasztorowi Vatopedi z Athos, wypoczywają bowiem głównie profesorowie z Salo­nik. Miejsc noclegowych jest tu raczej niewiele, przede wszystkim w hotelach Dhiaporos i wyblakłym Vourvourou. Wielu właścicielom działek nie chciało się stawiać willi (jak na razie bardzo poroz­rzucanych) i latem rozbijają jedynie namioty, przez co zupełnie nie można się zorientować, gdzie właściwie zaczynają się prawdziwe kempingi. Wieś, z wysepkami wyrastającymi u wylotu zatoki, jest pięknie położona, ale plaża, choć piaszczysta, jest wyjątkowo wąska, tak że Vourvourou stanowi przede wszystkim przystań dla jachtów. Tawerny są stosunkowo niedrogie, właściciele nastawiają się bowiem na stałych, powracających co roku klientów (głównie Niemców); najlepszą jest Itamos . nieco w głąb lądu od drogi; w najładniej położonej Gorgonie siedzi się niestety niezbyt przyjemnie; Dionisos zajmuje w tej klasyfikacji pozycję środkową, jego dodatkową zaletą jest prosty, ale przyzwoity kemping.

Najlepsze plaże na Sithonii ciągną się przez trzydzieści kilometrów, między Vourvourou a Sarti; przy każdej z pięciu oznakowanych piaszczystych zatoczek czynny jest kemping i nic więcej (jedynie przy Armenistis można wypożyczyć sprzęt do nurkowania). Nazwy poszczególnych zatoczek przypominają, że tereny te należały niegdyś do klasztorów z Athos; rząd grecki skonfiskował je, by osiedlić tu uchodźców z Anatolii.

Betonowe SARTI oddalone jest nieco od szerokiej, dwukilometrowej plaży, która, gdyby nie wielkość zatoki, dawno już zostałaby latem całkowicie rozdeptana przez Niemców. Pokoi do wynajęcia są tu setki (co i tak często nie wystarcza); z licznych tawern przy żwirowej esplanadzie nad brzegiem do tańszych należą Neraida i O Starros; obok tej ostatniej mieści się oddział OTE. Dalej od morza znajdują się wcześnie zamykane banki oraz dość obskurny plac z podejrzanymi tawernami i sex-barami — na plus trzeba mu jednak zapisać wypożyczalnię motorowerów.

Bardziej na południe ciągną się nieduże laguny, z których pierwsza to AGIOS IOANNIS z tak drogim kempingiem, że większość turystów woli rozbijać namioty na dziko przy pobliskich zatoczkach.

Znacznie rozsądniejsze są ceny w PARALIA SIKIAS, 8 km dalej, z plażą w niczym nie ustępującą tej w Sarti, tyle że słabo jeszcze zagospodarowaną, wyjąwszy kemping i kilka tawern. KALAMITSI, tyleż samo kilometrów na południe, składa się z ograniczonej wysepkami pięknej podwójnej zatoki, której jedną część opanowały całkowicie dwa kempingi; za drugą piaszczystą plażą jest trochę pokoi do wynajęcia i tawern. Ludzi kręci się tu w sezonie mnóstwo, aby od nich uciec, wystarczy popłynąć na pobliskie wysepki lub też (w skrajnych sytuacjach) wypożyczyć akwalung w Nireas.

Za Sarti las stopniowo się przerzedza, na czubku półwyspu nie ma go już wcale, a nagie wzgórza wpadające do morza tworzą tu kilka głębokich zatok. Najbardziej malowniczą jest PORTO KOUFO niemal całkowicie odcięta wysokimi klifami od morza. Znajduje się ona nieco na północny zachód od przylądka na końcu Sithonii. Koło miejsca, gdzie droga od wschodu zjeżdża gwałtownie w dół, leży przyzwoita plaża i dwa kempingi, jeden drogi, drugi w umiarkowanej cenie. Przy północnym krańcu zatoki, ok. 1 km od plaży, powstała przystań jachtowa z kilkoma cokolwiek drogimi tawernami zapraszającymi na potrawy z owoców morza; taniej, acz nieszczególnie przyjemnie jest w O Pefkos.

Dokładną antytezą jest TORONI, 2 km na północ. Jest to piaszczysty półksiężyc o dwukilometrowej długości, na którym inwestorzy nie powiedzieli jeszcze ostat­niego słowa; każda z sześciu tawern oferuje też pokoje do wynajęcia. Jest to bodaj najlepsze miejsce na całym półwyspie, jeśli tylko przez parę dni ktoś chce się poopalać na plaży; dodatkowych atrakcji dostarczają skromne wykopaliska na południowym cyplu oraz kino pod gołym niebem. Nieco na północ leżą kolejne zatoczki, popularne zwłaszcza wśród posiadaczy samochodów i przyczep kempingowych; polną drogą wzdłuż morza dojechać można aż do Aretes. Jednak więcej osób wybiera TRISTINIKĘ z pokojami do wynajęcia i kempingiem na skraju patrolowanych przez krowy bagien (komarów nie brakuje).

Za Tristiniką ponownie wkracza się na tereny opanowane przez rekinów branży turystycznej, których wizytówką jest największy w Grecji ośrodek wypoczynkowy PORTO CARRAS. Założyła go rodzina handlarzy win i armatorów Carras, wzorem była hiszpańska Marbella. Nie brak tu nawet sali konferencyjnej, centrom hand­lowego i winnic.

Na plaży obok kompleksu — noc kosztuje tu, nawiasem mówiąc, 20 000 drachm — można uprawiać wszystkie sporty wodne wymyślone do tej pory przez człowieka. Najbliższym „miastem” jest NEOS MARMARAS, betonowy koszmar na wzgórzu powyżej atrakcyjnej niegdyś przystani rybackiej i niedużej plaży; jedyny powód, dla którego w ogóle informujemy o tym miejscu, to czynny w Neos Marmaras oddział OTE, bank i poczta.

Kto ciekaw, jak wyglądała Sithonia, zanim zaczęło się to wszystko, powinien wybrać się na pięciokilometrową wycieczkę polną drogą z Neos Marmaras do PARTHENONAS, samotnej „tradycyjnej” wsi u stóp góry Itamos (808 m wysoko­ści). Mieszkańcy przenieśli się stąd w latach sześćdziesiątych bliżej morza, w związku z czym nigdy nie doprowadzono tu energii elektrycznej; zapuszczone, ale nader sympatycznie wyglądające domy powoli przechodzą w ręce zamożnych Greków i Niemców. Przy końcu drogi czynne jest wieczorem bistro-dyskoteka, zasilane z własnego generatora.

Kassandra

Kassandra leży najbliżej Salonik i jest też najlepiej zagospodarowana. Komu się naprawdę nie spieszy i chciałby wyrwać się na parę dni z Salonik, lepiej zrobi jadąc na Sithonię, a jeszcze lepiej na ogólnie dostępną część Athos. Oprócz miejscowości wypoczynkowych na Kassandrze nie ma właściwie nic ciekawego. Tutejsza ludność przyłączyła się do powstania w 1821 r., ale została pobita i zdziesiątkowana; w rezultacie tego do roku 1923, kiedy na półwysep napłynęli uchodźcy z rejonu Morza Marmara, istniały tu tylko maleńkie osady rybackie.

Na zachodnim wybrzeżu pierwszym kurortem jest NEA MOUDANIA, skąd latem odpływają wodoloty na Skiathos, Skopelos i Alonissos. W drugim, maleńkim NEA POTIDEA, uwagę zwraca głównie średniowieczna wieża obserwacyjna.

W sezonie miejscowość niemal pęka w szwach, podobnie jak SANI i POSSIDI, gdzie czynne są międzynarodowe kempingi. Nieco lepiej prezentuje się KALLITHEA, niedaleko Possidi. Zamiast hoteli jest tu sporo pokoi do wynajęcia, przy głównej ulicy można wypożyczyć rower lub motorower, a na plaży deski windsurfingowe. Tak czy owak nie należy spodziewać się jakiejś wyjątkowej atmosfery.

Na wschodnim wybrzeżu, w HANIOTIS jest niezła, długa plaża i kilka przeciętnej wielkości hoteli i tawern; nieopodal leży w miarę spokojny i nieduży Camping Kera Maria. Natomiast kempingi w PALIOURI i KRIOPIGI to prawdziwe molochy wczasowe.

Kassandra, Sithonia i świecka część Athos

Półwysep Chalcydycki leży na wschód od Salonik i od reszty lądu wyraźnie jest oddzielony linią jezior; po przeciwnej stronie w Morze Egejskie wrzynają się trzy wąskie odnogi: Kassandra, Sithonia i Athos.

Athos, położony najbardziej na wschodzie, jest pod każdym względem odrębny; na „Świętej Górze” o tej samej nazwie istnieje tu półautonomiczna w stosunku do państwa greckiego republika mnichów, do której odmawia się wstępu kobietom — nawet turystkom. Mężczyźni mogą zapoznać się z życiem mnichów po załatwieniu skomplikowanych, iście bizantyjskich, formalności, które omówiono wraz z ważniej­szymi zabytkami w dalszej części niniejszego rozdziału. Kobiety mogą jedynie obejrzeć zabudowania od strony morza z pokładu stateczków wycieczkowych wypływających z dwóch niedużych kurortów w „świeckiej” części Athos: Ierissos i Ouranoupolis.

Kassandra i Sithonia dla odmiany zdominowane są przez przemysł turystyczny. Jeszcze pięć lat temu tutejsze szybko rozrastające się miejscowości wypoczynkowe odwiedzali głównie Grecy, dzisiaj spotkać tu można wczasowiczów z prawie całej Europy. Zwłaszcza na Kassandrze przy niemal każdej plaży stoi osiedle domków letniskowych czy hotel, a wielkie przydrożne tablice reklamowe zapraszają na kempingi prawie od samych Salonik. Jeszcze większa tablica przy wjeździe na Kassandrę przypomina, że obozowanie na dziko jest tu bezwzględnie zabronione, aczkolwiek w szczycie sezonu, jeśli nie zadba się o wcześniejsze rezerwacje, może okazać się to jedynym rozwiązaniem kwestii noclegu. Pociechą może być fakt, że większość plaż wyposażona jest tu w bezpłatne prysznice.

Na Kassandrę i Sithonię prowadzi z Salonik cała sieć dróg; autobusy docierają regularnie i często do każdej większej miejscowości. Mimo to ani po jednym, ani po drugim półwyspie niełatwo się poruszać korzystając jedynie z transportu publicz­nego. Trzeba więc zatrzymać się w jednym miejscu i ewentualnie wyruszać stamtąd w okolice na wypożyczonym motorowerze.

Okolice Kastorii

Dysponując własnym środkiem transportu, można urządzić sobie wycieczkę 14 km na zachód do nader osobliwej wsi OMOPFOKLISIA, złożonej z glinianych domków odziedziczonych po tureckich chłopach. Jest tu również bizantyjski kościół z wysoką kopułą, dzwonnicą i — wewnątrz — potężnym, prymitywnym, drewnianym posągiem-ikoną Świętego Jerzego (przypuszczalnie z XI w.).

Siatista

Jeśli ktoś z jakichś powodów nie może pojechać do Ambelakii lub Kastorii, to niezłym substytutem będzie dla niego SIATISTA, położona obok samotnego grzbietu górskiego pośród nagich krajobrazów, 70 km na południe od Kastorii. Miasto wyrosło nieco powyżej miejsca, gdzie droga rozgałęzia się do Kozani i Kastorii, i było podobnie jak ta ostatnia ważnym ośrodkiem futrzarstwa. Zachowało się kilka interesujących osiemnastowiecznych rezydencji zwanych arhondika.

Osiemnastowieczny Hatzimihail Kanatsouli przy Mitropoleos 1, koło posterunku policji, jest nadal zamieszkany, ale wystarczy zadzwonić do drzwi, by zwiedzić wnętrza. Zajęte są tylko dwa dolne piętra; na górze w narożnym pokoju znajdują się naiwne malowidła ścienne przedstawiające scenki z mitologii (w tym kastrację Uranosa przez Kronosa). Podniszczona rezydencja Nerantzopoulosa (pn.-sb. 8.30-15.00, nd. 9.30-14.30) stoi przy górnym placu, obok Ethniki Trapeza; stróż dysponuje kluczami do kilku innych budynków, z których największa i najokazalsza jest rezydencja Manousi z 1763 r. w dolince poniżej Kanatsouli, gdzie zachowały się też i inne arhondika. Medaliony na sufitach często przedstawiają rzeźbione owoce bądź melon z brakującym kawałkiem w miejscu, gdzie podwieszano żyrandol; więcej trójwymiarowych roślinno — owocowych motywów widać w górnych częściach ścian, zdobionych stylizowanymi freskami ukazującymi scenki rodzajowe na wsi i w mieście. Siedemnastowieczne freski w kościele Agia Paraskevi przy najniższym placu są poczerniałe od sadzy i dopóki ktoś ich w końcu nie wyczyści, lepiej obejrzeć sobie zewnętrzne mury świątyni.

Prawie wszystkie ważne instytucje — banki, biuro OTE, poczta — znajdują się przy tej samej głównej ulicy; przy niej też czynny jest hotel kat. C Arhondiko; wbrew nazwie jest to zupełnie nowy budynek. Gastronomia jest tu dość uboga; niezłe jedzenie podają w Psislaria Ouzeri O Platanos, nieco poniżej Agia Paraskevi, ale w środku przesiadują podchmieleni panowie — spokojniej jest w hotelu. Autobusem najłatwiej pojechać stąd do Kozani.