Archive for Lipiec, 2012

Miasto Hios

Portowe miasto HIOS może zaszokować po porównaniu go z wszystkimi innymi stolicami wysp. Jest to ruchliwe, betonowe centrum handlowe, a większość budynków nie pamięta czasów sprzed trzęsienia ziemi w 1981 roku. Warto poświęcić czas na zwiedzanie, zwłaszcza dużego, fascynującego bazaru, paru muzeów, dobrych, orygina­lnych restauracji oraz największej w Grecji nadmorskiej promenady (yolta).

Wspaniały, tętniący życiem bazar rozciąga się na wschód i południe od głównego placu, który wszyscy nazywają Vournakiou, choć oficjalna nazwa brzmi Plastira. Stary meczet (wt.-nd. 10.00-13.00, wstęp wolny) naprzeciw postoju taksówek przy Vournakiou, jest teraz magazynem i warsztatem archeologicznym, pełnym kawał­ków marmuru oraz tureckich, żydowskich i armeńskich kamieni nagrobnych. Prawdziwe Muzeum Archeologiczne, Porfira 4 za hotelem Handris (wt.-niedz.9.00-15.00; 400 dr) posiada raczej marny zbiór hellenistycznych zabyt­ków, monet i znalezisk z Kato Fana. Ciekawsze jest Muzeum Argentich (pn.-pt.8.00-14.00 i pt. 17.00-19.00, sob.8.00-12.00; wstęp wolny) mieszczące się na ostatnim piętrze Biblioteki Korai, Korai 2, udostępnione przez największą rodzinę z Hios. W związku z tym widać tutaj kolekcję bardzo poważnych portretów przodków rodziny Argenti, które pokazują tendencję miejscowej arystokracji do naśladowania angielskiego ubioru i konwencji artystycznych w każdej epoce. W drugim skrzydle mieści się wystawa kostiumów i haftu, kiczowatych figurek w strojach ludowych i przedmiotów z drewna, pochodzących z okresu, gdy na wyspie było więcej lasów. Oprócz wielu kopii obrazu Delacroix „Masakra na Hios”, są tu ryciny przedstawiające XVIII-wiecznych wyspiarzy oraz panoramy genueńskiego zamku, który aż do trzęsienia ziemi był praktycznie w nie naruszonym stanie. Potem zniszczono mury od strony morza, fosę od południa zasypano i zbito fortunę na wyprzedaży nieruchomości wokół obecnego placu Vournakiou. Do kastro można wejść przez bramę przy placu obok ratusza. Aktualnie w części tego średniowiecz­nego budynku mieści się małe Muzeum Bizantyjskie (wt.-niedz.9.00-20.00; wstęp wolny) z ciekawą kolekcją niezwykłych ikon i mozaik. Warto też zwiedzić starą dzielnicę w obrębie murów zamkowych, czyli dawne siedziby Żydów i Turków. Między domami z drewna i gipsu stoją tureckie zabytki w różnych stadiach zniszczenia, m.in. kilka wyschłych fontann z napisami i dawny klasztor derwiszów, po 1923 roku przekształcony w kościół. Turcy stracili władzę na Hios, i nad innymi wyspami opisanymi w tym rozdziale, dopiero w roku 1912.

Jest wreszcie Omirio przy południowym skraju placu Vournakiou, czyli dom kultury. Warto tam zaglądać ze względu na nowe wystawy i zagranicznych artystów, którzy często zatrzymują się tu, wracając z Aten, i występują na dużej sali.

Hios

„Skalista Hios, jak Homer obrazowo nazwał prawdopodobne miejsce swych narodzin, ma burzliwą historię i silny koloryt lokalny. Zawsze była dość zamożna, w średniowieczu dzięki eksportowi mastyksu, a potem dzięki żegludze. Morscy potentaci oraz władze wojskowe w przeszłości nie propagowały turystyki, ale przy światowym kryzysie w transporcie morskim opory maleją. Coraz więcej cudzoziem­ców odkrywa inną Hios, niż tylko port-stolicę: fascynujące wioseczki, zabytki kultury Bizancjum i ładne plaże. Tereny te nie są jeszcze zatłoczone przez turystów, lecz mają już wyraźną atmosferę nowoczesności, dzięki powracającym emigrantom, a dużo osób zna angielski.

Wyspę dotknęło niestety zbyt wiele kataklizmów w ciągu ostatnich dwóch stuleci, największą zbrodnię, mordując 30 000 mieszkańców , a biorąc w niewolę i skazując na wygnanie jeszcze więcej osób. W 1881 roku większa część wyspy została zniszczona przez gwałtowne trzęsienie ziemi. W latach osiemdziesiątych naszego wieku piękno wyspy bardzo ucierpiało z powodu serii wielkich pożarów lasu. Było to kulminacją wszystkich nieszczęść, jakie dotknęły pokolenia tutejszych żeglarzy. Jedynie daleko na północy (koło Agiasmata i Amades) oraz na południu (gdzie niewiele mogło się spalić) lasy nie poniosły szkód.

W 1988 roku po raz pierwszy zezwolono na loty czarterowe z północnej Europy i wydarzenie to rozpoczęło poważne przemiany na wyspie. Niestety, na całej Hios jest . teraz tylko około 2500 miejsc noclegowych dla turystów, głównie w stolicy i jej okolicach. Hotele i kwatery prywatne buduje się w zawrotnym tempie, lecz i tak nie dość szybko — niektóre nieruchomości wykupywane są przez biura turystyczne jeszcze w fazie kładzenia fundamentów.

Wysepki satelitarne: Fourni i Thimena

Przesmyki między Samos a Ikarią usiane są wieloma maleńkimi wysepkami. Stałych mieszkańców mają tylko Thimena i Fourni. Na Fourni jest cała flota rybacka — to jeden z najlepiej rozwijających się ośrodków rybołówstwa na Morzu Egejskim. Z tego powodu liczba mieszkańców FOURNI nie zmniejsza się (odwrotnie niż na innych małych wyspach greckich). Zmodernizowano także przystań, by mogły przybijać promy z samochodami. Tutejsze wysepki były niegdyś bazą algierskich piratów i rzeczywiście wielu mieszkańców ma północno-afrykańskie rysy.

Poza odległą wioską Hrissomilia na północy, dokąd prowadzi jedyna utwardzona droga na wyspie, większość mieszkańców skupiona jest w porcie i wiosce Kambi, na południe od portu. Osada nad zatoką jest większa niż się wydaje od strony morza. Panuje tu atmosfera lat siedemdziesiątych, biorąc też pod uwagę gościnność mieszkańców.

Jest kilka kwater prywatnych. Najprostsze wygody (prysznic z zimną wodą) po najniższych cenach oferuje Kostas Ahladis, w lewo od przystani. Dwie pozostałe kwatery mają więcej wygód, a jeżeli nie ma tam wolnych miejsc, można iść dalej do nowoczesnych budynków Evtihia Amorgianou albo Maouni.

Z dwóch przybrzeżnych restauracji dogodniejsze godziny otwarcia i lepsze jedzenie ma O Miltos, gdzie serwują duże śniadania. Mieszcząca się obok Rementzo to też niezłe miejsce. Szczęściarze mogą trafić na miejscowy przysmak astakos (egejski homar, a w zasadzie duży morski rak). Główna ulica jest brukowana i ocieniona morwami. Kończy się daleko od brzegu, przy małym placyku z tradycyj­nymi kafenionami i pocztą, gdzie można wymienić pieniądze.

Wnętrze wyspy jest raczej nie zamieszkane, tylko nad portem góruje samotny klasztor — lepiej więc zostać blisko brzegu. Idąc 15 minut na południe, koło cmentarza przy zatoce i wiatraka, można dojść do KAMBI, rozproszonej wioski nad piaszczystą zatoką obrośniętą tamaryszkiem, którą turyści dzielą z kurczakami i łodziami rybackimi. Są dwie kawiarnie, w tej wyżej położonej można dobrze zjeść, niżej położona zapewnia 7 pokoi o spartańskich warunkach, ale z najlepszymi widokami na wyspie. Jedna z rodzin wynajmuje również domki. Ścieżka prowadzi na południowy kraniec wyspy, wzdłuż samotnych, piaszczystych plaż, gdzie podobnie jak w Kambi lubią zawijać jachty.

Idąc w przeciwnym kierunku schodami, a potem ścieżką znad zatoki, można znaleźć więcej plaż: dość przeciętną przy przetwórni ryb, a później dwie lepsze. Dalej plaż ani dostępu do morza już nie ma, aż do osady HRISSOMILIA, składającej się z około 25 domów.

Na wyspie THIMENA jest tylko jedna maleńka osada na wzgórzu, do której przybijają łodzie kursujące między Ikarią a Fourni. Nie ma więc żadnej bazy turystycznej. Kaiki wypływa z Ikarii około 13.00, zostaje na noc na Fourni i wraca następnego dnia. Łódź z Karlovassi (2 razy w tygodniu) i większe, nieregularnie kursujące promy dla samochodów, nie były pomyślane jako udogodnienie dla turystów, lecz dla mieszkańców, trzeba więc planować przynajmniej jeden nocleg.

Do Armenistis i dalej

Większość podróżnych nie zatrzymuje się przed ARMENISTIS (57 km z Agios Kirikos) i nie bez przyczyny. Ten niewielki kurort leży bowiem w samym sercu lasów Ikarii. Ma też dwie ogromne piaszczyste plaże (Livadi i Messakti), gdzie spacerem dochodzi się w 5 i 15 minut. Obozowicze z pobliskich mokradeł nadają ton temu miejscu, jednak mieszkańcy nie są jeszcze na tyle tolerancyjni, by akceptować naturyzm (jak ostrzegają tabliczki).

Samo Armenistis jest niewielkie, przypomina miasteczka na południowym wybrzeżu Krety, popularne wśród młodzieży. Ostatnio jednak zjeżdża tu coraz więcej „socjety”. W sezonie przy plaży Livadi działa dyskoteka, ale życie nocne sprowadza się głównie do przesiadywania w restauracjach i kawiarniach koło przystani. Zajazd (kwatery prywatne) Paskalia jest najczystszym miejscem w obu kategoriach, standardowe pokoje to dwójki z łazienką. Jedzenie (włącznie ze śniadaniem) jest dobre i niedrogie. Większy komfort zapewnia Armena Inn na wzgórzu lub nowy, luksusowy Cavos Bay Hotel, około 1 km na zachód. Wielka piekarnia i cukiernia zaopatruje wszystkich łasuchów w całej zachodniej części wyspy, a w biurze turystycznym Marabou można wymienić pieniądze, wypożyczyć rozklekotany moped albo trochę silniejszego jeepa. Nie jest to jednak konieczne, gdyż najlepsze miejsca na Ikarii leżą w odległości godziny marszu od portu.

W zasadzie Armenistis dobudowano do trzech wiosek w głębi wyspy: AGIOS DIMITRIOS, AGIOS POLIKARPOS i HRISTOS, określanych wspólną nazwą RAHES. Mimo że dochodzi do nich polna droga biegnąca wśród sosen, to zachowała się tu bajkowa atmosfera Arkadii, a starsi mieszkańcy mówią dawnym dialektem. Na tej wyspie pełnej dziwactw wioska Hristos jest najdziwniejsza. Mieszkańcy przesypiają cały dzień, a dzieci posyłają do szkoły wieczorem. Koło małego, paskudnego rynku jest poczta i hotel z restauracją, ale na obiad lepiej się wybrać do dziwnego kafenionu, gdzie wygląd obsługi można przypisać nadużywaniu doskonałego wina domowej roboty, które na zachód od Evdilos znajdziesz w każdym domu. Wino jest mocne, ale nie ma po nim przykrych konsekwencji. Przechowuje się je w dość obrzydliwych workach z koziej skóry, których używa się także jako toreb i można je kupić w sklepach.

Za cichym przyzwoleniem hipisi, nudyści i greccy narkomani osiedlili się w odległej o 4 km od Armenistis miejscowości Nas, w zalesionej dolinie rzecznej kończącej się kamienistą, osłoniętą plażą. Zatoka jest otoczona skałami o dziwnych kształtach, a tablice ostrzegają, by nie wypływać poza nią. Jest to dobra rada, ponieważ były tu przypadki utonięć. Oczywiście ignoruje się inne tablice, np. te informujące o zakazie wstępu na teren ruin świątyni Artemis Tavropolio (Patronki Byków) z V w. Znajduje się ona przy głębszym miejscu na rzece, tuż u ujścia. Choć jest zakaz rozbijania namiotów, nie respektuje go spora grupa obozowiczów. Idąc 45 minut wzdłuż rzeki (jedynej nie wysychającej na Ikarii) znajdziesz dobre miejsca wśród skał, na kąpiel w czystej wodzie. Z powrotem, idąc ścieżką łączącą główną drogę z plażą natrafisz na 2-3 gospody i pokoje do wynajęcia, np. w pensjonacie Nas.

Jeśli ktoś da się namówić na wypożyczenie auta z Marabou, albo przyłączy się do wycieczki „jeep safari”, ma szansę odwiedzić kilka miejsc na południowo-zachodnim krańcu wyspy. VRAKADES, położona na tarasie, ma dwie kawiarnie i można tam urządzić pierwszy lub ostatni postój w czasie wycieczki. Poniżej stoi opuszczony klasztor Evangelistrias (nie należy go mylić z klasztorem koło Hristos), wśród ogrodów, z widokiem na morze. W pobliskiej wiosce AMALO są dwie sezonowe tawerny.

Słaby moped dojedzie z Langady do KALAMOS, ale nie w przeciwną stronę. Ciężko jest dojechać do KARKINAGRI, zbudowanej u podnóża urwiska na południowym krańcu Ikarii, a droga powrotna jest jeszcze gorsza. Jedyne co pociesza to oznakowane skrzyżowanie dróg Leoforos Bakunin i Odos Lenin (z pewnością jedyne tego rodzaju w całej Grecji) na skraju miasta, które może się poszczycić tylko dwiema sennymi restauracjami i kwaterami prywatnymi koło przystani. Zanim szosę oddano do użytku, jedynym połączeniem Karkinagri ze światem zewnętrznym był prom lub kaiki (nadal kursują nieregularnie). Szosy nie przedłużono do Manganitis ani Agios Kirikos, gdyż nie da się wysadzić skał zagradzających drogę.

Jedynym minusem pobytu w Armenistis są trudności z wyjazdem. Jest mało taksówek i autobusów, więc nawet zamożni turyści mogą być zmuszeni do jazdy autostopem do Evdilos lub dalej. Na całej wyspie z reguły łatwo jest złapać okazję, trzeba jednak mieć kilka godzin rezerwy do odpłynięcia promu. Teoretycznie autobusy z Rahes jadą przynajmniej do Evdilos (czasem do Agios Kirikos) o 7.00 i 11.00, lecz młodzież szkolna ma pierwszeństwo przejazdu wcześniejszym auto­busem, a kurs późniejszy to nic pewnego, nawet według norm na Ikarii.

Eydilos i okolice

Kręta droga z Agios Kirikos do Evdilos jest jedną z najładniejszych na wszystkich wyspach greckich. Ciągnące się przez całą wyspę pasmo gór jest często skryte w chmurach, nawet gdy całe niebo jest pogodne. Pierwszą ważniejszą miejscowością na wybrzeżu północnym jest KARAVOSTAMO z maleńkim portem. Są tu trzy plaże ciągnące się aż do EVDILOS, które jest drugim co do wielkości miastem na wyspie. Latem prom przybija tu przynajmniej dwa razy w tygodniu. Jest jednak gorzej przygotowane na przyjęcie turystów niż Agios Kirikos. Są dwa hotele: Evdoksja (na zachodnim zboczu przy zatoce) i Georgios, oraz kwatery prywatne. Z dwu nadbrzeżnych restauracji O Kokkos jest droga, choć ma bogatszy jadłospis. Lepiej więc zjeść w sąsiedniej O Flisvos. Należy też wspomnieć o poczcie, telefonach (OTE) i zadziwiająco ładnej plaży na wschodzie.

W KAMBOS, leżącym 2 km na zachód, znajduje się małe muzeum zawierające znaleziska z pobliskiego Oinae, czyli ruin bizantyjskiego pałacu, w którym chronili się arystokraci, popadłszy w niełaskę. Jest też zajazd (otwarty wieczorem) i duża plaża. W Kambos zaczyna i kończy się droga okrążająca dolinę w głębi wyspy, usianą wioskami. MARATHO nie jest interesująca, natomiast we FRANDATO jest sezonowa gospoda. STELI i DAFNI to dobre przykłady małych oaz wyrastających na Ikarii.

Agios Kirikos

Większość promów (choć nie wszystkie) przybija do portu i stolicy AGIOS KIRIKOS, która leży na wybrzeżu południowym. W odległości 2 km, w obie strony od stolicy, znajdują się uzdrowiska termalne, o których już pisaliśmy. Z powodu tego „przemysłu uzdrowiskowego” w mieście trudno jest znaleźć nocleg. Po przyjeździe wieczorem, jak to się często zdarza, trzeba przyjąć jakąkolwiek ofertę na przystani. W większej grupie lepiej zdecydować się na natychmiastowy przejazd taksówką na wybrzeże północne, co nie będzie kosztować więcej niż 5000 drachm. Teoretycznie jeżdżą autobusy o godzinie 9.00 i 12.00, ale zarówno poczekalnia, jak i same pojazdy pozostawiają wiele do życzenia. Poza tym podróż może zakończyć się, bez podania przyczyny, w sporej odległości od Armenistis, głównego miasta na północy.

Jeśli decydujemy się zostać, jest tu kilka hoteli, np. Isabella czy Akti na wzgórzu, na zachód od przystani rybackiej (z ogrodu jest widok na wyspę Fourni). Pensjonaty prywatne szybko się zapełniają i nie są zbyt tanie. Adam’s Pension jest chyba najlepszy, są także 3 nie oznakowane, o spartańskich warunkach, przy poczcie na Odos Dionisou, czyli głównej drodze wylotowej. Są też dwa banki, krótko otwarte biuro OTE i biura obsługi promowej, z których najlepsze to Dolihi Tours. Nikt nie sprzedaje jednak biletów na kurs kaiki na Fourni (codziennie w południe) — kupuje się je przy wyjeździe. Można wypożyczyć motorower albo samochód, ale taniej jest w Armenistis.

Jeżeli chodzi o posiłki, jest większy wybór niż przy noclegach. Przy drodze od przystani do głównego placu znajduje się podobna do stodoły gospoda Ta Adelfia oraz Seafood Snack Bar, otwarty tylko wieczorem. Snack Bar Psistaria (położony dalej w stronę poczty) jest skrzyżowaniem ouzeri i loukamadiko. Mały grill-bar i Samos (naprzeciwko Dolihi Tours) serwuje dobre zakąski i mocne wino z tego regionu. Wreszcie duży lokal I Sinantisi, o dwa domy dalej, zupełnie nie wygląda na kafenio. Na odwrót niż zwykle, młodsi siedzą wewnątrz, grają w tavli (rodzaj warcabów) i w karty, podczas gdy starsi i cudzoziemcy jedzą słodycze i przyglądają się sobie nawzajem, co jest i tak lepszą rozrywką niż filmy puszczane w tutejszym sezonowym kinie.

 

Ikaria

Ikaria, wąski pasek lądu między Samos a Mykonos, wciąż nękana przez wiatry, jest rzadko odwiedzana. Autorzy przewodników nie doceniają jej albo ją ignorują, choć najczęściej sami tam nie byli. Nazwa wyspy pochodzi podobno od nagłego pojawienia się Ikara, który spadł do morza tuż przy jej brzegach, po tym jak roztopiły się jego sklejone woskiem skrzydła. Miejscowi ludzie podkreślają, że wyspa ma rzeczywiście kształt skrzydła.

Przez wiele lat grupy turystów napływały tylko w związku z występującymi tu gorącymi, radioaktywnymi źródłami na południowym wybrzeżu. Podobno leczą one reumatyzm, artretyzm i bezpłodność u kobiet. Niektóre mają tak silne działanie, że na pewien czas je zamknięto. Niepokojącą planszę przy nadbrzeżu, na którym napis brzmiał „Witamy na Radioaktywnej Wyspie” zmieniono ostatnio na „Witamy na Wyspie Ikara” i dodano informację o zgrupowaniu lotniczym jakie odbyło się tu kilka lat temu.

Ikaria wraz z Lesbos i Samos stanowi silne zaplecze greckiej lewicy, co jeszcze bardziej uwidoczniło się w związku z wieloletnią dominacją prawicy w państwie, kiedy to (jak w poprzednich wiekach) wyspa była miejscem wygnania dla opozycji politycznej. Efekt był odwrotny do zamierzonego: przybysze wkrótce zdominowali liczebnie, a potem „nawrócili” miejscową ludność. Jednocześnie wielu rdzennych mieszkańców wyemigrowało do Ameryki. O ironio, regularne datki tych kapitalis­tów pomagają wyspie przetrwać. Arcyciekawym przeżyciem może być także wysłuchanie odczytu na temat wad amerykańskiego imperializmu, wygłoszonego przez greckiego reemigranta po angielsku z typowym akcentem z Alabamy.

Nie są to jedyne nietypowe zjawiska na wyspie, a wiele osób musi się do niej przyzwyczaić. Ikaria nie jest zbyt piękna, może za wyjątkiem zalesionych terenów na północnym zachodzie. Brzegi stromo opadają do morza, a główną cechą krajobrazu są łupkowe skały porośnięte suchymi zaroślami, choć jest sporo wód gruntowych. Nie ma tu malowniczych wiosek — domy kryte łupkiem są rozrzucone, stoją wśród słynnych sadów morelowych, winnic i pól. Trudno też dostrzec wiejski sklep czy tawernę. Wreszcie ludzie, którzy bynajmniej nie są wrogo nastawieni, zawsze opierali się wszelkim próbom rozwoju turystyki na wyspie. Pomysł budowy lotniska na północno-wschodnim cyplu nie wyszedł właściwie poza fazę negocjacji i na pewno nie będzie ono skończone przed 1996 rokiem. Długie okresy zaniedbania, jako kara ze strony Aten, sprawiły, że miejscowa społeczność jest w zasadzie samowystarczal­na, ma bardzo charakterystyczne cechy, a jednocześnie jest tolerancyjna w stosunku do innych.

Zachodnia część wyspy

Turyści tolerują nieciekawe Karlovassi głównie ze względu na wspaniałe plaże w zachodniej części Samos. Najbliżej leży Potami, 40 minut nadmorską drogą z LIMANI lub godzinę bardziej malowniczą trasą z Paleo. To szerokie zakole piasku i kamyków, z jednego końca ozdobione skałami smaganymi przez przypływ (na ich szczycie stoi paskudna kaplica) w letnie weekendy zapełnia się ludźmi. Przy końcu trasy z Paleo stoi niedroga i przyjemna restauracja rybna To Iliomsilima. Są pokoje do wynajęcia, ale większość przyjezdnych obozuje nad nie wysychającą rzeką, która ma taką samą nazwę jak plaża. Idąc 20 minut ścieżką w głąb wyspy dochodzimy do kościoła Przeistoczenia (Metamorfosis — pochodzi z II wieku i jest najstarszy na Samos) oraz do obozowiska przy końcu drogi. Później trzeba już brodzić w wodzie tak zimnej, że zapiera dech w piersiach, by przedostać się przez skalną galerię obrośniętą paprociami do grupy sadzawek i wodospadów. Trzeba zabrać sportowe buty na dobrej podeszwie i ewentualnie linę, jeśli chce się przejść za pierwszą kaskadę. Prawdopodobnie nie znajdziesz tu samotności, gdyż miejscowi dobrze znają tę dolinę, a pobyt tutaj często włącza się do programu niektórych wycieczek safari.

Najpiękniejsze, najmniej zniszczone wybrzeża na Samos to te za Potami. Tam też znajdują się główne siedliska fok, co chyba nigdy nie zostało oficjalnie potwierdzone. Polna droga przy końcu zatoki urywa się po 20 minutach spaceru (czyli po 5 minutach jazdy), stamtąd trzeba się trochę cofnąć i poszukać bocznej drogi, która biegnie równolegle do morza. Po 20 minutach dochodzi się do Mikro Seitani, małej, kamienistej zatoczki, otoczonej przez żłobione skały. Natomiast godzinny spacer przez terasy z drzewami oliwkowymi doprowadzi do Megalo Seitani, najpiękniejszej plaży na wyspie, położonej przy groźnie wyglądającym wąwozie. Własny prowiant jest konieczny, w przeciwieństwie do kostiumu kąpielowego — to plaża nie tylko dla „tekstylnych”.

Pierwszym miejscem przy drodze okrążającej wyspę, na południe od Karlovassi, które może skusić do zrobienia postoju jest MARATHOKAMBOS, ładna wioska na zboczu góry, ponad zatoką o tej samej nazwie. Są jakieś gospody, ale brak kwater na krótki pobyt. ORMOS, pobliski port, zaczyna się dopiero rozwijać w ośrodek turystyczny, ale już nabiera charakteru dzięki swym alejom i wolno przepływającym łódkom, wiozącym cegłę na Dodekanez. Najtańszy i najspokojniejszy z niewielu zajazdów przy brzegu to Ormos, koło kamienistej plaży. Lepszą plażę, najdłuższą na Samos, choć nie najładniejszą znajdziesz 2 km na zachód, w Votsalakia, gdzie można dotrzeć autobusem (kursuje 2 razy dziennie) lub pieszo. Miejscowość Votsalakia straciła ostatnio na urodzie za przyczyną zbyt gęsto budowanych kwater i niezbyt dobrych restauracji. W porównaniu jednak z otoczeniem Pithagorio tutejsza okolica wypada korzystniej, a wielka góra Kerkis (1433 m n.p.m.) zwykle sprawia duże wrażenie.

Jeśli Votsalakia nie spodoba się komuś, może on jechać jeszcze kilka kilometrów najpierw asfaltową, potem polną drogą do malowniczej miejscowości PSILI AMMOS, której nie należy mylić z miejscowością o tej samej nazwie w drugiej części wyspy. Dno morskie obniża się tu łagodnie — 100 metrów od brzegu wciąż stoi się po kolana w wodzie, zaś skalne ściany zasłaniają naturystów przed okiem ciekawskich. To dziwne, ale są tylko dwie gospody, z których jedną dopiero co wybudowano wśród sosen. Jeżeli chcesz się zatrzymać w tej okolicy, jedź 2 km na zachód do LIMNIONAS, gdzie jest mała plaża, kwatery i baza gastronomiczna. Z pływaniem może być trochę gorzej, ze względu na śliski od wodorostów szelf i pojawiające się jeżowce. Skoro więc ktoś znalazł miejsce w Votsalakia lub gdzie indziej, nie warto tu specjalnie przyjeżdżać.

Niektórzy spoglądają w górę z tego nisko położonego miejsca nad morzem i decydują się wspiąć na szczyt Kerkis (Kerketevs). Tradycyjna trasa zaczyna się tuż przed końcem asfaltowej drogi w Votsalakii, w kierunku klasztoru Evangelistria. Przez pierwsze pół godziny idzie się przez gaje oliwne, przechodząc koło ludzi pracujących przy wyrobie węgla drzewnego (główne zajęcie w tym rejonie), potem zaczyna się prawdziwy szlak, prowadzący mniej więcej wzdłuż linii wysokiego napięcia dociągniętej do klasztoru. Któraś z czterech sympatycznych zakonnic, zwykle na powitanie, częstuje ouzo (anyżówką) i pokazuje dość wydeptaną ścieżkę wiodącą do szczytu. Jak można się spodziewać, widoki są wspaniałe, chociaż wspinaczka jest monotonna, gdy już opuści się zalesione tereny. Przy wierzchołku stoi kaplica, a za nią jest upragnione źródełko (jeśli rok nie był suchy). Zadowolenie z osiągnięcia szczytu może trochę zepsuć świadomość faktu, że w tym miejscu 3 sierpnia 1989 roku zdarzyła się jedna z największych katastrof lotniczych w Grecji. Samolot lecący z Salonik uderzył w zachmurzony szczyt, zginęły wszystkie 34 osoby na pokładzie. Na zakończenie dodajmy, że cała wycieczka trwa 5-6 godzin, nie licząc przerw na odpoczynek.

Mniej ambitni mogą okrążyć górę u podnóża najpierw samochodem, potem pieszo. Mocny rower terenowy (ale nie moped) lub autobus (2 razy w tygodniu, w południe) może pokonać wyboistą drogę między wioskami KALITHEA i DRAKEII, położonymi na zupełnym odludziu, z widokami na Ikarię. Potem jedzie się 2 godziny z Drakeii, wśród majestatycznych krajobrazów, do Megalo Seitani, skąd łatwo już dostać się do Karlovassi. Osoby jadące w przeciwnym kierunku mają niemiłą niespodziankę – autobus wraca z Drakeii dosyć wcześnie, o 14.45, jeśli w ogóle jedzie, co zdarza się częściej podczas roku szkolnego. Zmusza to więc czasem do szukania noclegu w drogim schronisku (ksenonas) w Kalithei oraz do jadania w skromnej smażalni (psistaria). Oprócz tego w Drakeii jest tylko kafenio, a jedynym miejscem nadającym się do kąpieli jest odległa wioska rybacka Agios Isidoros.

Karloyassi

KARLOVASSI to drugie co do wielkości miasto na Samos, podzielone na cztery dość mało atrakcyjne dzielnice: Neo, która rozrosła się dzięki napływowi uchodźców po roku 1923, Meseo, malowniczo położona na wzgórzu za rzeką (zwykle wyschniętą) oraz Paleo o wyglądzie jak z pocztówki, usadowiona poniżej Limani. Chociaż niezbyt wyróżniające się, Karlovassi jest doskonałą bazą wypadową na zachód wyspy. Mimo że na Samos tradycja osmańska jest zupełnie nieobecna, nazwa miasta to podobno przeróbka tureckiego zwrotu „śnieżna równina”. Chodzi tu o widoczne zbocze góry Kerkis, która podczas mroźnych zim jest cała pokryta śniegiem.

Większość turystów zatrzymuje się w okolicach lub w samym LIMANI, gdzie jest dużo pokoi do wynajęcia i dwa hotele, jeden luksusowy, drugi skromny nad brzegiem morza, uważany za zabytek stylu neoklasycystycznego i otwarty tylko w sezonie. Port jest dość imponujący, na jego końcu znajdują się nabrzeża. Nocą molo jest przeznaczone dla pieszych. Wszystkie biura sprzedające bilety promowe są skupione w tej okolicy. Restauracje i bary są liczne, lecz bardzo drogie. Tylko pierwszy z brzegu bar Andreas ma umiarkowane ceny i jest zwykle otwarty w porze obiadowej.                                                                                .

Częściowo ukryta, położona powyżej dzielnica PALEO jest pozornie duża, jako że około stu domów stoi na obu stokach zalesionego wąwozu. Jedynym obiektem dla turystów jest, czynna od czasu do czasu, kawiarnia To Mikro Parisi, gdzie latem także gotują posiłki oraz sezonowa gospoda przy drodze prowadzącej do MESEO. Lepiej zamieszkać właśnie w Meseo niż w Limani — jeden z pensjonatów jest za boiskiem, inne kwatery są rozrzucone na 1,5-kilometrowym skrawku lądu. W mieszkaniowej dzielnicy na wzgórzu ukryta jest skromna, lecz dość dobra restauracja o Kotronis. Natomiast w dole, przy niewielkim placu jest doskonały bar Para Pende, odwiedzany zarówno przez osoby starsze, jak i „delegacje” małego uniwersytetu w Karlovassi. Idąc ulicą łączącą plac z brzegiem morza, natrafisz na jeden z niebywale dużych kościołów przełomu naszego stulecia. Ma on dwie identyczne dzwonnice i biało-niebieską kopułę, które odznaczają się na tle równiny. Zaraz przy skrzyżowaniu z główną drogą znajduje się bar To Kima, najlepsze miejsce do oglądania zachodów słońca nad talerzem z kolacją.

W NEO nie ma nic szczególnego poza zrujnowanymi magazynami na pustkowiu i dworami przy ujściu rzeki. Przypominają one o miejscowym przemyśle garbarskim, który rozwijał się tu w pierwszej połowie XX wieku. Jednak może się okazać przydatna tutejsza poczta, banki, telefony czy prowizoryczny przystanek KTEL przy głównym placu. Niektóre (nie wszystkie) autobusy z Vathi jadą aż do zatoki — trzeba o to zapytać. Latem jeżdżą czasem wozy konne między Limani a Neo. Podczas oczekiwania na autobus można zainteresować się jedną z dwu tradycyjnych kawiarenek: O Kleanthis przy niżej położonym i O Kerketers przy wyżej położonym placu. Generalnie, nawet przymusowy postój w Neo albo Karlovassi nie jest bardzo przykry, ponieważ tutejsi ludzie są o wiele milsi niż mieszkańcy wschodniej części wyspy.

Wybrzeże północne

Po wyjeździe z Vathi nie ma po co zatrzymywać się na północnym odcinku trasy, dopóki nie dojedzie się do KOKKARI. Jest to trzeci co do wielkości ośrodek turystyki po Pithagorio i stolicy. U stałych bywalców na Samos najczęściej wzbudza nostalgię.Niżej leżące i niezbyt ładne Vathi i Pithagorio niewiele straciły na urodzie w przeciwieństwie do Kokkari, gdzie nastąpiły nieodwracalne zmiany. Zarys miasta, czyli dwa wzgórza przy dwóch jednakowych cyplach jeszcze można rozpoznać. Kilka rodzin wciąż uparcie zajmuje się rozplątywaniem swych sieci na przystani, co pozwala zrozumieć, dlaczego przewodniki reklamują to miejsce jako wioskę rybacką. Generalnie jednak charakter miejscowości zmienił się nie do poznania. Teraz jest to elegancka „dekoracja teatralna”, powoli rozprzestrzeniająca się w głąb wyspy przez winnice i pola cebuli, od których pochodzi nazwa miejscowości. Nagie, nieprzyjemne, skaliste plaże, nękane przez ciągłe wiatry sprawiają, że nie jest to odpowiednie miejsce dla dalszego napływu klas wyższych, choć niemieccy inwes­torzy pragną z wad uczynić zalety i postawili na rozwój popularnego ośrodka windsurfingu.

Jeżeli chcesz przedłużyć pobyt w Kokkari, Giorgos Mihelios ma duży wybór pokoi i mieszkań do wynajęcia. Wszystkie restauracje są atrakcyjnie zgrupowane nad wodą. Najstarszą i jedną z najlepszych przy zachodnim krańcu przystani jest To Kima. Nowsze lokale stoją przy krańcu wschodnim. Dalej w głąb wyspy, przy nowej obwodnicy stoi To Hrisso Vareli, bardziej oryginalny niż samo miasto. W Kokkari jest także bank (czynny bardzo krótko), telefon, pralnia i jedyne na wyspie kino na wolnym powietrzu.

Najbliższe, w miarę dobre plaże leżą w odległości 30-40 minut piechotą na zachód, można wypożyczyć kajak albo windsurfing. Lemonakia jest trochę za blisko szosy i ma hałaśliwą kawiarnię, natomiast pięknie wygięta w kształt półksiężyca Tzamadou jest na prawie każdym plakacie biura EOT reklamującym wyspę. Jest trochę bardziej naturalna, można tam dojść tylko ścieżką, a źródło pomaga przetrwać dużej kolonii dzikich obozowiczów.

Wśród winnic ukryta jest restauracja. Zachodni kraniec tej plaży jest nieformalnie uznany za teren dla „tekstylnych” i „nietekstylnych”. Jest jeszcze jedna kamienista plaża zwana Tzabou, na zachód od odwiedzanej głównie przez Greków AVLAKII (6 km od Kokkari), nie warto jednak urządzać tam specjalnej wycieczki, chyba że przejeżdżacie tamtędy i macie ochotę na krótką kąpiel.

Tereny między Kokkari i Karlovassi charakteryzują się sielankowym krajobrazem z sosnami, cyprysami, drzewami owocowymi i górami skrytymi w chmurach. Wycieczki w te na wskroś romantyczne rejony stają się coraz bardziej popularne. Pomimo niszczycielskiej działalności buldożerów, część systemu ścieżek, łączącego wioski w głębi wyspy, pozostała nietknięta. Można więc spacerować w nieskoń­czoność, a potem wrócić do głównej drogi i złapać powrotny autobus. W razie niepowodzenia z reguły można znaleźć bez rezerwacji nocleg w wiosce.

Częstym celem wycieczek jest Vrondianis (Vronda). Jednak odkąd mieści się tutaj garnizon wojskowy, miejsce to ożywa tylko na czas festynu 8 września, kiedy serwują giorti (gulasz z mięsem i kaszą). VOURLIOTES, typowa wioska na wzgórzu, z domami krytymi dachówką, o krzywych kominach i jaskrawych okiennicach ma malowniczy rynek. Najlepszy z kilku zajazdów to snack-bar / Kiki serwujący dwa miejscowe specjały: revithokeftedes (placki z ciecierzycy) i muskat domowego wyrobu. Jest on tak ciężki i słodki, że trzeba go rozcieńczać wodą sodową. (Inną specjalnością na Samos, której warto spróbować, jeśli gotuje się samemu, są wspaniałe kiełbaski, które można kupić w niektórych masarniach). Jeszcze wyżej leży MANOLATES, godzinę drogi przez głęboką dolinę rzeczną. Tam także jest restauracja lub dwie. To popularne miejsce jest startem do czterogodzinnych wycieczek na górę Ambelos, drugi co do wielkości szczyt na Samos.

Z Manolates nie da się obecnie dojść pieszo do STAVRINIDES, ponieważ szlak uległ zniszczeniu w 1991 roku. Trzeba zejść prosto w dół kamienistą dróżką przez zacienioną dolinkę, znaną pod nazwą „Aidonia” (Słowiki), aż do PLATANAKIA, gdzie znajduje się parę restauracji i kwater prywatnych. Warto zjeść posiłek w O Paradisos — mają doskonałe wino z beczki (rzecz prawie nieosiągalna na Samos), nieporównanie lepsze od przeważnie drogiego wina butelkowego po­chodzącego ze spółdzielni produkcyjnych.

Platanakia jest w zasadzie południowym przedmieściem AGIOS KONSTAN­DINOS, miasta, które jest klasycznym przykładem zahamowanego rozwoju turys­tyki. Na oblewanej przez fale esplanadzie bez przerwy prowadzone są roboty drogowe, a w pobliżu nie ma odpowiednich plaż. To zbiorowisko pastelowych, kamiennych domów (ciągle oszpecane nowymi betonowymi blokami) jest jednak miłą odmianą po Kokkari. Poza starszymi, wygodnymi hotelami jak Ariadnę, Four Seasons i Atlantis przy głównej drodze, są także nowe kwatery prywatne w blokach. Jeżeli komuś nie spodobają się tutejsze restauracje, do Platanakii jest niedaleko.

Po przejechaniu Agios Konstandinos (konduktorzy zwykle wykrzykują nazwy) widać góry broniące drogi przed naporem morza, i taki niespokojny krajobraz ogląda się aż do Kondakeika. Warto tu przyjechać o zmroku i obejrzeć bajeczny zachód słońca, po czym zejść do maleńkiej przybrzeżnej osady Agios Nikolaos na wspaniałą kolację z dań rybnych.